Wspomnienia z MIANMA (Birma)

Nieco oderwanych wrażeń z pobytu tak innego

Mianma był 18 krajem z wielu przez który musiałem przejechać żeby zakończyć podróż dookoła Azji rozpoczętą w Polonezkoy, Turcja. W polskiej osadzie, niedaleko Istambułu,  założonej przez księcia Adama Czartoryskiego w XIX wieku. Opiszę nieco przygodę kilkudniowego pobytu w jednym z tych krajów.

Nie było innej drogi z Tajlandii by dostać się do Indii. Mając w posiadaniu  wizę do Mianma, to było nie wszystko. Na granicy usłyszałem, że muszę mieć „permit” (przepustkę) na poruszanie się po kraju. A to kosztowało 800 USD i czekania trzy tygodnie. Na dodatek musiałem jechać z asystą „turystyczną”, tzn. agentem podróży spotkanym na granicy co załatwiał pozwolenie na przejazd i facetem z ministerstwa, departamentu turystycznego. Gdy zapytałem dlaczego aż dwóch mam wieźć? Padła natychmiastowa riposta – nie musisz, możesz wysłać kontenerem samochód do kraju bez problemu, inni tak robili. Pomożemy ci nawet w Rangun załatwić transport.

OK. Zakotwiczyłem się w przygranicznym hoteliku po stronie Tajlandii i czekałem na dzień wyruszenia dalej. Czas zleciał mi na zwiedzaniu okolic, pisaniu i gimnastyce. …W małej  osobowej toyocie dwóch byków siedziało po turecku na moim łóżku pukając głowami w sufit na wybojach jadąc po sfatygowanej starej drodze.

Musiałem znosić nieproszone towarzystwo trzy dni za 800 USD! wpłacone z góry. Przeładowany samochód ucierpiał, po kiepskiej dziurawej drodze wysiadły amortyzatory. Jak zapytałem kto będzie naprawiał to patrzyli się jeden na drugiego i ani słowa. Problem został na mojej głowie. Ale cóż nie było rady, na te układy.

…Obstawa po drodze stołowała się w hotelowych restauracjach kończąc posiłek piwkiem, czasami nie jednym, oczywiście za moje wpłacone im pieniądze.  Była to dla nich życiowa uczta by sobie pozwolić na zachcianki. Normalnie to restauracją ich jest uliczna, przy straganowa speluna. Wykorzystali jazdę jak mogli gdyż taka okazja trafia im się bardzo rzadko w życiu, może raz lub kilka razy w roku. Tu nadmienię jeden przypadek. …Gdy przekraczałem granicę indyjską zapytałem celników z ciekawości, którym pojazdem jest mój samochód w tym roku przejeżdżający przez granicę z rejestracją europejską. Odpowiedź nie do wiary: …drugi. To było potwierdzenie na rozwijającą się turystykę lądową. Bzdety propagandowe w masowych środkach przekazu to jedno mydlenie oczu w kraju i na zewnątrz w świecie. Prawda podróżowania lądowego jest żałosna. Azja to nie Europa, to życie pod pręgierzem klasy panującej. Biurokrację i korupcję czuć na porządku dziennym. Szaremu człowiekowi pozostało żyć i się cieszyć, że ma co zjeść. Tak piękne wrażenia z podróżowania odbiera jakiś głupi przepis zależny od tego co jest na górze w hierarchii dominującej kraju.

Po dojechaniu do hotelu przy granicy indyjskiej okazało się, że wszyscy się znają, od recepcjonisty do komendanta granicznego. Po zgłoszeniu, że dojechałem cało, w kopercie od jednego z nich wylądowała gotówka dla komendanta położona na stole, jakby nigdy nic. Tylko spojrzał spod oka. Od razu złagodniał i sprawę przyspieszył od ręki.

Towarzysze podróży po skończonej misji wrócili do domu. Odetchnąłem, zatrzymałem się w tym hotelu

            Gdy w nocy ukradziono mi dokumenty z samochodu na parkingu strzeżonym kamerami poszedłem na policję złożyć raport. Tam jeden drugiego krył, bawili się ze mną. Stwierdzili, że dokumenty muszą się znaleźć nawet za kilka dni. …Nie potrafili napisać raportu, musiałem im podyktować. Na drugi dzień podjechała pod hotel policja. Prawie rozkazem usłyszałem żebym opuścił kraj, wszystko jest załatwione a dalej to mogę pokazać raport z policji i kopie „Carnet de Passage” zrobione wcześniej. Laicko to wyglądało. Uparłem się i powiedziałem, że nie ruszę się dalej bez dokumentów.

Pewnej deszczowej nocy spałem twardo w samochodzie, nie chciałem spać już w hotelu. …Dokumenty zostały wrzucone do środka przez uchyloną szybę, nawet nie słyszałem kiedy. …Tchórze,  pomyślałem. Dałem sobie spokój z tą ”mafią”, bez pożegnania wyjechałem i przejechałam granicę. Tam znali moją sprawę i odprawili szybko bez sprawdzania. Widoczny z daleka napis „India” ucieszył mnie.

Kto lubi przyrodę, dzikość to Mianma jest tym miejscem. Ludzie uśmiechnięci mimo biedy, uprzejmi na swój sposób, tempo myślący. Lubią powtarzać po kilka razy jakiś problem do załatwienia by go przyswoić sobie. Spotkałem się z tym powtarzaniem często po drodze w Azji i Afryce.

Jadąc przez kraj czuło się nie zniszczoną naturę po obu stronach drogi. Pola, krzewy, drzewa wszystko nie pielęgnowane. Mosty od 100 lat nie remontowane aż strach je przejeżdżać, dzwonią wszystkie części metalowe i śruby poodkręcane czy skorodowane. Doły na poboczach, doły na jezdni robią drogę niebezpieczną do jazdy, szczególnie w nocy. Szosa wąska, brak mijanek, samochody mijając się muszą zjeżdżać na pobocze lub zatrzymywać się bezpiecznie.

 Mało jest widocznych hoteli czy typu „Guest Hause”. Ruch turystyczny niewidoczny, widać autobusy wiozących ludzi- turystów. Przemysł turystyczny jak w całej Azji autobusami kwitnie lecz  prywatnie bardzo znikomo. Wycieczki zorganizowane przez biura podróży ze wspaniałymi i kuszącymi reklamami korzystają z transportu samolotowego, autobusowego i przewodników prowadzących do miejsc zatrzymania się z naganiaczami wykupienia kiczy pamiątkowych, typu „made In China, Wietnam itp. Zwiedzanie pozostawiają na drugi plan.

Na ogół ludzie mili, uśmiechnięci chętni do rozmowy, tylko brak języka jest barierą, czuło się jakby coś chcieli przekazać, wygadać się. Handlują czym mogą, najwięcej to owocami, które rosną bez żadnego kultywowania.

Dużo miejsc jest dziewiczych, nie zmienionych, nie odnowionych po kolonizatorze, zarośniętych. Dużo świątyń do zwiedzania i innych miejsc ciekawych, mniej znanych biurom podróży, odległych od siebie jest nie znanych. Podczas eskortowej jazdy moi mili kompani podróży  dali się namówić na zajechanie z zaplanowanej marszruty do świątyń daleko od szlaku turystycznego. Zrobiłem kilka zdjęć na pamiątkę tych nieodrestaurowanych miejsc religijnych.

Mianma jest krajem dla ludzi lubiących naturę. Wszędzie zielono, miejscami jeszcze dziko. Ciężko osiedlić się na stałe cudzoziemcowi lubiącemu spokój nawet po ożenku z tubylką. Poznałem przypadek gdzie będąc w związku małżeńskim z Mianmijką Hindus nie może zamieszkać na zawsze razem żoną w Mianmii zachowując swoje obywatelstwo. Są razem przez jakiś czas raz u niej, raz u niego. I tak zleciało im kilkadziesiąt lat razem.

…Ogólnie kraj zamknięty od wewnątrz i zewnątrz dla swobodnego podróżowania a szczególnie cudzoziemców. Na granicach województw są punkty kontrolne przejeżdżających samochodów. Kraj otwarty na wycieczki zorganizowane lub z tubylcem za kierownicą w swoim samochodzie. Ci mają zielone światło. Myślę, że bardzo rzadko zdarza się podróżować po Mainmi własnym samochodem bez dodatkowych komplikacji.

Podróżnikom wybierającym się w te rejony Azji własnym samochodem życzę, trzymając kciuki,  – Good Luck!.

-Jędrek                                                                                                                                                                                                                    centrumwagabundy@yahoo.com

Grudzień, 2018

This entry was posted in Azja 2018. Bookmark the permalink.