Przystań 040

Nr 040, czerwiec 2010r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* Mały jubileusz gazetki
* Rocznica Konstytucji
* Święto “Dzień Matki”
* Plaża w Meksyku
* Spotkanie z wagabundą
* Dossier Jędrka c.d.
* * *
40 NUMER NASZEJ GAZETKI
40 wydanie i 10 rok działaności medialnej klubu jest dowodem, że “Centrum Wagabundy” żyje, “coś” tam się dzieje. Dajemy znać o sobie nie tylko w Phoenix, ale i na świecie w działających filiach naszego centrum. Jest dodatkowo rozsławiane przez podróże polonijnego wagabundę Jędrka (przyp. redakcji).
Redakcja klubowej gazetki wydała specjalny folder na piętnastolecie “Centrum Wagabundy” przedstawiając przy tej okoliczności poruszaną tematykę podczas spotkań klubowych. Ważnym celem gazetki jest służenie dla twórczej wspólnoty z ludźmi odsuwając materializm i pobudki egoistyczne na bok. Gazetka propaguje zdrowy styl życia i aktywność w życiu społecznym w czasie ogólnego zubożenia kulturowego społeczeństwa, nie tylko wśród Polonii ale i na całym świecie. Gazetka w swoich założeniach jest dla każdego teoretyczną przystanią, pod której skrzydłami nabywa się pewności w pisaniu i wiarę w siebie. Tu każdy może wypowiedzieć swoje poglądy pisemnie, nie obawiając się krytyki, która czasami robi przykrość odważnym i logicznym przedstawieniom osobistego odczucia do danej sytuacji. Każdy może wyrazić swoją propozycję dla lepszego rozwiązania problemu. Nie ma pospolitego krytykanctwa, które objawia się w innej polskiej prasie nie będącym materiałem wzajemnego poszanowania. Gazetka “PRZYSTAŃ” jest otwarta na przedstawienie pomysłów i tematów spotkań klubowych. Gazetka wrosła w życie każdego z nas, mieszkającego tu na stałe. Wydawana jest przeważnie co kwartał jak i okazyjnie w zależności od bieżących wydarzeń klubowych czy od nich ważniejszych. W wydaniach znajdziemy wzmianki o niektórych gościach, prelegentach, imprezach i podróżach. Wielorakość poruszanych tematów tworzy gazetkę o profilu pouczającym i ciekawym. Oto przecież nam chodzi.
– Ewa Sochmar

* * * *

KONSTYTUCJA 3 MAJA
Jakie miała znaczenie “Konstytucja 3 Maja” dla następnych pokoleń Polaków? (Taki temat opracował członek “Centrum Wagabundy” na lekcję historii w polskiej szkole dokształcającej im. “Mikołaja Kopernika” w Phoenix).
W dniu 3 maja 1791 roku, czyli dokładnie 219 lat temu Ojcowie Konstytucji sporządzili “ustawę rządową”na Sejmie Czteroletnim w toku poufnych narad stronnictwa patriotycznego, której autorem jej pierwotnego projektu był król Stanisław August, a z nim Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj. Projektowi nadano imię “Konstytucja 3 Maja” – będącej pierwszą w Europie a drugą w świecie (kilka miesięcy po Konstytucji Stanów Zjednoczonych).
Co ustalono? Pozostawiła ustrój stanowy, osłabiła pozycję magnaterii, usunięto z sejmików szlachtę, mieszczanom zapewniono wolność osobistą, rozszerzono opiekę państwową nad żydami, przepisy znoszące podział na Koronę Polską i Księstwo Litewskie, władzę pozostawiono sejmowi, wprowadzono dziedziczenie tronu. Król był zwierzchnikiem edukacji, policji, skarbu i wojska. Najmniej zmian wprowadzono doraźnie w położeniu chłopów, utrzymano poddaństwo a tylko przybysze z zagranicy otrzymali wolność osobistą w działaniu.
(Obalona została w poł. 1792 roku wskutek targowickiej konfederacji i agresji wojsk rosyjskich). – Cezar, V klasa
* * *
MAJOWY RAFTING
26 Maja. Pamiętaliśmy o Święcie Matki, uczciliśmy ten dzień wycieczką nad wodę. Mama Ewa była naszym specjalnym gościem. To dla niej poświęcona była ta przygoda. Była to niespodzianka do samego końca, dowiedziała się o niej na miejscu. …O przygodzie napisała córka – Joanna Sochacka.
Po spiętrzonej rzece
Był piękny słoneczny dzień, niedziela, 26 maja 2010. Do rozpoczęcia następnej przygody zostało dwie godziny jazdy po górskiej drodze od domu. Właśnie tego pamiętnego dnia, w “Dzień Święta Matki” wybraliśmy się całą rodzinką, na “wild rafting” (dziki spływ), gdzie spływa się pontonami po rwącej i spiętrzonej rzece “Salt Lake River” na północy Arizony dla podniesienia poziomu adranaliny. Wszyscy, prócz taty uczestniczyli w raftingu pierwszy raz. …Była to niespodzianka dla Mamy.
…Zbiórka o dziewiątej. Uczestnictwo mieliśmy zarezerwowane przez tatę kilka dni wcześniej. Koszt przyjemności – około 160 dolarów od osoby za cały dzień zabawy urozmaicony lanchem. …Mieliśmy godzinę na przebranie się w wodoodporne kurtki, buty i kombinezony dla tych, którym szybko robi się zimno. Oraz zaopatrzyliśmy się w kaski i ratunkowe kamizelki. Mama zdążyła kupić jeszcze wodoodporny aparat fotograficzny aby uchwycić ciekawe momety zabawy na spływie, a szczegolnie wtedy gdy chlustała na nas woda podczas pokonywania przeszkód.W tej przygodzie uczestniczyli również nasi znajomi a zarazem sympatycy “Centrum Wagabundy”. Rodzina Żukowskich Monika i Staś z synem Tomkiem – przyjechali na miejsce spływu prosto z Flagstaff. …Do dzisiątej wszyscy, z czterdziestu osób byli przebrani i gotowi na wodne przygody. Nasz opiekun – Ana, zasugerowała nam wziąść pagaje i iść za nią do miejsca, gdzie czekały na brzegu pontony przygotowane do spływu.
Przed zajęciem miejsca w pontonach jeden z instruktorów dał wykład wyjścia z niebezpiecznej sytuacji gdyby kogo dorwała. Na przykład, gdy ktoś by wyleciał z pontonu podczas przechyłu lub po zetknięciu się z dużymi spiętrzonymi falami. …Wszyscy z nas byli podzieleni na grupy od pięciu do ośmiu osób. W naszym pontonie byli wszyscy Polacy oprócz pilota Anny Amerykanki – razem osiem osób.

…Zepchneliśmy ponton, tak, aby był zanurzony do połowy w wodzie, by móc łatwiej wejść do środka. Poźniej wszyscy usadowili się bezpiecznie na burcie z jedną nogą w specjalnym podłogowym uchwycie dla bezpieczeństwa i utrzymnia lepszej równowagi podczas przechyłów. …Pagajami odbiliśmy się od brzegu jak wszystkie pontonowe grupy. Przez kilka minut według instrukcji przewodnika ćwiczyliśmy komendy “do przodu” albo “do tyłu”, żeby uniknąć nieprzyjemności na wodzie. Całą grupą wiosłowaliśmy siedząc po obu stronach pontonu słuchając komend naszego sternika. Po rozgrzewce i pouczeniu jak wszyscy razem mają wiosłować, wolno, z prądem rzeki zaczeliśmy płynąć spokojnie do przodu. Ana – siedząc na tyle, trzymając duże wiosła, lekko nimi sterowała trzymając ponton na odpowiednim kursie. …Jeszcze nic się nie działo.
Kiedy pierwszy raz zbliżaliśmy się do wodospadu bałam się odrobinę widząc i słysząc z daleka spiętrzoną wodę, ponieważ nie wiedziałam co będzie w następstwie pokonywania przeszkody. …Obyło się bez sensacji, …skończyło się na strachu. Trochę powrzeszczałam jak inni, ale przeżyłam, było bardzo fajnie. W rzeczywistości to nawet nie był wodospad a tak naprawdę tylko jakby uskok kamienisty w nurcie rzeki. Momentami było groźnie, gdzie woda trzepotała pomiędzy wielkimi stereczącymi głazami aż można było się wywrócić pontonem. Mama krzyczała najgłośniej, brat zaniemówił siedząc na przodzie. Woda syczała i chlapała jak szalona. Po pierwszych dwóch “zjazdach” po wodospadach – ci, którzy siedzieli z przodu byli zmoczeni do suchej nitki. A po kilku następnych, nie zdawało to się już tragiczne tylko bardzo przyjemne. …Krzyki strachu ucichły, zastąpił go śmiech i radość. …Zawsze czuwał za wszystkimi grupami ratownik, płynąc pojedyńczo w mniejszym pontonie by w razie czego móc z rzeki wyłowić “pontonową zgubę”.
Ana na każdym “zjeździe” oznajmiała jego nazwę i w jakiej był randze niebezpieczeństwa. Numeracja była od jednego do sześciu. Na tej wycieczce największy numer jaki przepłyneliśmy to był numer “3”. …Odcinek rzeki był wybrany dla początkujących, do których my się zaliczaliśmy.
W połowie drogi dobiliśmy do brzegu na przerwę by zjeść upragniony posiłek. Przycumowaliśmy pontony do lądowych belek i wszyscy mieli okazję rozprostować nogi na specjalnie wybranej rzecznej polanie. Zanim podeszliśmy pod przeciwsłoneczne zadaszenie, na stołach były wystawione owoce, chipsy i przekąski żeby zjeść, kiedy lanch, czyli steaki jeszcze się grylowały. Różnorodnego picia było dowoli. Po lanchu jeden z instruktorów, dla chętnych zabawy, zorganizował kilka gier używając pagaje. W zręczności wyróżniał się brat Cezarek, który przegrał konkurencję tylko ze swoją mamą. Po skończeniu zabaw wszyscy założyli spowrotem kamizelki i kaski by ruszyć w dalszą drogę.
Po nagrzaniu się na słońcu, przy pierwszym “zjeździe”, woda wydawała się lodowata jak wpadała do naszego pontonu. …Czasami wszyscy musieliśmy wiosłować, i Ana też, z całych sił do przodu by gdzieś nie zawadzić o kamień lub utknąć na nim. Na największych kaskadowych zakrętach stał kamerzysta na skałach przybrzeżnych i robił nam z góry zdjęcia jak i kręcił film utrwalający na kliszy naszą walkę z falami i rwącą rzeką.
Po kilku dodatkowych “ślizgach” nasza wycieczka dobiegła końca. Czas uciekł niespostrzeżenie szybko. …Wyczerpani z emocji podpłyneliśmy do brzegu i grupą pomogliśmy zanieść pagaje i ponton na przyczepę autobusową, która czekała na nas w okolicy końca spływu. Wszystkie pontony kładło się jeden na drugim i przywiązywało linkami by podczas jazdy nie pospadały. Następnie wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas na miejsce zbiórki, tam, skąd wyruszyliśmy rano. …Poszliśmy do budki aby obejżeć zdjęcia które nam robiono podczas spływu przez fotografa. Czekały już na dysku do kupienia po przystępnych cenach.

Po zakończeniu miłej zabawy raftingowej zjechaliśmy rodzinką w kierunku dolnego biegu rzeki, do małej zatoki ponieważ mój brat chciał połowić ryby. Przez pół godziny nic nie złapał, więc wyruszyliśmy w powrotną drogę. …Dwie godziny jazdy i wspomnienia zostały niezapomniane do następnego roku.
– Asia, VII klasa szkoły M. Kopernika
*
Kilka słów o Dniu Matki.
Święto to ma bardzo długą tradycję, sięgającą jeszcze starożytnych Rzymian i Greków. Kultem otaczane były Matki-Boginie, będące symbolem płodności i urodzaju, początkiem wszelkiego życia. W czasach nowożytnych Dzień Matki, zwany “Mothering Sunday”, obchodzono od XVII w. W Anglii. Dzień ten był wolny od pracy.
Około XIX w. zwyczaj ten zanikł, aby powrócić po II wojnie światowej. W USA od 1858 r. Istniały Dni Matczynej Pracy, później promowano ideę Dnia Matek dla Pokoju. Dopiero Annie Jarvis udało się dokończyć dzieła. W 1914 r. Kongres USA uchwalił rezolucję ustanawiającą 11 maja (dzień śmierci matki Anny Jarvis) Dniem Matki i świętem narodowym USA. …W Polsce Dzień Matki obchodzimy 26 maja.
– zebrała Asia
* * *
PLAŻOWA ZABAWA
Nie ma to jak na plaży. Po zimie każdy był spragniony innego spędzenia czasu. Takim miejscem jest plaża w Puerto Peńasco nad Morzem Corteza w Meksyku (200 mil z Phoenix na plażę lub do 4 godzin jazdy – jak kto woli).
Nikt się nie zawiódł, pogoda dopisała. Ci co byli zachłanni na opalanie żałowali tego po powrocie do domu. Ci z doświadczeniem wrócili zadowoleni. Trzeba pamiętać, że opalamy się inaczej leżąc na plaży niż przebywając w ogródku swojej posiadłości. Niby te same słońce. Niezauważalne delikatnie wiejące i przyjemne od bryzy morskiej wiatry plażowe do wysokości kilkudziesięciu centymetrów nad piaskiem pomogły przedłużanie opalania się nie czując szkodliwego działania promieni słonecznych. Od wieczora, kiedy już wróciliśmy z plaży dało się dopiero we znaki poprzednia zachłanność na zmianę koloru skóry. Każdy chciał być jak czekoladka nie zdając sobie sprawy z wrażliwości skóry po zimowym okresie.
Trzeba było pamiętać o małych dawkach czasowych opalania się, zabezpieczyć dobrze skórę olejkami, okrywając się jak poczujemy ciepło na plecach. Gdy pierwszego dnia przedobrzymy sprawę, drugiego dnia będziemy zmuszeni siedzieć w ochładzanym hotelowym pokoju – a po co, kiedy można rozłożyć sprawę na raty. Z porażeniem słonecznym towarzyszy brak humoru i niepotrzebny ból. Rozsądny tego uniknie.
Drugą dodatnią stroną spotkania było smakowanie przysmaków prosto z morza pomijając drogę do konsumenta przez zamrożony transport. Przyuliczne jadłodajnie na przeciwko hurtowego składowania przyczyniają się do próbowania świeżo dostarczanego jadła prosto z pierwszej ręki.
Trzecią wesołością było zakończenie dnia w przyplażowej restauracji “Playa Bonita” na świeżym powietrzu przy umilającej zabawę muzyce i palących się króżgankach. – Adam Glob
* * *
SPOTKANIE Z WAGABUNDĄ
Każde spotkanie z Jędrkiem to dla niektórych, szczególnie tych dorastających, jest zaspokojeniem na zadawane pytania o tematyce podróżowania. Nie przeszkadzał plener plażowy. Rozmawiali z nim w wodzie i na kocu. Młodzi są niecierpliwi wyjazdów w dalekie zakątki świata bez przygotowania choć teoretycznego. U nich mamona jest najważniejszym czynnikiem w spędzeniu czasu. Myślą, że otworzy im wszystkie drzwi na świecie. W praktyce bywa inaczej… Dla uzupełnienia wiedzy przedstawiamy ciąg dalszy osobistych wniosków z podróży naszego wagabundy.
*
c.d. DOSSIER PODRÓŻNIKA – JĘDRKA (4,5,6)
*) dossier – wym. dosje zbiór dokumentów i akt dotyczących jakiejś osoby
4. Z podróży zawsze przywożę:
Wiem, że kiedy do podróży przygotuję się dokładnie, to będzie towarzyszył w drodze optymizm. Zakończy się ona sukcesem i co się z tym łączy, – wrócę z niej bogatszy w doświadczenie, które procentuje w szykowaniu i wykonywaniu następnych. Doświadczenie jest bardzo ważne, gdyż pomaga również w rozwiązywaniu problemów wydawałoby się nie raz bez wyjścia. Pomaga przewidzieć pewne sytuacje i ewentualne zabezpieczenie się przed nimi. Doświadczenie tkwi gdzieś sobie w naszej podświadomości i zjawia się niespodziewanie w porę kiedy potrzebujemy.
Pamiętam o drobnych pamiątkach, które pomagają mi przeżywać jeszcze raz momenty związane z danym miejscem. Są one często eksponatami podczas spotkań i prelekcji.

5. Nigdy nie odważyłem się wziąć do ust…:
Podróżując spotykam potrawy, które wydają mi się obrzydliwe. Widziałem jak tubylcy zajadali się w Indiach, Chinach, Australii czy Południowej Ameryce swoimi żywymi przysmakami. …Zazwyczaj wącham potrawy przed skonsumowaniem pod innymi szerokościami geograficznymi. Inaczej nie wezmę do ust potrawy o brzydkim zapachu; rezygnuję z próbowania.
Czasami starałem się przełamać tę zasadę. Pewnego razu, będąc w Meksyku jadłem sporządzoną zupę na moich oczach z żywych małż, bez gotowania. Aromat dodanych warzyw, cytryny i innych przypraw złagodził jej smak i zapach. Obyło się bez sensacji.
W podróżach, pod różnymi szerokościami geograficznymi, smakowałem potrawy z psa, węża, ośmiornicy, iguany, mrówki w czekoladzie i inne, nie mówiąc o ślimakach, czy żabach. Ale nie mógłbym jeść takich potraw na co dzień.

6. Największe podróżnicze rozczarowanie:
Podczas pierwszej podróży dookoła świata “VW garbusem” przeżyłem rozczarowanie a właściwie szok. Na brzegu parku przed plażą schodzącą do oceanu w Balboa – dzielnicy Panama City napadło mnie w biały dzień kilku młodych murzynków w celach rabunkowych. W biały dzień, w południe! Nie było chwili na podjęcie jakiejś strategii. Trwało to sekundy. Wybili szybę z boku, kiedy siedziałem jeszcze w środku. Przestraszyłem się okropnie, ale nie mogłem się poddać. Musiałem bronić się siedząc w środku samochodu. A, że samochód był mały i okno było w zasięgu ręki – czarne łby odskakiwały tylko na bok. Obrona przeszła prawie w zwycięski atak. Prawie, …gdyż po znokałtowaniu kilku opryszków inni zrezygnowali z dalszych złodziejczych podchodów. Lecz nie udało się uchronić od rabunku kilku przedmiotów, które padły ich łupem, nie zauważając kiedy. W tym: zegarek z ręki, kilka dokumentów samochodowych, czy kompas przyczepiony do szyby. Całe szczęście, że nie miałem ze sobą broni, chyba użył bym w tym przypadku, …i byłoby po podróży.
Byłem zaskoczony i zdziwiony, że kolorowi ludzie, w różnym wieku, siedzący na ławkach nie zareagowali na tę walkę, zbliżyli się w celu lepszej widoczności a nie pomocy. Po zakończeniu walki, słyszałem przy odjeżdżaniu spontaniczne oklaski.
Drugim rozczarowaniem w tym incydencie była obojętna postawa policjanta na posterunku policji. Oficer o czarnej skórze wysłuchał tylko skargę na swoich ziomków. Bez żadnego protokołu strat opuścił pokój i nigdy już nie wrócił.
Czasami nie ma silnych na układy – pomyślałem. To wyleczyło mnie z poglądu równych praw człowieka. Starałem się zapomnieć szybko o tym incydencie. Stałem się bardziej czujny w dalszej drodze. Po dwuletniej wędrówce przez 50 krajów wróciłem jednak cały i szczęśliwy. cdn.

* * * * Kącik Poetycki:
PIEŚŃ O MATCE – J. Wrzosa
Całuję spracowane ręce i chylę przed nimi czoło.
O Matce pieśń, to pieśń przez łzy, to pieśń bez słów.
To cały świat, dziecinnych lat, wskrzeszonych znów.
To Matko, sny, że jesteś znów tak blisko,
Jak wówczas, gdy klęczałaś nad kołyską.
Za serce Twe i świętość warg i dobroć rąk
Miast śpiewać pieśń, u Twoich stóp bym cicho kląkł
I wybrałbym najświętsze z wszystkich słów,
I rzekłbym – Matko!
I zmilkłbym znów, o Tobie pieśń, to pieśń bez słów.
Przychodzą w życiu dni powodzi,
Gdy wszystko zdradza nas i zawodzi,
Gdy pociąg szczęścia w dal odchodzi,
Gdy wraca zło do wiary twierdz,
Gdy grunt usuwa się jak kładka,
Jest wtedy ktoś, kto trwa do ostatka,
Ktoś, kto nie umie zdradzić – Matka,
I serce Jej, najczystsze z serc.
O Matce pieśń…
(wiersz przysłał z Chicago Jacek Kawczyński – prezes Stowarzyszenia Rajd Katyński Pamięć i Tożsamość)

* * * * Kącik Ciekawostek:
– Najwięcej operacji plastycznych na świecie przeprowadza się w USA. Na drugim miejscu jest Meksyk.
– Kosmonauci rosną w przewstrzeni kosmicznej. Brak grawitacji powoduje rówież, że nie ma możliwości, by się tam rozpłakali, ponieważ łzy nie mogłyby płynąć im z oczu.
– Serce krewetki znajduje się w jej głowie.
– Pierwsze napoje coca-cola zawierały dodatek kokainy.
– W ustach człowieka żyje więcej bakterii niż USA i Kanada razem wzięte mają ludności.

* * * * Kącik Mądrości:
“Czyń dobro mimo to”
– Ludzie są nierozsądni, nielogiczni i zajęci – kochaj ich mimo to
– Jeżeli uczynisz coś dobrego, zarzucą ci egoizm i ukryte intencje – czyń dobro mimo to
– Jeżeli ci się coś uda, zyskasz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów – staraj się mimo to
– Dobro, które czynisz jutro zostanie zapomniane – czyń dobro mimo to
– Uczciwość i otwartość wystawia cię na ciosy – bądź sobą mimo to
– To, co zbudowałeś wysiłkiem wielu lat, może przez jedną noc lec w gruzach – buduj mimo to
– Twoja pomoc jest naprawdę potrzebna, ale kiedy będziesz pomagał, oni mogą cię zaatakować – pomagaj mimo to
– Daj światu z siebie wszystko, a wybiją ci zęby – dawaj dalej mimo to
– Matka Teresa z Kalkuty

* * * * Kącik Humoru:
Kilka fraszek Jana Sztundyngera:
– (Miły czytelniku…) Miły czytelniku, upraszam cię wielce,
Nie pij fraszek haustem – sącz je po kropelce.
– (“??”) Któż równa do gówna?
– (I kobieta…) I kobieta, i kwiat. Mają dni swoje. Nie mają lat.
– (I po co rzucać…) I po co rzucać perły przed wieprze, Pomyje dla nich o wiele lepsze.
– (Są ludzie…) Są ludzie z duszą zrzędną, Przy takich kwiaty więdną.
– (Wsi spokojna…) Wsi spokojna, wsi wesoła, Głoszę twoją chwałę,
I do miasta sobie jadę, Mieszkać w nim na stłe.
– (Z grama…) Z grama korzyści – Kilo zawiści.
– (Za mnie…) Za mnie myśli polska mowa, Ja – tylko notuję słowa.
– (Ach Boże, Boże) Ach Boże, Boże, czemu tak się dzieje,
Że tylko głupi ma matkę nadzieję?
– (Alimenta) Tarapaty Taty.

* * * * Horoskop Indiański
WĄŻ (24.10 -22.11)
Budzi respekt i lęk swoim hipnotyzującym wzrokiem. Urodzeni w tym znaku są znakomitymi obserwatorami, nawet na dnie cudzych myśli, dotrze do zakamarków cudzych pragnień. Psychika człowieka nie robi tajemnic, która nie zjednuje mu wielbicieli. Jest intelektualowym “ekspertem dusz”. Totemowe węże są tajemnicze, często odpychane przez towarzystwo, są urodzonymi badaczami – samotnikami. Mają nieposkromioną ambnicję, aby dojść do celu. Czasami są nieobliczlni dla otoczenia.
Uczucia – w nich są pełni i bezkompromisowi tak jak w dojrzałych i głębokich uczuciach na całe życie. Miłość rozwija się stopniowo a partner staje się z czasem “ofiarą” bezgranicznej miłości, zazdrości i zaborczości.
Zdrowia i praca – słaby punkt jest żołądek z nadmiaru nagromadzonej energii. Energię wykorzystuje w pracy bez reszty. Osoba jest ambitna, wykształcona i posiada dużą siłę przebicia. Szef wymaga dużo od podwładnych jak i od siebie. W walce szanuje sobie czyste jej formy.

* * * * Kącik Wydawcy:

Mile widziana jest młodzież w pisaniu swoich ciekawych spostrzeżeń z otaczającego życia lub ze spędzonych wakacji w naszej gazetce. Odrzucić tremę w pisaniu – pomożemy. Pamiętajmy !!! – naszym językiem jest język polski gdziebyśmy się nie znajdowali a każdy inny język potrzebny jest tylko do egzystencji tam gdzie żyjemy. Bez języka polskiego nie ma Polski! Bawmy się razem! – to nasza myśl przewodnia.Warto mieć łączność z “Przystanią”. Jest to droga “odnalezienia się”.
– mgr inż. Andrzej Sochacki

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
*II-gie letnie spotkanie: w sobotę przed południem na plaży, dnia 14 sierpnia, 2010 roku. Temat: Poznanie turystyczne Puerto Peńasco (Rocky Point), kolacja w restauracji “Playa Bonita”. Więcej informacji: 602-244 1293. Zapraszamy!

Dla przypomnienia: Spotkania w Centrum Wagabundy odbywają się cyklicznie co kwartał (luty, maj, sierpień, listopad) w najbliższą sobotę środka miesiąca o godz. 19:00. Przynosimy z sobą jak zwykle – co kto lubi,. Informacje w klubie: 1-602-244 1293

O G Ł O S Z E N I A i R E K L A M Y
* Nie przegap okazji! W Centrum Wagabundy są do nabycia: wartościowe wydanie książki-albumu ze zdjęciami na kredowym papierze pt. “Sześć podróży dookoła świata” oraz książek: “Poradnik Trampingu Turysty Zmotoryzowanego” i “Harleyem dookoła świata” – Andrzeja Sochackiego.

Uwaga: Poprzednie wydania gazetki jak i wiele innych ciekawych pozycji są w archiwum Centrum Wagabundy: www.azpolonia.com i www.andrzejsochacki.com.
– z pozdrowieniami zespół C. W.

Tel: 602-244 1293, centrumwagabundy@yahoo.com, 3715E. Taylor Street, Phx, AZ 85008
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
$$$ $$ Dziękujemy wspierającym Fundację, rozumiejących nasz aspekt: Wszystko dla biednych, utalentowanych i bez szczęścia. Darowiznę pamiętajmy odpisać od podatku.

This entry was posted in Gazetka Przystań. Bookmark the permalink.