Wieści z trasy

BRAZYLIA (a)

Kilkaset metrów po minięciu granicy urugwajskiej zatrzymałem się w budynku granicznym po stronie brazylijskiej. Tam oznajmiono, że Amerykanie muszą mieć wizę w paszporcie. Ci co jej nie mieli, niestety, wrócili do Montevideo. …Wyjąłem polski paszport i wbito mi wizę na trzy miesiące.

Brazylia podzielona jest na stany, w ilości 26, które skupiją się w pięciu geograficznie położonych terytorium: Południowe, Południowo Wschodnie, Północno Wschodnie, Północne i Centralno Wschodnie. Ja będę jechał przez stany przy Atlantyku by udać się na północ do Wenezueli. Podróż zacząłem od stanu Rio Grande do Sul sąsiadującego z Urugwajem i dalej przez: Santa Catarina, Parana, Sao Paulo, Rio de Janeiro, Espirito Santo, Minas Gerais, Bahia, Sergipo, Alagoas, Pernambuco, Paraiba, Rio Grande de Norte, Ceara, Piaui, Maranhao, Para, Amazonas i Roraima – ostatni stan na mojej trasie.

Po drodze przez skupiska polskie
Polscy emigranci od stuleci osiedlali się przeważnie w stanach po stronie Atlantyckiej. Kiedy odwiedziłem pierwszy raz Brazylię byłem zdumiony pielęgnowaniem języka, obyczajów i kultury polskiej. Wpisy w moim albumie podróży po polsku rodaków trzeciego i czwartego pokolenia zdumiewały wszystkich. Jadąc obecnie byłem ciekawy dalszego utrzymania polskości przez młodzież i przybyłych imigrantów po II wojnie światowej. Podróż rozpocząłem z południa na północ, …uciekałem z chłodnej zimowej pogody i często padającymi deszczami.

Porto Alegre
W słoneczną pogodę rozpocząłem podróż po Brazylii od stanu Rio Grande de Sul, którego stolicą jest Porto Alegre. Mając kilka adresów środowisk polonijnych z poprzedniej podróży dookoła świata jechałem z nadzieją spotkania jeszcze może żyjących i zaprzyjaźnionych rodaków lub ich potomstwo. …Nowe miasto. Nic nie mogłem sobie przypomnieć z poprzedniej wizyty. Trzydzieści lat zrobiło swoje. Dotarłem do dzielnicy, kiedyś polskiej, w której organizacje działały w sąsiedztwie.
…Jadąc powoli i rozglądając się za poskimi nazwami zatrzymał mnie patrol policji. Okazało sie, że kierowca po zobaczeniu polskich znaków na „Zabawce” zapytał mnie po polsku „co szukasz?”. …Szukam miejsc polskich. …Powiedział: jedź za mną. Po czasie wskazał napis „Sociedade Polonia” na domie. Okazało się, że jego matka była Polką i nauczyła go języka ale on ma żonę Brazylijkę i w domu panują obyczaje brazylijskie.
…W środku restauracja z emblematami polskimi na ścianach, nikt z obsługi nawet nie rozumie polskiego, właściciel jest Brazylijczykiem. …Zaraz zadzwonił do jednego ze swoich klijentów. …Sydney przyszedł z Leonardo. Zaparkowałem „Zabawkę” w zamkniętym parkingu i zjedliśmy wspólnie objad. Na drugi dzień poznałem prezesa Polonii – wspaniałego pana Mariana Hossa i innych. W przydzielonym pokoiku czułem się nieskrępowany, mogłem odpocząć, nadrabiać zaległości w reportażach, przygotować plan dalszego działania. Pomagał mi Ryszard Klacewicz, syn znanego mi lotnika, kombatanta wojennego, którego mundur ozdabia gablotę w „Domu Polskim”.
Niestety kilku pozostałych weteranów nie utrzymuje kontaktu z powodu różnych starczych chorób. …Kilka dni zeszło mi na zwiedzaniu miasta, odwiedzaniu innych miejsc, wywiadach w prasie i TV, spotaniach z dziećmi kombatantów wojennych pamiętających mnie przez niektórych.
Urodzony na obczyźnie Leonard prowadził w Domu Polskim zajęcia języka polskiego z młodzieżą emigrantów jak i Brazylijczykami chcącymi znać nasz język.

Curitiba
W deszcz opóściłem Porto Alegre. Kiedy zatrzymałem się na stacjii benzynowej w stanie Santa Catarina po paliwo i krótki odpoczynek, obstąpiła mnie grupa młodzieży. Okazało się, że jadą na zawody do Urugwaju. Przewodził wyprawie Laorcio Lichecki z mieszanego małżeństwa, matki Portugalki i ojca Polaka. Polecił mi swojego przyjaciela mieszkającego w centrum Kurytyby. Że zajechałem nocą, to przespałem się w pobliżu polskiego punktu, znanego wszystkim Polakom, nazwanego „polskim domem” – miejscem „Tadeo – króla pierogów”.
Z rana, po przywitaniu się z królem pierogów dała się odczuć rodzinna atmosfera. Bez wspólnego śniadania nie było rozmowy. Tadeusz skierował mnie później do ks. Jerzego Morkisa, proboszcza polskiej parafii Św. Stanisława, który miał, jak każdy pasteż wśród Polonii, rozeznanie warunków swoich parafian.
W pobliżu zwiedziłem muzeum „Modern Art” i skansen nazwany imieniem „Park Jana Pawła II”. Miejsce znane wszystkim mieszkańcom z odwiedzin naszego papieża. Wśród sprowadzonych z innej części Brazylii góralskich drewnianych chat wyróżnia się – kapliczka, którą poświęcił papież i pomnik papieża stojący na rozstaju dróżek parkowych wśród zachowanej dziewiczej roślinności. Jest to miejsce modlitwy, odpoczynku i polskich pamiątek.

…Odwiedziłem zaprzyjaźnione miejsce Jana Kowalczuka. Żona chora na alcajmera, synowie w finansowych tarapatach, córka w Stanach. Najstarszy syn Tadek pamiętał jak w warsztacie ojca wymieniali mi przód garbusa po złamaniu się przedniego zawieszenia. Z nim odwiedziłem warsztat, gdzie zmienili mi klocki hamulcowe i felerną oponę. Rozglądając się po mieście, ciekawością były przystanki autobusowe w postaci szklanych tub z kasą i poczekalnią dla pasażerów czekających na podjeżdżające autobusy, które jeździły odzielnym pasem od wewnętrznej strony ulicy omijając trafik.
…Z wyśmienitymi pierogami na drogę opuściłem Kurytybę w stronę następnego skupiska Polonii nad Atlantykiem.

Sao Paulo
Płatną, łataną autostradą pognałem w stronę największego miasta Brazylii, stolicy stanu – Sao Paulo. …Już na całego zostawiłem zimną pogodę. Widoczne po bokach szosy bananowce, palmy i gęsta roślinność na zboczach gór wprowadzała w miły nastrój.
Nie mając aktualnych namiarów zaparkowałem „Zabawkę” na chodniku głównej ulicy w centrum miasta. …Wróciwszy z posiłku zastałem trzy niewiasty oglądające samochód. Okazało się, że mają rodowód polski i uczą się polskiego przy konsulacie. …Znały tylko „dzień dobry” i „dziękuję”. Ciężko było coś wyciągnąć od nich. Nie były zorientowane w życiu polonijnym. A przecież w tym mieście dudniło polskie życie za moich czasów. …Obecnie kluby posprzedawane (razem ze sławnym „Klubem 44”) a organizacje pozamykane.

Odwiedziłem polski konsulat z myślą uzyskania jakiś kontaktów. Sekretarz konsula generalnego przyjął mnie w pośpiechu na ulicy zaznaczając już na wstępie, że cały personel jest zajęty przygotowaniem wizyty z Polski i nie mogę być dziś przyjęty. …Nie zwykłem rozmawiać oficjalnie na ulicy i pokazałem młodemu pracownikowi pismo z MSW, popierające moje wojażowanie po świecie. …Oczy z wrażenia i wstydu otworzył. …Wyksztusił: proszę niech pan zaczeka w pokoiku i da mi kopię to pokażę konsulowi. …Żeby nie przeciągać w czasie, dałem cały skoroszyt z pismem w środku. …Czekałem aż 25 minut kiedy ukazał się w drzwiach nie sekretarz ale pan konsul generalny. …Dyplomatycznie poświęcił mi kilka minut czasu. …Pouczył mnie przy okazji, że tak się nie podróżuje, że przed podróżą powinienem nawiązać kontakty z polonią i ustalić czas spotkań. …Ciężko westchnąłem i powiedziałem, że chyba nigdy nie podróżował skoro tak mówi. Miałem z sobą masę nazwisk i adresów ale dziś nie aktualnych i dlatego tu się zjawiłem. …Okazało, że konsulat poza kościołem „Capelania Poloneza” nie ma żadnych namiarów o Polakach a co dopiero ja miałem zrobić na odległość z Warszawy. …Śmieszne. …Gdy przedstawiłem swoją misję i kontakty z muzeum AK w Krakowie, pan konsul powiedział, że o takim czymś myślał od dawna i poprosił o kopie informacji muzealnej przyrzekając, że umieści w biuletynie. …Rozstaliśmy się po przyjacielsku a speszony sekretarz zamknął drzwi za sobą, …bez dowidzenia.
Przypadek zrządził, że w tym czasie wychodziła jedna niewiasta z konsulatu. Myśląc, że to Polka zapytałem czy zna skupiska polonijne. Odpowiedziała, że jest Brazylijką i stara się o wizę dla męża Polaka. …Pojechałem za nią, pod kościół, w którym znajduje sie polska kaplica. To mi wystarczyło.
Choć msze polskie odbywają się raz w niedzielę to spotkałem tam pracownika Polaka, który pracował tego dnia wolontarnie. Po przedstawieniu się i tego co robię po drodze, Gienio nie puścił mnie i zakończył robotę by towarzyszyć mi tego dnia. Wielki patriota i katolik, sprzeciwił się osobiście na plan zamknięcia polskiej działalności w kościele. Pojeździliśmy po San Paulo aż skończyliśmy na objedzie w jego domu. Wieczorem obejżeliśmy film archiwalny pt.: „Hubal”. Łzy mi poleciały, gdy majora Hubala dosięgła kula, … o jednago prawdziwego Polaka mniej.
Następnego dnia miałem zaproszenie Gienia na objad pożegnalny jednego księdza, który wracał do Polski na stałe. Zgodziłem się, gdyż pożegnanie było na mojej trasie w Mongagua, niedaleko Santos.

Do Rio de Janeiro
Po pożegnalnym objedzie musiałem wrócić na trasę do Santos by pojechać przyoceaniczną drogą nr „BR 101” do Rio. Ta kilkudziesięcio kilometrowa sceniczna droga po mostach wznoszących się wysoko nad lasem dżunglowym i przez kilkukilometrowe tunele kosztowała około 15.- USD. Nie każdy może sobie na taki wydatek pozwolić. Ja nie miałem wyjścia, gdyż jechałem nad oceanem dalej, …do Rio de Janeiro.
…Kiedyś Santos było odskocznią wczasowo-weekendową Sao Paulo, dziś jest olbrzymim miastem z plażą na wzór Copacabany w Rio. …W południe kiedy słoneczko przygrzewało zjechałem nad ocean w jakiejś zatoczce widocznej uprzednio z górskiej drogi. W spokoju patrząc na zielonkawą wodę, bujające się jachty i ptaki latające konsumowałem jedzenie otrzymane na drogę z pożegnalnego objadu. …Zrelaksowany pojechałem dalej.

Piątek, 22 lipca 2011.
Przed południem wjechałem w rejon miasta Rio w stanie Rio de Janeiro. Już o 9:00 dopiekało słoneczko i termometr wskazywał 20 stop C. Kilkadziesiąt kilometrów przed miastem widoczna była biała plaża i turkusowa woda, jak na Copacabanie.

Na V Militarnej Olimpiadzie Świata
Na pewnej stacji benzynowej zainteresował się „Zabawką” pewien motocyklista. Zapytał się o trasę mojej podróży, ja w zamian, o miejsce odbywania się Militarnej Olimpiady. Okazało się, że niedaleko odbywa się Olimpiada konkurencji strzeleckich. Nabrałem chęci, nigdy jeszcze nie byłem na olimpiadzie tego typu.
…Wojsko wszędzie widoczne. Na skrzyżowaniach ulic gotowe do akcji czołgi. W bramie na teren wojskowy wpuszczali tylko za okazaniem specjalnej przepustki. …Wyciągnąłem z bagażnika podobną wymiarami i kolorem polską kartę dziennikarską i zawiesiłem na szyję. Sprawdzający przepustki żołnierze nie zwrócili uwagę na inność mojej, machnęli ręką aby szybciej, do środka, bo kolejka samochodów czekała za mną.
W budynku olimpijskim, zapytałem o polską ekipę. …Przy okazji wręczyli mi oryginalną przepustkę dziennikarską. Poruszałem się swobodnie wśród sportowców świata, częstowałem się piciem i ciastkami jak wszyscy uprzywilejowani. Mogłem też odwiedzić inne stadionowe kokurencje ale deszcz padał.
…Chodząc po hali zauważyłem polski emblemat na bluzie jednego sportowca. …Podszedłem. …Radek Podgórski (rekordzista Polski w pistolecie szybkostrzelnym) zorientował mnie o charakterze i rygorach strzeleckich konkurencji. Reprezentował WKS Flota-Gdynia, zespół sportu Marynarki Wojennej w broni krótkiej. Był blisko medalu, konkurencja najlepszych w świecie wyśrubowała wyniki. Za to panie powróciły do domu z 4 medalami.

Polonia w Rio
Trafiłem łatwo pod adres Stowarzyszenia Polonijnego. Dom Polski wspaniałej jakości, posłuży długo rodakom. Jedna z pań, Gienia, podała mi adres polskiego kościółka M.B.Częstochowskiej. Pojechałem, by spotkać może kogoś znajomego. Na mszy św. celebrowanej przez ks. Jana Sobieraja uczestniczyło dwadzieścia kilka osób. …Zapamiętałem z kazania dwa fragmenty, cyt.: 1. „Dla Salomona największym skarbem poza Bogiem była mądrość, serce czułe i sprawiedliwość”. …Dziś nie doceniamy Boga jak i pomijamy piękne skarby. 2. „Dziadzio mówił: jak nie umiesz mówić po polsku, …to nie ma chleba”. …Tak polski język zatrzymywano dawniej u pokoleń. Współcześni dziedkowie są wygodni, extrawagandcy, myślący o sobie.

Przykry widok i uczucie jak szybko zanika polskość w Brazylii, kraju kilkuset tysięcznej polonii o najstarszych i najsilniejszych korzeniach na tym kontynencie. …Gdzie są młode pokolenia Polaków z krwi i kości swoich ojców, gdzie tkwi przyczyna ich wykruszania, od czego lub kogo to zależy? Na te pytanie jest trudno odpowiedzieć. …Po mszy, w salce przykościelnej, przedstawiłem cel podróży, złożyłem na ręce prezesa kombatantów – Ignacego Felczaka informację z krakowskiego muzeum AK. Spotkałem się z drugim kombatantem wojennym – Krzysztofem Głuchowskim (ps. „Jeleń”) z 7 Pułku Ułanów Lubelskich AK, będącym aktywną postacią wśród Polonii, posiadającą dużo odznaczeń i wyróżnień.

…Kiedyś byłem goszczony przez znanego w Polonii kombatanta, inżyniera konstruktora lotnictwa („Ikara Wielkopolski”) – Antoniego Gabriela, słynnego z adaptacji silnika niemieckiego samolotu do amatorskiej konstrukcji o nazwie „Śląsk”, zaraz po II wojnie światowej oraz z produkcji lotni, których oblatywaczką była córka Marylka i syn Janek. Przy spotkaniu, Marylka – obecnie dorosła kobieta, wręczyła mi krążek CD celebrujący stulecie urodzin swojego taty. Syn jej Mateusz, myśląc o unoszeniu się w powietrzu kończy studia pilotażu. Córka Monika studiuje medycynę w Gdańsku i pasjonuje się lotniami. Sama zaś utrzymuje kontakt z klubem lotniarzy i lata na swojej lotni ponad Rio de Janeiro zaspokajając swoje marzenie.

…Kilka dni upłynęło na zwiedzaniu i spotkaniach. W między czasie celebrowałem z małą grupką polonijną swoje urodziny, które przypadły 26 lipca. …Starszy o jeden rok, pojechałem przez Vitorię dalej na północ odwiedzić po drodze przyjaciela, żeglarza z Kanady – Wacaka, mieszkającego w nadmorskiej wczasowej miejscowości stanu Bahia – w Novej Vicosie.
Pozdrawiam! Jędrek – cdn.

This entry was posted in Ameryka Południowa 2011. Bookmark the permalink.