AzPolonia >> Artykuł
Martin Transports International
Polacy w Republice Południowej Afryki

Data wstawienia: 18 maja, 2006

Republika Południowej Afryki (RPA) zajmuje całą południową część kontynentu afrykańskiego. Zachodnie jej brzegi oblewa Ocean Atlantycki, a wschodnie Ocean Indyjski. Północną granicę kraju stanowią granice państwowe z Namibią, Botswaną, Zimbabwe, Mozambikiem i Suazi. Obszar kraju wynosi 1 219 000 km kw., a zamieszkuje go ponad 45 mln ludzi, z których ok. 78% to Murzyni, 10% ludność biała, ok. 9% ludność kolorowa i ok. 2,5% Azjaci. Stolicą kraju jest Pretoria-Tshwane.

Kiedy w 1488 roku portugalski żeglarz, poszukujący drogi morskiej do Indii, odkrył Przylądek Dobrej Nadziei, duże obszary dzisiajszej RPA były bezludne. W 1652 roku. przybyli do Kraju Przylądkowego (od Przylądka Dobrej Nadziei) koloniści holenderscy, zwani Burami, a dziś Afrykanerami, i założyli miasto Kapsztad (Cape Town). W latach 1795-1803 kolonię holenderską zajęli Anglicy. Niezadowoleni z rządów angielskich Burowie w 1835 roku przenieśli się (tzw. wielki trek-wielka wędrówka) na tereny dzisiejszego Natalu i założyli tam swoją republikę. Jednak już w 1843 roku anektowali ją Anglicy. Burowie znowu ruszyli w drogę i zajęli tereny dzisiejszego Transwalu, na których w 1856 roku utworzyli Republikę Południowoafrykańską, której niepodległość uznała Anglia. Inna grupa Burów zajęła w 1837 roku ziemie dzisiejszej Oranii; 1848 roku anektowali ją Anglicy, jednak w 1854 roku Burowie wywalczyli niepodległość. Po odkryciu wielkich zasobów złota w Transwalu i pól diamentowych w Oranii, Anglia napadła na obie republiki burskie i w latach 1899-1902 je podbiła (tzw. wojna burska). W 1910 roku powstał na terenie byłych terenów burskich Związek (Unia) Południowej Afryki (ZPA), zależny od Wielkiej Brytanii. Rządzący Afrykanerzy w 1961 roku wystąpili z brytyjskiej Wspólnoty Narodów i utworzyli niezależne państwo – Republikę Południowej Afryki (RPA), rządzoną przez białą ludność i w której obowiązywał apartheid (segregacja rasowa). Większość murzyńska domagała się władzy – współrządzenia krajem. Ich marzenie ziściło się dopiero w 1994 roku.

....................

Chociaż, jak to widzimy z historii Republiki Południowej Afryki, kraj ten był kolonizowany i rządzony przez białych – i to od XVII w., a poza tym miał olbrzymie pokłady złota, Polacy rzadko tu trafiali i jeszcze rzadziej tu się osiedlali. Co ciekawe, że rzadziej Polacy tu bywali niż w Afryce Centralnej, nie mówiąc o Afryce Północnej. W XVII w. nie zatrzymywali się tu nawet, a tylko w sąsiednim, już pod portugalskim panowaniem, Mozambiku, polscy misjonarze katoliccy, udający się na misje do Indii czy na Daleki Wschód. Widzieli oni brzegi południowej Afryki i przepływali obok Przylądka Dobrej Nadziei. Nie do nich należała w tym jednak palma pierwszeństwa. Przed nimi i brzegi południowej Afryki i Przylądek Dobrej Nadzieli widzieli już w XVI w. dwaj inni Polacy udający się do Indii: Erazm Kretkowski (1508-1558) i Krzysztof Pawłowski (zm. 1602). Ten ostatni w jednym z listów do przyjaciół w Krakowie opisał swoją podróż morską z Lizbony do Indii, wspominając Przylądek Dobrej Nadziei (Bolesław Kuźmiński „Przygody polskich obieżyświatów na morzach i lądach” (Gdańsk 1973). Portugalczycy prawie nigdy nie lądowali w rejonie przylądka, gdyż jest to bardzo niegościnny brzeg.

Przylądek Dobrej Nadziei opisał również polski głośny jezuita rodem ze Lwowa Michał Boym (1612-1659), udający się na misję do Chin. Płynął wzdłuż brzegów południowej Afryki na przełonie 1643/44 roku. Całą nadmorską połać od Przylłdka Dobrej Nadziei „aż do rzeki płynącej w stronę Goa” nazywa Boym Kafrarią, a zamieszkujęce te ziemie ludność – Kaframi. Wspomina jednego z ich królów – Marawiusa, który miał panować na terenach położonych w rejonie Przylądka Dobrej Nadziei. Boym był więc pierwszym Europejczykiem piszącym o Kafrarii i Kafrach. Pisał o tej krainie i jej mieszkańcach około 150 lat wcześniej przed angielskim podróżnikiem i geografem – Johnem Barrowem (1796), któremu nauka angielska przypisywała zdobycie i opublikowanie pierwszych wiadomości o Kafrach (Edward Kajdański „Michał Boym” Warszawa 1999).

Jest bardzo prawdopodobne, że w XVII i XVIII w. marynarze pochodzący z Gdańska pływali do portu w Kapsztadzie. Bowiem jest faktem, że wielu gdańszczan było marynarzami na statkach holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która w 1652 roku założyła Kapsztad. Co więcej, są skąpe informacje od lat 60. XVII w. mówiące o polskich osadnikach i żołnierzach zaciężnych w Kraju Przylądkowym (Internetowa Encyklopedia PWN). Jednak i w tym wypadku chodzi tu głównie o gdańszczan i to zapewne niewielu. Polacy byli zazwyczaj katolikami, a kolonia burska była protestancka. Protestancka w okresie wielkiej nietolerancji. Gdańszczanie natomiast byłi protestantami. Natomiast jest faktem, że w XIX w. wielu polskich marynarzy na statkach różnych bander (angielskiej, francuskiej, rosyjskiej, niemieckiej) pływało do portów południowoafrykańskich. Do tego grona marynarzy i kapitanów statków należał m.in. kapitan, a potem znany pisarz angielski pochodzenia polskiego Joseph Conrad – Józef Konrad Korzeniowski (1857-1924).

Jak już wspomniałem, w latach 1795-1803 Anglicy zajęli Kraj Przylądkowy (Kapsztad). Po klęsce i detronizacji Napoleona w 1814-15 grupa żołnierzy polskich walczących dotychczas u boku cesarza Francuzów, po dostaniu się do niewoli brytyjskiej wstępiła do armii Imperium i została skierowana do Kraju Przylądkowego. Nie wiemy czy ci Polacy pozostali tu na stałe czy wrócili do Europy. Mała grupa Polaków brała udział również w wojnie angielsko-burskiej 1899–1902.

Jakoś niewielu nawet polskich podróżników trafiało do południowej Afryki– zaledwie kilku. Największym z nich był krakowianin Antoni Rehman (1840-1917), geobotanik i geograf, od 1882 roku profesor polskiego uniwersytetu we Lwowie. W latach 1875-77 i 1879-80 odbył on dwie podróże do Afryki Południowej. Trasa obu podróży wyniosła ogółem około 7000 km. Rehman zwiedził kraj od Kapsztadu aż po Pretorię i od wyżyny Nama (Little Namaqualand) do Durbanu. W Kraju Przylądkowym szczegółowe badania prowadził na obszarze od gór Outenikwa po jezioro Knysna, na terenach od doliny rzeki Buffels po miasto Kimberley. Potem ruszył na wschód, przemierzając Oranję, tereny dzisiejszego państwa Lesoto, Góry Smocze do Natalu, gdzie zakończył swoją podróż naukową w porcie Durban.

Podczas swej drugiej podróży po południowej Afryce Rehman udał się do Transawlu, prowadząc badania na pustyni Kalahari, docierając na tereny graniczące z obszarem dzisiejszego Parku Narodowego Krugera, w rejon gór, które jak myślał nie były jeszcze odkryte i nazwane. Nazwał je więc Górami Lechlaba (kto to był lub co ta nazwa oznacza nie mogłem ustalić: takiego nazwiska nie ma w encyklopediach i w Internecie). Był to jednak zapewne północny cypel Gór Smoczych i nazwa się nie przyjęła. W każdym bądź razie milczy o niej B. Kuźmiński w swej książce „Polskie nazwy na mapie świata” (Warszawa 1967). Chociaż z drugiej strony można było ją zatwierdzić jako pasma Gór Smoczych w tym rejonie. Z wierzchołka „odkrytych” przez siebie gór Rehman zobaczył w oddali wielką rzekę Limpopo, do której chciał podążyć. Niestety, towarzyszący mu tragarze i przewodnicy murzyńscy wkrótce potem Rahmana niespodziewanie opuścili, zostawiając go samego w bezludnej okolicy. Na domiar złego Rahman zachorował na febrę i ledwo żywy z trudem dotarł po dłuższej wędrówce do jakiejś wioski murzyńskiej. Po dłuższej kuracji Rehman postanowił wrócić do Polski.

Owocem tych dwóch podróży naukowych Rehmana było przywiezienie zbioru 6000 gatunków i 30 000 okazów kolekcji botanicznej, który w większości został nabyty przez uniwersytet w Zurichu (Szwajcaria). Owocem podróży afrykańskich Rehmana było również kilka książek i prac naukowych w języku polskim i niemieckim: z zakresu geobotaniki „Geobotaniczne stosunki południowej Afryki” (1880) oraz książki „Szkice podróży do południowej Afryki odbytej w latach 1875-77” (1881) i „Echa z południowej Afryki” (1884); w 1953 roku ukazało się skrócone wydanie obu tych książek pt. „Podróże po Afryce”.

Pod koniec XIX w. w ślady Rehmana podążył przyrodnik Stefan Suchecki (1865-1905), który następnie przez kilka lat mieszkał w Natalu. Niestety, wyniki jego badań są dzisiaj nieznane. W 1901 roku wydał w Warszawie książkę „Wschodnim wybrzeżem Afryki”. W tym samym czasie, dokładnie w latach 1896-97, przebywał w Transwalu wybitny biolog i mikrobiolog polski, pracownik Instytutu Pasteura w Paryżu Jan Danysz ((1860-1928), który zwalczał tu z dużym powodzeniem epidemię pestis bovina u bydła.

W okresie międzywojennym do południowej Afryki w celach naukowych udali się m.in. zoolog Wacław Roszkowski (1933-34), geolog oraz jeden z czołowych działaczy w dziedzinie ochrony przyrody w Polsce i Europie Walery Goetel (1889-1972) i geograf, profesor Szkoły Głównej Planowania i Statystyki i Uniwersytetu Warszawskiego Jerzy Loth (1880-1967), czego owocem była obszerna „Kronika podróży przez ląd afrykański od Przylądka Dobrej Nadziei do Morza Śródziemnego (Voyage par l’Afrique du cap de Bonne Espérance à la Méditerrannée), zamieszczona w „Przeglądzie Geograficznym” ( Nr 1-2 1930).

Spośród Polaków w południowej Afryce przed II wojną światową najbardziej znanym był baron Stefan Gottfryd Józef Ropp (1892- ok. 1955), inżynier matalurgii i górnictwa oraz ekonomista. Po ukończeniu studiów na uniwersytetach w Birmingham (Anglia) i Louvain (Belgia) wyjechał do południowej Afryki i na uniwersytecie w Johannesburgu studiował administrację i psychologię, po czym pracował jako inżynier w kopalni złota w tym mieście. Podczas I wojny światowej, w 1916 roku wstąpił jako ochotnik do I Konnej Brygady Południowoafrykańskiej, następnie przeszedł do lotnictwa jako instruktor techniczny. Po wojnie był doradcą technicznym kolei państwowych w ZPA, zastępcą profesora uniwersytetu Witwatersrand w Johannesburgu, właścicielem zakładu metalurgicznego koło Germiston, prezesem koncernu fabryk Armstrong Concretes Ltd. oraz redaktorem pisma społeczno-ekonomicznego „Manhood”. Po powrocie do Polski inż. Stefan Ropp był m.in. od 1926 roku profesorem Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu i w latach 1931-39 dyrektorem Międzynarodowych Targów Poznańskich.

Złoto. Odkrycie jego w różnych częściach świata ściągało tysiące jego poszukiwaczy. Tym bardziej odkrycie tak bogatych złóż tego cennego kruszcu w południowej Afryce musiało ściągnąć tu niejednego Polaka. I ściągnęło. Polacy przybywali tu już po odkryciu pól diamentowych w Oranii w 1867 roku. Odkrycie złota w Transwalu (Rand) w 1886 roku tylko zwiększyło napływ tu Polaków. Ilu ich tu przybyło? – trudno na to pytanie odpowiedzieć. Jest jednak faktem, że w górniczych ośrodkach Randu, a także i w Kapsztadzie powstały wówczas większe skupiska polskie, jak np. w Modderspruit, który był nawet nazywany polską osadą. Zostały one objęte nawet duszpasterstwem w języku polskim (Arkadiusz Żukowski „Polska diaspora w Afryce” 2001). Prawdopodobnie był to ktśryś z misjonarzy polskich z Mariannhill albo jeden z polskich jezuitów z prowincji galicyjskiej, pracujących w tym okresie w sąsiednim Mozambiku.

Właśnie w tym okresie południowa Afryka stała się terenem działalności polskich misjonarzy katolickich, należących do niemieckiego trapistów - Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill, a potem polskich zgromadzeń, których znamy z nazwiska. Praca misyjna Polaków w południowej Afryce rozpoczęta w 1889 roku trwa po dziś dzień.

Założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Mariannhill w kraju Zulusów, trapista ks. Franz Pfanner, w ramach akcji powołaniowej i gromadzenia funduszy na budowę klasztoru w Durbanie odwiedził również tereny polskie wchodzące w skład Niemiec: Górny Śląsk, Pomorze i Poznańskie. Pierwsi Polacy, którzy wstąpili do zgromadzenia to: Ansgar Szczygieł z Pomorza oraz Jacek Solomon, Alzelm Skotnik i Rustyk Hajduga z Górnego Śląska. Już w 1889 roku w misji w Mariannhill pracowało 7 księży i 17 braci, a dwóch kleryków przygotowywało się do święceń. W gałęzi żeńskiej tego zgromadzenia, założonego także przez ks. Franza Pfannera (Zgromadzenie Sióstr Misyjnych od Przenajdroższej Krwi) pracowało 11 sióstr Polek. Liczba Polaków w Mariannhill wzrastała, tak że w latach rozkwitu misji w Mariannhill przebywało w niej około 70 Polaków (30 kapłanów i braci i ponad 40 sióstr).

Spośród wszystkich polskich misjonarzy pracujących w Afryce polscy misjonarze w Mariannhill (ok. 150 km od Pietermaritzburga) stanowili najliczniejszą grupę. Do najbardziej znanych, zasłużonych misjonarzy polskich tego zgromadzenia należał ks. Maurus Kalus, przybyły tu w 1898 roku; miał zdolności lingwistyczne i nauczył się wielu języków murzyńskich. Polscy braci z tego zgromadzenia zasłynęli jako znakomici fachowcy-rzemieślnicy. Prowadzili różnego rodzaju warsztaty: techniczno-dentystyczny, wozowniczy, zegarmistrzowski, garbarski itp. Siostry natomiast prowadziły szkoły misyjne, zajęcia z gospodarstwa domowego i szycia, uczyły uprawy roli.

Jedna ze stacji misyjnych należących do misji w Mariannhill została nazwana w 1892 roku Centocow czyli Częstochowa (w skróconej i zanglizowanej formie), gdyż pracowali tam Polacy i w pięknym i dużym kościele, a właściwie na zewnątrz, we wnęce od strony prezbiterium, wisi sprowadzony już wtedy z Polski, obraz Matki Bożej Częstochowskiej, namalowany na blasze.

Choć wielu uważało misję w Mariannhill za misję prowadzoną przez Niemców, bo w teorii tak to wyglądało, to tak naprawdę ta najbardziej w owym czasie rozwinięta misja w Afryce, opierała się o personel polskiego pochodzenia i była w dużej mierze utrzymywana dzięki funduszom nadsyłanym z Polski (witryna: madagaskar.alleluja.pl).

Dzisiaj co do polskości Mariannhill nie ma już najmniejszej wątpliwości, bowiem od szeregu lat pracują tu dzisiaj wyłącznie polscy paulini, przybyli z Częstochowy do swojej Pani w kraju Zulusów. Zastąpili Niemców, którzy z braku powołań kapłańskich w Niemczech nie byli w stanie prowadzić dalej misji mariannhillskiej.

Ojcowie Paulini z Centocow pracują w diecezji Umzimkulu, gdzie znajduje się jeszcze ośmiu polskich księży misjonarzy. Podobnie jak w Polsce, także tutaj, w kraju Zulusów Częstochowa - Centocow stanowi dla polskich misjonarzy i misjonarek miejsce, gdzie najchętniej się spotykają. Są to spotkania modlitewne, dni skupienia i rekolekcje. Misję odwiedzają licznie Polacy południowoafrykańscy (witryna: Czas Miłosierdzia. Białostocki Biuletyn Kościelny).

Centocow to jedyna „polska” nazwa geograficzna w Republice Południowej Afryki.

Na początku XX wieku w południowej Afryce rozpoczęły pracę misyjną inni misjonarze polscy lub polskie zgromadzenia zakonne. Pracę tę zapoczątkowali Oblaci Maryi Niepokalanej. W latach 1902-21 prowadził działalność misyjną w Transwalu ks. Teofil Nadzik OMI. Oprócz pracy misyjnej, opieką duszpasterską otoczył także polskich emigrantów na tym obszarze. Natomiast br. Józef Otrząsek rozpoczął swą działalność w Transwalu w 1921 roku i pozostał tam aż do śmierci w 1940 roku.

Kolejnymi polskimi misjonarzami w południowej Afryce byli księża ze zgromadzenia Synów Serca Jezusowego: ks. Daniel Kauczor i br. Aleksander Cygan. Pierwszy przyjechał tu w 1923 roku, drugi w 1924 roku. Br Cygan, który w latach 1894-1924 pracował w Afryce centralnej, przebywał teraz w misji w Lyndenburgu. Natomiast ks. dr Daniel Kauczor, który pracował w latach 1913-1923 w wikariacie apostolskim w Chartumie (Sudan), przyjechał tu aby objąć urząd ordynariusza prefektury apostolskiej w Umtata (dzisiaj jest to diecezja w metropolii Durban). Zmarł na tym urzędzie w 1926 roku.

W latach 30. przybyli do pracy w pallotyńskiej misji w Queenstown ks. Karol Kubisch (1930-1936) i ks. Bernard Pawłowski (1931-1939).

8 października 1946 roku przyjechała do Johannesburga przełożona polskiego domu zakonnego sióstr Służebniczek NMP ze Starej Wsi (tzw. służebniczki starowiejskie) w Kasisi w ówczesnej Rodezji (dziś Zambia) siostra Chrystiana wraz z pięcioma kandydatkami polskimi – wychowankami polskich obozów w Afryce, które miały z Johannesburga udać się do nowicjatu w Ameryce. Siostry, zachęcone przez miejscowe władze duchowne, postanowiły osiedlić się w południowej Afryce. Już w 1946 roku został otwarty nowicjat w Johannesburgu dla tych kandydatek; przez ten nowicjat przeszło kilkanaście dziewcząt. Pracują one dzisiaj w RPA, USA i Zambii. 17 sierpnia 1947 roku siostry otrzymały zgodę na stały pobyt w tym kraju i już 1 września tego roku nabyły posiadłość w Lyndhurst. Głównym zadaniem sióstr było prowadzenie domu dziecka dla 80 dzieci. W domu zakonnym w Lyndhurst było 8 zakonnic. W 1954 roku przełżoną została s. Rufina Świrska, która rozpoczęła budowę wielkiego zakładu. Kontynuowały to dzieło jako nowe przełożone s. Laurencja Dydek od 1958 roki i po niej s. Febronia Jarosz. Pierwszym kapelanem sióstr został ks. Leon Łomiński. Dzięki niemu Lyndhurst stało się również ośrodkiem życia polonijnego w południowej Afryce. Jest siedzibą i rezerwuarem polskości na terenie tego kraju – jak to napisał ks. Jan Jaworski. Dzisiaj siostry Służebniczki (w liczbie 13 i jedna nowicjuszka - Magdalena, przebywająca obecnie w Polsce; przełożona Romana Stępnik) pracują dla katolików południowoafrykańskich i nadal utrzymują kontakt z Polonią. W Lyndhurst prowadzą dom dziecka i przedszkole, pracują na placówkach misyjnych w Mahobe i Matatiele oraz prowadzą szkołę dla dzieci głuchoniemych w Port Shepstone.

W 1967 roku w Republice Południowej Afryki pracowało 36 polskich zakonnic, należących do kilku zgromadzeń zakonnych. Najwięcej zakonnic – 14 należało do Zgromadzenia Świętej Rodziny, z których 10 pracowało wśród Murzynów w Basutolandzie, w bardzo trudnych warunkach. Natomiast 1 stycznia 2006 roku na misjach w Republice Południowej Afryki pracowało łącznie 57 Polaków, w tym 22 zakonników i 20 zakonnic.

Film dokumentalny „Afrykańska Misja Święta” mówi o pracy polskich misjonarzy na pustyni Kalahari w Republice Południowej Afryki.

Metody wydobywania złota i wykorzystywania tu taniej murzyńskiej siły roboczej uniemożliwiły zaistnienie tego masowego zjawiska , które w wielu rejonach świata nazywano „gorączką złota”. Stąd pobyt Polaków w złotonośnym Randzie był siłą rzeczy tymczasowy.

W latach 1902 -1911 do angielskiej już Południowej Afryki przybyło 381 osób urodzonych w Polsce, 3 227 na Litwie i 3 062 w Rosji. Etnicznych Polaków w tych grupach było niewielu. Byli to głównie Żydzi W latach 20. i 30. XX w. nasiliły się przyjazdy ludności polsko-żydowskiej. Dane statystyczne z 1936 roku podają, że na przestrzeni ostatnich 13 lat przybyło do Południowej Afryki 2 826 osób z Polski, z których zaledwie ok. 150 było Polakami, a resztę stanowili Żydzi. Pod koniec lat 30. liczbę polskich Żydów w Związku Południowej Afryki szacowano na 10-15 tysięcy. Ich udział w różnych biznesach związanych z wydobyciem diamentów i złota i handlem tymi minerałami był i jest bardzo duży. Firma Złotowski była jeszcze w latach 60. i 70. XX w. jedną z największych firm diamentowych i złotych. W Johannesburgu była znana firma budowlana Jana Gliksmana (zm. 1966) oraz firma metalowa Kujawskiego. Po II wojnie światowej w Klerksdopie osiedlił się kapelan Wojska Polskiego wyznania mojżeszowego, rabin Mitze. Zydzi ci w większości nie utożsamiali się z Polską i Polakami, chociaż w Johannesburgu na początku lat 30. powstała organizacja pod nazwą Polsko-Hebrajskie Stowarzyszenie Dobroczynności, a w Kapsztadzie Federacja Żydów Polskich.

Bolesław Wierzbiański w swojej książce „Polacy w świecie” (Londyn 1947) pisze, że po napadzie i podboju Polski przez Niemcy i Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku, również tutajsi nieliczni i niezorganizowani Polacy pospieszyli z pomocą Polakom i sprawie polskiej w miarę swoich skromnych możliwości. Kilku ochotników wstąpiło do Wojska Polskiego w Wielkiej Brytanii, aby walczyć o wolną Polskę.

Tragedia Polaków w II wojnie światowej spowodowała czasową obecność w Związku Południowej Afryki uchodźców cywilnych. Po napadzie Niemiec na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 roku rząd polski w Londynie nawiązał ponownie stosunki dyplomatyczne z Moskwą, w wyniku których wyprowadzono z sowieckiego Domu Niewoli tysiące polskich sierot i półsierot, których rodzice lub rodzic zginęli z głodu lub zimna na syberyjskim wygnaniu. 18 tysięcy z nich trafiło do obozów w angielskich koloniach w Afryce. Pod koniec 1942 roku rząd południowoafrykański (gen. J. Smuts) wyraził gotowość przyjęcia 500 sierot i półsierot do 12 lat oraz na przybycie z nimi kilkadziesięciu wychowawców i nauczycieli. Dzieci miały być umieszczone w specjalnie przygotowanym obozie w Oudtshoorn u podnóża gór Klein Karru, 55 km od portu George, leżącego w połowie drogi między Kapsztadem a Port Elizabeth. Ze strony polskiej obóz urządzała grupa Polaków z obozu polskiego w Livingstone w Północnej Rodezji (Zambia), z dr Łepkowskim na czele, który był delegatem rządu polskiego w Londynie. Niestety, pierwszy transport dzieci, który wypłynął z Persji (Iranu) na początku lutego 1943 roku, został zaatakowany przez łodzie podwodne gdzieś koło Madagaskaru i wszyscy zginęli. Tę wielką tragedię dzieci – sierot i półsierot wyrwanych z rąk śmierci w Rosji - trzymano w tajemnicy przez wiele lat po wojnie. Zorganizowano więc drugi transport 500 dzieci (200 dziewcząt i 300 chłopców) i 60 opiekunów i wychowawców, który szczęśliwie dopłynął do Port Elizabeth 10 kwietnia 1943 roku. Po odbiór dzieci z portu przyjechali dr Łepkowski i ostatni marszałek Senatu RP Bogusław Miedziński.

Obóz w Oudtshoorn, istniejący od kwietnia 1943 do połowy 1947 roku dostał oficjalną nazwę Polish Children’s Home – Dom Dzieci Polskich. Jego kierownikiem został F. Kubieński, któremu pomagali jego zastępcy, p. Tarnowicz i dr Skowroński. Z ramienia rządu południowoafrykańskiego miał nadzór nad obozem i był łącznikiem między kierownictwem obozu a rządem tzw. superintendent. Dzieci były pod opieką i na utrzymaniu polskiego rządu emigracyjnego w Londynie, a po cofnięciu uznania temu rządowi przez Pretorię, od 1 stycznia 1947 roku utrzymanie obozu było finansowane przez rząd południowoafrykański; trzeba przyznać, że rząd w Pretorii okazywał stałe zainteresowanie obozem i dziećmi. Dom Dzieci Polskich wspierała również Polonia amerykańska i argentyńska, ta druga przysyłając m.in. 50 skrzyń z wełną do robienia swetrów, ubrania, pomoce szkolne i instrumenty muzyczne. Dzieciom polskim okazywała serce również miejscowa ludność afrykanerska, co przejawiało się np. w zapraszaniu ich do ogrodów na owoce, czym się wyróżniał farmer Macalister.

Dom Dzieci Polskich, złożony z baraków mieszkalnych, administracji, szkół, 3 świetlic (jedna dla personelu), biblioteki, szpitala (dr Wilczkiewicz), kuchni z obszerną jadalnią, pralni, magazynu, sklepu i kaplicy, dawał względnie wygodne pomieszczenie, odpowiednie pożywienie, ubranie, opiekę lekarską i duchową oraz możność nauki w języku polskim. W obozie założono szkołę podstawową (kier. Plesnerowa) oraz gimnazjum kupieckie (kier. Bielski) i szkoły: mechaniczną (kier. Michał Malerba) i krawiecką (kier. pani Wilczkiewicz). W szkołach tych pobierało naukę 340 dzieci i młodzieży. Kapelanem obozu był ks. Leon Łomiński.

Personel i wychowawcy Domu Dziecka Polskiego pracowali z wielkim poświęceniem i oddaniem dla dzieci i sprawy polskiej. Dzieci były wychowywane w duchu polskim i patriotycznym. Urządzano akademie z okazji polskich świąt narodowych, pielęgnowano polskie tradycje i działało harcerstwo, prowadzone przez p. Kusińskiego. W latach 1944-1945 w obozie wydawany był w nakładzie 125 egzemplarzy tygodnik dla młodzieży „Krzyż Południa”, który redagował ks. Leon Łomiński.

W pierwszych miesiącach 1947 roku rząd postanowił zlikwidować Dom Dziecka Polskiego. Do 1947 roku około 200 dzieci opuściło obóz – większość półsierot wróciła po wojnie (maj 1945 r.) do swego rodzica, a grupa dzieci wyjechała do Polski. W związku z likwidacją obozu dziećmi zaopiekował się południowoafrykański Kościół katolicki. Z jego ramienia ks. prał. Kenning przy pomocy ówczesnego Delegata Apostolskiego ks. Martina Lucasa SVD umieścił młodzież polską, szczególnie dziewczęta, w szkołach katolickich z internatami. Po ich ukończeniu kilkanaście dziewcząt zostało przyjętych na uniwersytety. Starsi chłopcy poszli do szkół górniczych lub innych zawodowych. Młodsi chłopcy poszli do szkół Księzy Salezjanów w Kapsztadzie. Z młodzieży polskiej wyszło wielu inżynierów, wiele z nich zajmowało powyżne stanowiska, kilku zostało księżmi. Ks. Jan Jaworski, który poznał wielu wychowanków obozu w Oudtshoorn, tak o nich mówi: „Ogólnie muszę stwierdzić, że są to ludzie bardzo pozytywni, którzy własną pracą wywalczyli sobie pozycję w społeczećstwie południowoafrykańskim... Z wielką miłością garną się do polskości, do tego, co skradzione im było z ich dzieciństwa”.

Podczas wojny zadzierzgnęła się jeszcze innego rodzaju współpraca Polaków z rządem południowoafrykańskim i przyjaźń polsko-południowoafrykańska.

Związek Południowej Afryki, jak wszystkie inne państwa członkowskie Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, wypowiedział wojnę Niemcom po ich najeździe na Polskę we wrześniu 1939 roku. Przez ZPA przeszło w okresie II wojny światowej ponad 12 000 żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Pierwszymi byli żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, czyli tzw. karpatczycy, którzy przybyli tu z Egiptu na ćwiczenia wojskowe do obozu Hay Paddock koło Pietermaritzburga. W 1942 roku w obozie tym ukazywało się pierwsze w Południowej Afryce pisemko polskie: najpierw pt. „Zenitówka. Gazetka ścienna 8 Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej”, a w sierpniu-wrześniu tego roku pt. „Na Szlaku”. W 1942 roku przeszła ulicami Pietermaritzburga parada Wojska Polskiego, którą oglądał i którą był zachwycony premier i feldmarszałek południowoafrykański Jan Christiaan Smuts. Od tej pory polubił Polaków i był rzecznikiem sprawy polskiej. Również z pół walk w północnej Afryce ewakuowano na leczenie do szpitali południowoafrykańskich ok.300 rannych żołnierzy polskiej Brygady Karpackiej, którzy po szczęśliwej kuracji wracali do swoich oddziałów. Na cmentarzu w Johannesburgu jest kilka mogił polskich żołnierzy z II wojny światowej, na których nagrobkach widnieją godła polskie z koroną. W okresie od 1942 do 1944 roku hospitalizowano w Południowej Afryce ponad 1000 polskich żołnierzy (Jan Gruszyński „Polacy na południowym krańcu Afryki” Rodak Nr 2 2003).

W czasie Powstania Warszawskiego od 13 sierpnia do początku września 1944 roku lotnicy południowoafrykańcy (dywizjony 31 i 34), stacjonujący w bazie lotniczej w Foggia we Włoszech, nieśli pomoc walczącej z Niemcami Warszawie. Odległość lotów – 3200 km w obie strony oraz odmowa Stalina udzielenia pozwolenia na lądowanie samolotów alianckich na prawym brzegu Wisły (na ziemi polskiej!), jak również dobrze zorganizowana niemiecka obrona przeciwlotnicza sprawiały, że były to loty odbywające się w wyjątkowo trudnych warunkach. Dlatego z ogólnej liczby 196 startujących samolotów tylko 92 dotarły do celu przy stratach 31 samolotów. 69 lotników, w tym 58 południowoafrykańczyków, poległo podczas wykonywania tej bohaterskiej misji. 58 lotników południowoafrykańskich oddało swe życie dla dalekiej i nieznanej im Polski. Jeden z oficerów lotnictwa południowoafrykańskiego, który latał w 1944 roku nad Warszawą i został nad nią zestrzelony – B.H. Austin w książce pt. „Warsaw Concerto” (Koncert warszawski) tak między innymi pisze: „To nie są wspomnienia, ani nie jest melodramat, lecz raczej opowiadanie, które wywodzi się z kryzysu wojny, który pokazał światu lotników południowo-afrykańskich, natchnionych przez ogólnoludzkie motywy humanitarne dla spełnienia jednej z najbardziej ryzykownych misji bojowych II wojny światowej”.

Po wojnie, od 1947 roku rokrocznie w dowód wdzięczności Zjednoczenie Osadników Polskich urządza obchody dla uczczenia tych lotników południowoafrykańskich, którzy latali nad Warszawą i przeżyli, pamiętając jednocześnie o tych lotnikach, którzy za wolną Polskę oddale swe młode życie (J. Jaworski). Uroczystość odbywała się z początku pod pomnikiem nieznanego żołnierza zwanego Cenotaph, a od 1981 roku przed wzniesionym przez społeczeństwo polskie Pomnikiem Ofiar Katynia, na którym, obok istniejącej tablicy poświęconej ofiarom Katynia, w 1989 roku umieszczono dwie nowe tablice: dla upamiętnienia lotów zrzutowych nad Warszawą oraz ku czci bohaterów Powstania Warszawskiego. Od 1982 roku uczestniczą w uroczystości lotnicy z reaktywowanego w 1981 roku 31 dywizjonu lotniczego (dzisiaj helikopterów).

W nabożeństwie na wolnym powietrzu, w pierwszej części obchodów, uczestniczą zwykle najważniejsze lokalne osobistości świata militarnego, kombatanci oraz burmistrz miasta. Stronę polską reprezentuje placówka dyplomatyczna, władze organizacji polonijnych oraz rodacy zamieszkali w pobliżu Johannesburga. Wśród obecnych jest wielu uczestników lotów. Religijna część kończy się apelem poległych oraz przelotem samolotów z owych czasów. Następnie odbywa się ceremonia składania wieńców. Jest w zwyczaju, że pierwszą osobą składającą wieniec jest przedstawiciel polskiego rządu, następnie burmistrz miasta Johannesburga, dowódcy sił zbrojnych RPA, organizacje polonijne i kombatanckie, a na zakończenie - rodziny i przyjaciele. Po zakończeniu części obchodów na wolnym powietrzu uczestnicy przenoszą się do sali recepcyjnej, gdzie odbywa się akademia i przyjęcie dla zgromadzonych lotników, ich rodzin i polskiej społeczności. Zwykle na początku, pozdrawia zebranych burmistrz lub delegowany radny. Po nim zabiera głos tzw. główny mówca, zwykle lotnik związany z wydarzeniami lotów lub dowódca sił lotniczych RPA. Bardzo ciekawa była wypowiedź jednego z mówców, który zacytował wypowiedź lorda Atlee, że: Powstanie Warszawskie było najbardziej bohaterskim epizodem drugiej wojny światowej. Walka toczyła się nie tylko na ulicach Warszawy, ale również w kanałach. Przegrano ją w wyniku haniebnego postępowania Stalina. Historia wojen nie zna przypadku żołnierzy tak opuszczonych w walce o wolność. Następnie głos zabiera przedstawiciel rządu polskiego. Akademia kończy się wysłuchaniem hymnów narodowych (Andrzej Romanowicz „Loty zrzutowe nad Warszawą” Notatnik Technika, nr 22, 1996).

Przebywanie polskich żołnierzy w ZPA oraz powstanie obozu w Oudtshoorn przyczyniło się do powstania Polish Information Centre – Polskiego Centrum Informacyjnego w Johannesburgu, które od sierpnia 1944 do połowy 1945 roku wydawało dla polityków i dziennikarzy południowoafrykańskich miesięczny biuletyn „Polish Digest”.

Do mieszkających przed wojną w ZPA kilkuset Polaków dołączyło podczas wojny 500 polskich dzieci i 60 osób personelu obozu w Oudtshoorn oraz zapewne kilkudziesięciu inwalidów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którym, po odbytej tutaj hospitalizacji, trwałe kalectwo uniemożliwiło powrót do swoich oddziałów. Po wojnie rząd południowoafrykański zgodził się na przyjęcie kilkuset polskich kombatantów, którzy po demobilizacji w Anglii w 1947 roku nie chcieli wracać do zniewolonej przez reżym komunistyczny Polski. Jednocześnie dość dużo polskich sierot z byłego obozu w Oudtshoorn po stanięciu na własnych nogach wyjechało do innych krajów. Według ks. Jaworskiego, który miał okazję jak nikt inny poznać prawie całą Polonię południowoafrykańską, w Republice Południowej Afryki w 1966 roku mieszkało ok. 2000 Polaków: w Johannesburgu 600, Kapsztadzie 400, w Durbanie 200 , a reszta w innych miejscowościach i na fermach. Tymczasem Arkadiusz Żukowski (j.w.) oszacował skupisko polskie w RPA w 1960 roku na 4000 osób.

Wielu Polaków z tej powojennej Polonii swoją pracowitością i zdolnościami zdobyło wysoką pozycję w społeczeństwie południowoafrykańskim. I tak dla przykładu: profesor Smoleniec był dziekanem wydziału mechanicznego uniwersytetu w Johannesburgu, na którym wykładali również inż. S. Szewczykowski, dr M. de Malhebre i dr Dutkiewicz; port w Durbanie rozbudowali niżynierowie Zakrzewski, Maojada i Warunkiewicz; wielkim konstruktorem budowlanym w Johannesburgu był pochodzący z ziemi łowickiej Vincent Gołębiowski, a inżynierskie prace na wielką skalę w całym kraju prowadził Ledóchowski; na scenach oper wybił się artysta śpiewak i muzyk Ali Arletowicz, autor m.in. muzyki do znanej afrykanerskiej pieśni „Groen is die land van Natal” (1967); jego córka Wanda Arletowicz, występująca pod nazwiskiem Wanda Arletti, należy do grona największych śpiewaczek rokowych, szczególnie bardzo popularna była w latach 1969-89; Karol Ranoszek z Johannesburga stał się znanym i cenionym artystą plastykiem. W Natalu fabrykę przetworów mięsnych miał E. S. Szewczyński z Łodzi, a jajczarskich Jan Strzembosz z Warszawy, w Kapsztadzie fabrykę kleju miał Nitosławski, w Johannesburgu fabrykę transformatorów elektrycznych prowadził Wolski-Glen, w Pietermaritzburgu firmę „Silver Wing” prowadził Wesołowski, a firmę „Elektra” Najbicz, Szudrawski prowadził przedsiębiorstwo związane z kopalniami, a wysokie stanowisko w przemyśle rybnym w Walvis Bay miał Chrywaniak. Było i jest w RPA dużo polskich lekarzy, prawników i inżynierów. Kilkunastu Polaków stało się właścicielami naprawdę dużych ferm (J. Jaworski).

Po osiedleniu się na stałe w Republice Południowej Afryki polskich uciekinierów cywilnych z okresu wojny i po wojnie polskich kombatantów, Polacy ci przystąpili do organizowania tu polskiego życia społeczno-narodowego. W 1948 roku powstało w Johannesburgu Zjednoczenie Osadników Polskich w Afryce Południowej (od 1973 p.n. Zjednoczenie Polskie w Afryce Południowej), które wkrótce miało 170 członków. Do czołowych działaczy w pierwszym dziesięcioleciu należeli: R. Mycielska, Z. Fudakowski, J. Wallas, J. Kruszyński, M. Ranoszek, A. Potocki, ks. F. Bajcer, S. Lipnicki, W. Jarmolowicz, T. Teodorczuk i B. Wyszkowski.

Również w 1948 roku w Kapsztadzie powstała podobna organizacja: Zjednoczenie Osadników Polskich w Afryce Południowej – Autonomiczne Koło „Cape Province”, które miało w 1951 roku 160 członków. Tutaj czołowymi działaczani wówczas byli: B. Brazgalski, S. Kurzewski, A. Pucek, G.J. Lisowski, K. Kaltenbek. W tym samym roku powstało jeszcze Stowarzyszenie Techników Polskich w Płd. Afryce, w którym aktywni byli: inż. Z. Milewski, inż. S. Bezdek, inż. R. Haberlau, mgr T. Orłowski i inż. E. Weinar. Stowarzyszenie w 1951 roku miało 55 członków.

W 1950 roku powstało w Durbanie Koło Polskie w Natalu, do którego zapisało się 76 osób, a aktywnymi działaczami byli: inż. L.A. Pogorzelski, H. Zakrzewska, K. Kołodziej, J. Gajewska. Natomiast byli polscy wojskowi założyli w Kapsztadzie Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – Oddział SPK „Afryka Południe”, któremu prezesowali w pierwszych latach inż. A. Wejtko. Powołano także do życia w Pretorii Towarzystwo Pomocy Polakom. Trochę później, jak byli wychowankowie obozu w Oudtshoorn zapisali się na uniwersytety, powstało w Johannesburgu Zrzeszenie Studentów Polskich. Rząd polski w Londynie miał tu swoje agendy w postaci Delegata Skarbu Narodowego (Zjednoczenie) na Durban (S. Majewski) i Komisję Skarbu Narodowego (Zjednoczenie) w Johennesburgu (prez. inż. Moskowiński, sekr. inż. A. Wejtko, skarbn. B. Ruchałowski).

Zjednoczenie Osadników Polskich w Johannesburgu wydawało w latach 1948-49 miesięcznik „Zjednoczenie Osadników Polskich w Południowej Afryce. Komunikat”. Wydawanie biuletynu wznowiono w 1980 roku pod nazwą „Zjednoczenie Polskie w Południowej Afryce. Poolse Vereniging in Sud Africa. Komunikat”; był to miesięcznik, a jego redaktorem został Jerzy Tadeusz Wallas. Koło Cape Province w Kapsztadzie wydawało w latach 1948-49 „Komunikat” oraz w latach 1949-50 i ponownie od 1961 roku miesięcznik „Zjednoczenie Osadników Polskich w Afryce Południowej. Koło Cape Province. Biuletyn Wewnętrzny”. Od 1948 roku w Johannesburgu swoje pisemko wydają technicy polscy pt. „Stowarzyszenie Techników Polskich w Południowej Afryce (Africa) Johannesburg Komunikat” – obecnie pt. „Notatnik Technika”. Z kolei polscy kombatanci zaczęli wydawać od 1966 roku w Kapsztadzie biuletyn „Stowarzyszenie Polskich Kombatantów (Africa). Zarząd Krajowy Afryka Południe. Komunikat”.

Jedyną polską organizacją społeczną, która była uznawana przez biały rząd Związku Południowej Afryki było Zjednoczenie Osadników Polskich z siedzibą w Johannesburgu. Dlatego w myśl statutu Zjednoczenia do jego zarządu wchodzili prezesi wszystkich innych organizacji polonijnych działających w kraju. Tak więc wszystkie organizacje polskie w ZPA była jak gdyby filiami Zjednoczenia. Długoletnim prezesem Zjednoczenia był bardzo zasłużony działacz polonijny Jerzy Wallas. W dowód położonych zasług dla dobra społeczności polskiej jak i Kościoła katolickiego w ZPA Stolica Apostolska wyniosła go 22 marca 1965 roku do godności Rycerza Wielkiego Orderu św. Grzegorza. Niewielu Polaków na świecie mogło poszczycić się tym wyróżnieniem (J. Jaworski).

Emigracja wojenna i powojenna w Republice Południowej Afryki była zdecydowanie niepodległościowa, co oznaczało, że była bezkompromisowo antykomunistyczna i patriotyczna. Za swój główny cel uważała walkę z komunistycznym reżymem, a tym samym o niepodległość Polski. Obchodzono święta narodowe: 3 Maja i 11 Listopada, Święto Żołnierza 15 sierpnia oraz urządzano obchody rocznicy Powstania Warszawskiego i lotów lotników południowoafrykańskich z zaopatrzeniem dla walczącej Warszawy. Zbierano pieniądze na różne akcje niepodległościowe.

W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych społeczność polską w RPA zasiliła grupa co najmniej kilkuset Polaków, przybyłych tu z innych państw afrykańskich. Opuszczali je z braku stabilności politycznej i ekonomicznej po uzyskaniu przez te państwa niepodległości od Wielkiej Brytanii Przybyło tu również wielu Polaków z państw zachodnich, w związku z panującym tu wówczas boomem gospodarczym. Z kolei po rozwiązaniu Solidarności i wprowadzeniu przez reżym komunistyczny stanu wojennego w Polsce 13 grudnia 1981 roku do RPA przybyło od 3500 do 4000 Polaków z obozów dla uchodźców w Austrii. Z Wiednia do Johannesburga organizowano dwa razy w tygodniu loty czarterowe. Brano głównie mężczyzn w wieku od 25 do 40 lat. W okresie bezpoórednio po wprowadzeniu stanu wojennego w portach południowoafrykańskich zeszło ze statków ok.70 polskich marynarzy, którzy otrzymali azyl polityczny, prawo pobytu i kontrakt na prace. Krajowy historyk polonijny Arkadiusz Żukowski szacował liczbę Polaków w RPA pod koniec XX w. na ok. 10-12 tys. osób. Najwięcej Polaków miało mieszkać w aglomeracji Johannesburga (ok. 6-8 tys.), nasatępnie w Kapsztadzie (ok. 2 tys.), a reszta mieszkała w przemysłowym okręgu Vaal Triangle oraz miastach: Pretorii, Durbanie, Pietermaritzburgu, Port Elizabeth, Secundzie, Vanderbijlpark, Evander i Ermelo. W 1990-91 1000 Polaków pracowało przy budowie rafinerii ropy naftowej w Mossgas.

Niestety, emigracja posolidarnościowa nie była już w całości niepodległościowa i patriotyczna. Była to w większości emigracja zarobkowa. Przybysze mieli po prostu jeden cel – dorobienie się i życie w dostatku. Najlepszym tego przykładem jest historia Związku Polskich Lekarzy i Dentystów w RPA (przybyło tu ich ok. 400). Po zrealizowaniu swego głównego celu, którym było uzyskanie nostryfikacji swoich dyplomów, Związek przestał istnieć. Nie uważano za celewe, aby istniał chociażby jako ich klub towarzystki. Nikt nikogo już nie potrzebował, nikt nikogo nie chciał znać i troszczyć się sprawami polskimi. Według Edyty Bańkowskiej "zbiorowość polonijna w Republice Południowej Afryki reprezentuje najwyższy średnio poziom finansowy i kulturalny ze wszystkich Polonii świata" („Język zbiorowości polonijnej w Republice Południowej Afryki, [w:] Język polski poza granicami kraju...”).

Niestety, najbogatsza emigracja polska w świecie nie wybudowała ani jednego domu polskiego, ani jednego polskiego kościoła.

Byli i są jednak Polacy, i to sporo, którzy postanowili trzymać się polskości, pielęgnować tu polski język, polską kulturę i obyczaje. W akademii 3 Maja urządzonej w 1992 roku w budynku nowootwartej ambasady polskiej w Pretorii wzięło udział aż 400 rodaków. Polonia południowoafrykańska, szczególnie rodacy w Johannesburgu i Pretorii, udzieliła w 1997 roku sporej pomocy finansowej powodzianom w Polsce.

W 1999 roku w RPA działały następujące organizacje polskie: Zjednoczenie Polskie w Johannesburgu (byłe Zjednoczenie Osadników Polskich w Afryce), Klub Polski w Pretorii, Stowarzyszenie Polskie w Cape Province, Zjednoczenie Polskie w Vaal Triangle, Stowarzyszenie Polskie w Kwazulu Natal, Stowarzyszenie Polaków w Secundzie. Nadal działało Stowarzyszenie Polskich Kombatantów i wyodrębnione z niego Koło Lotników oraz Stowarzyszenie Techników Polskich. Reprezentantem Polonii południowoafrykańskiej na zewnątrz (np. udział w światowych zjazdach emigracji polskiej) jest Rada Polonii Afryka-Południe (A. Żukowski).

Powstały drużyny harcerskie, zespoły folklorystyczne, szkółki nauki języka polskiego. Natomiast według polonijnej strony internetowej „Republika Południowej Afryki” w 2001-2003 roku w tym kraju działały następujące organizacje polskie: Rada Polonii w Afryce Południowej w Kapsztadzie - Cape Town (prez. dr Jadwiga Dubla-Kalinowska, członek Rady Konsultacyjnej Polonii Świata przy Senacie RP, członkowie zarządu: L.Wierzbicka, B.Pabian, J.Sadowski, M.Klawikowska, L.Walosik), Zjednoczenie Polskie w Johannesburgu (prez. Barbara Kukulska), Stowarzyszenie Polskie w KwaZulu Natal w Durbanie (prez. Jerzy Krajewski), Polskie Centrum Kulturowe w Bramlej-Durbanie, Zjednoczenie Polskie Vaal Triangle w Vanderbijpark, Polskie Centrum Kulturowe w Bryanston, Polish-Lithuanian Nobility Assoc. (Rycerstwo Polski i Litwy) w Bryanston, Stowarzyszenie Polskie w Cape Town (prez. Jadwiga Dubla-Kalinowska), Klub Polski im. J.Pilsudskiego w Pretorii (prez. J. Sadowski), Klub Polskiego Biznesu w Pretorii (prez. Halina Bojara, członkowie zarządu: Bronisław Cholewka, Andrzej Tlaga, Andrzej Bona –Wysocki, Stanislaw Panek), Stowarzyszenie Polaków Secunda (prez. Bogdan Pabian), Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Afryka Południe (prez. Gabriel Lisowski), Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Johhansburgu (prez. Stanislaw Czuba), Stowarzyszenie Techników Polskich (prez. Andrzej Romanowicz).

Organizacje te wydawały lub wydają następujące biuletyny: Stowarzyszenie Polskie w KwaZulu-Natal (Durban) – „Komunikat”, Stowarzyszenie Polskie w Cape Town - "Wiadomości Polonijne" i Stowarzyszenie Techników Polskich - "Notatnik Technika"; w Johannesburgu ukazują się „Wiadomości”. Do grona znanych Polaków przybyłych do Republiki Południowej Afryki po 1960 roku należą m.in.: Zbigniew Dziembowski – hydrogeolog, 1967-76 szef hydrogeologii Instytutu Geologicznego w Pretorii i 1976-98 wicedyrektor Oddziału Hydrogeologii w Departemencie Spraw Wodnych w Pretorii; Henryk Fidos – inżynier mechanik, 1978-82 szef Departamentu Metalurgii w Pretorii; Janina Maria Iwanik – lekarz, od 1985 starszy konsultant internista w University Hospital Klalafong w Pretorii; Piotr Jakutowicz – architekt, projektant i budowniczy kościołów (m.in. w Bellville-South), szkół, fabryk, budynków administracyjnych, osiedli mieszkaniowych i domów głównie w Kapsztadzie i rejonie; Marek Roman Lipiński – biolog, 1985-91 kierownik programu badawczego na uniwersytecie w Kapsztadzie i od 1991 specjalista naukowiec w Sea Fisheries Research Institute w Kapsztadzie; Włodzimierz Pyzikowski – inżynier, projektowł elektrownie pompowo-szczytowe w Drakensberg (1000 MW) i Palmiet (400 MW); Andrzej Romanowicz – architekt, 1973-80 naczelny architekt w Mitec Ltd. w Johannesburgu, autor projektów i realizator budowy budynków administracyjnych w Johannesburgu, kompleksu hoteli robotniczych (dla 15 tys. osób), szkoły dla niepełnosprawnych w Natalu, nowicjatu dla OO. Oblatów w Johannesburgu i Pomnika Katyńskiego w Johannesburgu (1981); Jerzy Sadowski – inżynier komunikacji, 1982-98 główny inżynier w State Department of Transport w Pretorii (m.in. rozbudowa autostrad w RPA); Urszula Van Beek – historyk, m.in. redaktor publikacji „South Africa and Poland in Transition: a Comparative Perspective” (Pretoria 1995); Leszek Wojno – inżynier, od 1995 menadżer ds. rozwoju nowych technologii w CSIR Mining Technology w Johannesburgu, visiting professor University of Witwatersrand w Johannesburgu i uniwersytetu w Pretorii (Agata i Zbigniew Judyccy „Polonia. Słownik biograficzny” Warszawa 2000).

Historia skupisk polskich na całym świecie dowodzi, że polscy emigranci katoliccy po osiedleniu się w jakimś kraju w większej liczbie zaraz zaczęli myśleć o sprowadzeniu do siebie polskiego kapłana. Tak było i w przypadku Polaków w południowej Afryce. Już w XIX w. Polacy pracujący przy wydobywaniu złota mieli swojego polskiego kapłana. Razem z polskimi sierotami i półsierotami przyjechał w 1943 roku do obozu w Oudtshoornie polski kapłan – ks. dr Leon Łomiński. Po likwidacji obozu w 1947 roku pozostał jako kapłan tutejszych Polaków, mieszkając w Johannesburgu. Powstała wówczas Polska Misja Katolicka w Afryce Południowej, podległa polskiemu biskupowi w Rzymie – arcybiskupowi Józefowi Gawlinie, a następnie bp Władysławowi Rubinowi i bp Szczepanowi Wesołemu. W 1947 roku ks. Łomiński przystąpił do wydawania czasopisma pod tytułem „Pod Krzyżem Południa. Biuletyn Duszpasterstwa Polskiego w Unii Południowej Afryki”.

Ks. Łomiński zmarł nagle podczas podróży do Rzymu w 1957 roku. Następcą jego został ks. dr F. Bajcer, partyzant polski w okresie wojny i doktor rzymskiego uniwersytetu Gregorianum. Zmarł na raka w Johannesburgu w 1960 roku - zaledwie dwa lata po przybyciu. W 1962 roku przyjechał do pracy wśród Polonii południowoafrykańskiej ks. dr Jan Jaworski (ur. 1920), który dotychczas był duszpasterzem Polaków w Londynie (Anglia). Był on rektorem PMK ponad 40 lat („Kościół katolicki w Polsce. Informator 1997”) i pod koniec otrzymał tytuł infułata. Poza wymienionymi już księżmi pracowali tu księża polscy: Ślikowski, Posłuszny, Łodziński (Kapsztad) oraz wychowankowie obozu polskiego w Oudtshoorn: Sroka, Zacharewicz i ks. prałat F. Kubieński, który pod koniec lat 60. XX w. został wikariuszem generalnym diecezji Oudtshoorn.

Ks. Jan Jaworski był również pisarzem, od 1965 roku członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie. Wydał 24 książek i broszur, głównie w Londynie, Paryżu i w Johannesburgu. Do jego prac wydanych w RPA należą: „Polska Misja Katolicka w Południowej Afryce” (1965), „Maryja w życiu współczesnego człowieka” (1970), „Tradycja siłą narodu” (1975), „Pieśni kościelne” (1989), „Świątobliwa Wanda Malczewska” (1993), „Generał W. Sikorski” (1994) i „Słowa głoszone” (1997). Natomiast w Paryżu ukazała się jego książka o tematyce południowoafrykańskiej „W kraju Springboka. Afryka Południowa” (1968).

Napływ do republiki Południowej Afryki kilku tysięcy Polaków na początku lat 80. XX w. i ich rozproszenie po całym kraju stworzył konieczność przybycia kilku nowych kapłanów. Konferencja Episkopatu Południowej Afryki zwróciła się z prośbą do Zgromadzenia Księży Chrystusowców w Polsce, aby otoczyło opieką duszpasterską najnowszą polską emigrację. 15 lutego 1983 roku z australijskiej prowincji polskich księży Chrystusowców przybyli do Republiki Południowej Afryki księża J.A. Kołodziej i J. Westfal.

Ks. Westfal pisał: „(Chrystusowcy) obsługują Rodaków pracujących w ośrodkach przemysłowych Południowej Afryki. W większości jest to młoda Polonia. Jedni zadowoleni, drudzy rozczarowani, a jeszcze inni załamani. A wszystko wywodzi się od socjalnego pochodzenia, wykształcenia i światopoglądu. Dla jednych emigracja to wielka przygoda życiowa, dla drugich – nowe życie, solidna praca, dla jeszcze innych, niestety, rozpad życia małżeńskiego, rodzinnego i zguba” (Kronika czterdziestolecia 1959-1999. Towarzystwo Chrystusowe w Australii i Nowej Zelandii” Sydney 1999). Po odejściu ks. Jaworskiego chrystusowcy przejęli całkowicie opiekę duszpasterską nad Polakami w RPA. Stałe polskie ośrodki duszpasterskie powstały w Johannesburgu, Pretorii, Kapsztadzie i Durbanie, a księża odwiedzają z nich inne skupiska polonijne. Pracowali tu m.in. chrystusowcy: Stanisław Murat (zmarł tu 19 września 1986 r. po roku pracy), Bogdan Wilkaniec, Stanisław Lipski, Marek Cieśla, Tadeusz Baniowski, Wojciech Świątkowski (pracował tu 10 lat), Jerzy Prucnal, Faustyn Jankowski, Jacek Wesołowski. Niektórzy chrystusowcy, jak np. Jan Westfal, Stanisław Lipski i Faustyn Jankowski zostali proboszczami parafii południowoafrykańskich; pierwszy w Kapsztadzie, drugi w Pretorii, a trzeci w Durbanie, służąc jednak również i miejscowym Polakom. 1 września 1996 roku chrystusowcy pracujący w RPA przeszli pod jurysdykcję prowincjała chrystusowców rezydującego w Wielkiej Brytanii.

Dużym wydarzeniem w życiu religijnym Polonii południowoafrykańskiej była uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej, urządzona 25 sierpnia 1991 roku w kościele parafialnym św. Franciszka w Vanderbijlparku, z udziałem księży Marka Cieśli, Tadeusza Baniowskiego, Stanisława Lipskiego, Jana Westfala i Bogdana Wilkańca oraz kilkuset Polaków nie tylko z Vaal Triangle, ale także z Pretorii, Johannesburga i z innych części Afryki Południowej. Podczas mszy odnowiono śluby Jasnogórskie i uroczyście intronizowano kopię cudownego obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej do specjalnie na ten cel przygotowanej kaplicy Matki Bożej. Ostatnim akcentem uroczystości maryjnych w Vanderbijlparku był program religijno-patriotyczny przygotowany przez lokalną wspólnotę.

Niestety, jak już wspomniałem, najbogatsza emigracja polska w świecie nie wybudowała ani jednego kościoła polskiego.

16 września 1995 roku odbył pielgrzymkę do katolików Republiki Południowej Afryki (3 mln katolików, 23 diecezje, 1030 księży, w tym 27 polskich) pochodzący z Polski papież Jan Paweł II. Na lotnisku w Johannesburgu Ojca Świętego powitał Nelson Mandela, laureat pokojowej nagrody Nobla i zarazem pierwszy murzyński prezydent RPA. Bezpośrednio z lotniska Ojciec Święty udał się do Gosfort Park na peryferiach Johannesburga, gdzie celebrował uroczystą mszę św. w otoczeniu 35 biskupów południowoafrykańskich. Uczestniczyło w niej ponad 500 tys. ludzi, w tym większość Polaków mieszkających w RPA.

8 kwietnia 2003 roku Jan Paweł II mianował arcybiskupa Buti Josepha Tlhagale z Bloemfontein nowym biskupem Johannesburga. Buti Josepha Tlhagale jest pierwszym czarnym biskupem tej diecezji południowoafrykańskiej, której początki sięgają 1886 roku, kiedy powstała tu prefektura apostolska. Podobnie jak na całym świecie, także i w kościołach, instytucjach i szkołach katolickich RPA wisiały portrety Jana Pawła II, czyniąc z papieża najbardziej znanego Polaka w tym kraju.

Upadek najpierw komunizmu w Polsce w 1989 i wkrótce potem polityki apartheidu w Republice Południowej Afryki umożliwiły obu krajom nawiązanie w 1992 roku stosunków dyplomatycznych na szczeblu ambasad i przyczyniły się do nawiązania wszechstronnej współpracy między obu państwami i społecznościami (m.in. współpraca naukowa, kulturalna, sportowa) oraz otworzyły granice obu państw dla turystów. Z roku na rok coraz więcej Polaków odwiedza RPA. Ze stron internetowych widać, że Polakom bardzo się podoba Republika Południowej Afryki – szczególnie jej piękne krajobrazy.

Z wymiany naukowej należy wspomnieć przede wszystkim to, że Polska wraz z pięcioma innymi państwami (Stany Zjednoczone, Republika Południowej Afryki, Niemcy, Nowa Zelandia i Wielka Brytania) wybudowała w Republice Południowej Afryki największy teleskop świata. Teleskop nosi nazwę SALT (Southern African Large Telescope) i postawiono go w miejscowości Sutherland, 370 km na północny wschód od Kapsztadu, na wyżynie Karoo, 1759 m nad poziomem morza. Polscy astronomowie mają do dyspozycji 10 proc. czasu obserwacyjnego. Polskim koordynatorem projektu z ramienia Ministerstwa Nauki i Informatyzacji był prof. Marek Sarna. Oddanie do użytku teleskopu odbyło się 10 listopada 2005 roku z udziałem delegacji z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, który brał udział w tym projekcie.

Natomiast o powiązaniach sportowych można by było napisać osobno długi artykuł. Ograniczę się więc tylko do czterech informacji. Tak więc: 11 kwietnia 2004 wyruszyła z Warszawy do Kapsztadu wyprawa młodych wspinaczy sportowych pod nazwą CampuS Explorers, kierowana przez Jacka Kudłatego (uczestnicy: Tomek Zwolak, Paweł Sikorski, Jacek Kaczyński, Dorota Wawryniuk). Celem ekipy było wyszukanie dziewiczej linii i wytyczenie pierwszej polskiej drogi wspinaczkowej o ekstremalnym stopniu trudności w tym rejonie Afryki. Celem wyprawy stała się Main Wall - jedyna wapienna ściana w RPA. 9 maja był dla wyprawy CampuS Explorers dniem zwycięstwa - został zrealizowany jej kluczowy projekt - dziewicza linia wynaleziona przez Jacka Kudłatego na Main Wall doczekała się poprowadzenia w czwartej próbie. Mamma Africa - bo tak została ochrzczona – została wyceniona na 8b czyli 32 w skali australijskiej. A to duży sukces.

W odbywających się 10-14 listopada 2005 w Kapsztadzie XXXIV Mistrzostwach Świata Mężczyzn w Trójboju Siłowym Polacy zdobyli dwa medale oraz wywalczyli kilka wysokich miejsc. Medal złoty w kat. do 67,5 kg zdobył Jarosław Olech, a brązowy w kat. do 82,5 kg Jan Wagiera.

W grudniu 2005 roku w Republice Południowej Afryki polska ekipa samochodów terenowych w składzie Grzegorz Surowiec, dziennikarz OFF-ROAD PL i jego pilot Jerzy Bukała z firmy Art-Gum Beskidy wygrała jazdę w półfinale 4x4 Eco-Challenge - wyprawy po bezdrożach południowej Afryki organizowanej pod egidą koncernu Goodyear. Przez to zwycięstwo polscy zawodnicy wezmą udział w tegorocznym (2006) finale 4x4 Eco-Challenge.

W okresie od 2 do 23 lutego 2006 roku 30 reprezentantów polskiej kadry pływackiej (13-u pływaków i 13-ście pływaczek) poleciało do Port Elizabeth w Republice Południowej Afryki na zgrupowanie kondycyjne przed tegorocznymi międzynarodowymi zawodami i mistrzostwami letnimi.

A z innych występów Polaków w RPA można wspomnieć, że np. w 2005 roku Polskie Bractwo Kopaczy Złota wzięło udział w Mistrzostwach Świata Kopaczy Złota, które odbyły się na złotodajnym terenie w Pilgri’s Rest. Albo i to, że 3 października 2005 w egzotycznym południowoafrykańskim porcie nad Oceanem Indyjskim – Durbanie rozpoczęły się zdjęcia do drugiej części włoskiego filmu o Janie Pawle II w reżyserii Battiata pod roboczym tytułem „Wojtyła – papież, który pozostał człowiekiem”, opowiadającym o latach pontyfikatu polskiego papieża. Papieża gra polski aktor Piotr Adamczyk. Jak również i to, że w ramach Programu Wolontariuszy Organizacji Narodów jego polscy uczestnicy (głównie lekarze, nauczyciele, inżynierowie i specjaliści komputerowi) uczestniczyli w ostatnich latach w jego akcjach m.in. w Republice Południowej Afryki.

Jaka jest przyszłość Polonii południowoafrykańskliej?

Jan Gruszczyński, który odwiedził Republikę Południowej Afryki i spotkał się z tamtejszą Polonią pisze: „Wielu moich rozmówców wyznało, że za czasów tzw. apartheidu, czyli segregacji rasowej i przywilejów białych kosztem czarnych, dorobiło się fortuny i że Południowa Afryka była dla nich rajem na ziemi... W ostatnich latach po dojściu czarnych do władzy raj ten zamienił się w piekło. Niektórzy ze strachu opuścili Południową Afrykę i udali się do Australii, Kanady i innych krajów, lub powrócili na ojczyzny łono przybywając z ciepłego kraju do swoich gniazd nad Wisłą” („Rodacy” Nr 2 3003). Jednak większość Polaków mieszkających w Republice Południowej Afryki nie opuściła tego kraju. Ciągle tu żyje i wraz z wyzwolonymi z kajdan niewoli Murzynami buduje lepszy wspólny dom.

Marian Kałuski , Australia, 13 maja 2006 r.

Source: PAP

Martin Transports International
Pulaski Club
AA Video
CalPolonia