Przystań 012

Nr 012, Czerwiec 2003 r.

Co słychać w naszej “Przystani”?

* * – Japonia w slajdach Asi Sochackiej i swiat Katee Turskiej
19 kwietnia w swiateczna sobote odbylo sie spotkanie z przezroczami objasniajacymi po angielsku przez dwie podrózniczki ubrane w piekne kimona japonskie � mloda, poczatkujaca Asie i doswiadczona znana w swiecie � dziennikarke Katsuko Hirume-Turska. Ciekawe opowiadania, slajdy i atmosfera przedluzyly spotkanie az do rannych godzin.
Asia opowiedziala nam jak byla uczennica przez tydzien w japonskiej szkole i jak upynal jej miesiac wakacji w odmiennym kulturowo kraju. Pokazala przybylej mlodziezy swoje notatki szkolne i wreczyla w prezencie po monecie � jenie japonskim. Natomiast Katee slajdy i opowiadanie o przezyciach jakie doznala podczs podózy dookola swiata zatrzymaly publike do ostatniego epizodu. To co zobaczylismy w unikatowych zdjeciach i uslyszylismy zostanie nam na dlugo w pamieci. Do rejonów swiata, które odwiedzila Katee, biura turystyczne nie docieraja. Nie bylo konca pytan. Warto bylo przyjsc.

* * – Wycieczka do Puerto Peńasko, Sonora, Mexico
DWA SPOJRZENIA W PUERTO PENASCO
Pod takim haslem Centrum Wagabundy zorganizowalo w Meksyku dnia 17 maja br. (sobota), kwartalne klubowe spotkanie. Przewodnikiem byl nasz wytrawny podróznik � Andrzej Sochacki. Azymut � Puerto Penasco – 3 i pól godziny jazdy po asfalcie na poludnie z Phoenix. Celem wycieczki bylo zachecenie niektórych osób, majacych wypaczona opinie o sasiednim kraju, do odpoczynków weekendowych w naturalnym srodowisku. “Wieczór z radiem” uczestniczyl równiez w tej przejazdzce.
Przez dwa dni zazywalismy sloneczno-morskich kapieli w cieplej wodzie Morza Corteza w Zatoce Kalifornijskiej zarówno na plazy publicznej jak i na plazy prywatnej w Las Conchas, niedostepnej dla zwyklego turysty, gdyz przy wjezdzie pilnujacy straznicy wymagaja przepustki. Podziwialismy piekne wille nadmorskie o kilkumilionowej wartosci lezace kilka metrów od turkusowej powierzchni wody, wybudowane w przeróznych stylach przy dlugim pasmie bialego morskiego piasku. Spod kazdej mozna wyplynac swoim jachtem na oceany swiata. Jedna z tych wykwintnych willi, której wlascicielem jest nasz rodak pan Edi Chonczynski, byla przez ten weekend do naszej dyspozycji. Ten polski milioner opowiedzial nam o swoich przygodach swiatowych i zorientowal nas w wielu mozliwosciach inwestowania oszczednosci w Meksyku. Zwiedzalismy takze plaze publiczna, która nie przyciagnela nas na dluzsze zatrzymanie sie tym razem. Dziesiatki chodzacych po tej plazy drobnych sprzedawczyków róznych bibelotów zaklucala odpoczynek przyjezdnych turystów.
Stolowalismy sie w wypróbowanych przez Andrzeja niedrogich i przyjemnych miejscach. W jednej przybrzeznej restauracji “Aqui es con Flavio” z której tarasu podziwialismy plynace jachty w zachodzie slonca, mielismy przyjemnosc zapoznania sie z jej wlascicielem i jego kolega, dyrektorem � najwiekszej tamtejszej gazety.
Zrobilismy wycieczke zrówno do terenów zabudowanych prywatnymi domami przez bogate firmy budowlane jak i po ulicach tego prawdziwego, biednego zycia w Puerto Penasco. Porównalismy dwa swiaty. Wygladalo to jak dzien i noc. Mielismy okazje zwiedzenia typowego meksykanskiego domku (casita), który tu w stanach nazwany bylby “buda”. Mili i serdeczni wlasciciele poczestowali nas w schludnej kuchni meksykanskim posilkiem “kiesadija” nie przejmujac sie niesprzatnietym balaganem znajdujacym sie przed domem Brudne dzieci biegajace na bosaka po podwórkach, niezbyt schludne, czasem drewniane wychodki, walesajace sie chude psy, brak roslinnosci, kleby kurzu po przejezdzajacych samochodach � to codzienny widok meksykanskiego misteczka. Jedno miasto a jednak dwa swiaty. Swiat amerykanskiego pieniadza, biznesu oraz biedy i szarosci zycia przecietnego mieszkanca.
Mimo róznych wrazen wrócilismy do domu opaleni, zadowoleni i ze smutkiem, ze czas uplynal nam zbyt szybko. A tyle jeszcze nie widzielismy. Wrócimy tu z pewnoscia przy najblizszej okazji, moze tym razem juz w wiekszym gronie przyjaciól.
– Janina Cudzich

* * Pozegnanie szampanowe unikatowej podrozniczki, dziennikarki, pisarki i nauczycielki � Katsuko Hiruma, która wrócila do swojego domu w Tokio, odbylo sie 15 maja w Przystani. Podczas uroczystosci “Katee” opowiedziala nam o przeprowadzonym wywiadzie w Meksyku na temat rodowodu znanych piesków Chiuaua. Obiecala nam przywiezc nastepnym razem swoje ksiazki i inny zestaw przezroczy z podrózy dookola swiata.

* * * * Kacik Wagabundy:
c.d. DWA OBLICZA KUBY (cz. III)
O 7:00 rano bylem juz na dworcu autobusowym przy Placu Rewolucji. Zajmuje miejsce w kolejce. Bilet kosztuje 2 peso. Autobus zabiera z dworca tylko tylu pasazerów ile jest miejsc siedzacych. To jednak tylko teoria. Po drodze, zaraz za pierwszym zakretem kierowca zatrzymuje sie i bierze tylu “lebków” ile sie da. Stoja oni pózniej w przejsciu pomiedzy siedzeniami. Po dwóch godzinach jazdy po slabo oznakowanych drogach znalazlem sie na poludniu glównej wyspy w porcie Batabano. Stad odplywa “Cometa” – wodolot produkcji radzieckiej, mogacy pomiescic kilkuset pasazerów. Piekna pogoda sprzyja wycieczce. Lezalem wiec sobie na górnym pokladzie i opalalem sie. Po drodze nawiazal ze mna kontakt jakis starszy pan � wlasciciel apartamentów do wynajecia (casa partyculares) na wyspie. Zaproponowal mi wynajem za 15 dolarów dziennie. Nie znajac cen zgodzilem sie. Nie chcialem tego dnia tracic czasu na szukanie tanszego zakwaterowania. Pózniej okazalo sie, ze to byla cena standardowa. Maly pokój kosztowal tu 15, a wiekszy (z lodóweczka i malym telewizorem) 20 dolarów. Prysznic byl wspólny.
Rzad Kuby zezwala na maly prywatny biznes. Mozna miec 3 sypialniowy dom i wynajmowac dwa pokoje. Ale � trzeba w nim mieszkac. Za 3-4 dolary mozna zjesc tu sniadanie a za 5 zjesc obiad zrobiony przez pania domu lub specjalnie wynajeta do tego celu kucharke. Menu: filet rybny w sosie pomidorowym, ser zólty kubanski, ryz i chleb, salatka jerzynowa, szklanka wina, sok z pomaranczy, ananas w plasterkach, woda butelkowana. Przed zmrokiem pochodzilem po niezatloczonej wyspie by zorientowac sie w okolicy. Byl przyjemny cieply wieczór. Zajrzalem do hotelu “La Habana” i o dziwo okazalo sie, ze nocleg kosztuje tu 8 dolarów. W Hawanie to hotele sa duzo drozsze. Tu nie, wiec zdecydowalem sie, ze druga noc spedze w hotelu.
Z rana przenioslem sie do tanszego zakwaterowania. Dostalem wiekszy pokój, z prywatnym prysznicem, lodowka i odbiornikiem TV, czyli wszystkim czego potrzebuje turysta. Dlaczego tak tanio? Okazuje sie, ze dlatego, ze nie mozna zaprosic sobie do pokoju dziewczyny, � na nauke hiszpanskiego. Na dole jest “cenzura”. Ale mnie to nie przeszkadza.
Zapowiada sie piekna pogoda. Po rannej mszy sw. w malym kosciólku, o 11:00 poszedlem na pobliski przystanek autobusowy. Znajdowal sie przy miejskim cmentarzu. Mam zamiar wykupic bilet i pojechac na najblizsza plaze “Bi bi ja gua”. Autobus odjezdza o 12:30. Zwyczaj wchodzenia do autobusu jest jak w Chinach. Jest pracownik pilnujacy porzadku, który ustawia ludzi w kolejce wedlug numerów biletowych. Bez tloku wchodze do srodka. Za jednego pesa w pól godziny dojechalem do petli, znajdujacej sie nad sama woda. Plaze sa tu na ogól trawiaste. Ta tez jest taka, z pasmem szarego piasku przy wodzie. Na plazy pusto. Nie ta pora roku dla tubylców. Gdzie niegdzie widac bylo opalajacych sie tylko bialych turystów, przewaznie z Europy (Francja, Wlochy, lub Niemcy). Ze Stanów prawdopodobnie bylem tylko ja. Woda przezroczysta i cieplawa jeszcze zachecala do kapieli. Choc to Morze Karaibskie, woda nie byla tak zasolona jak w Pacyfiku czy w Baltyku. Zauwazylem jak po plazy wsród turystów krazy kelner z pobliskiej kantyny i zbiera zamówienia na posilki. Przeszedlem sie troche dalej, droga wzdluz plazy, i zjadlem obiad w podobnym, jak ten w centrum wyspy, domu do wynajecia. Za wielkiego raka, rybe, ryz lub chleb (do wyboru), kilka plasterków ananasa, coca-cole i napój mietowy, zaplacilem 4 USD. Przyzwoita cena dla turystów a marzenie dla tubylców. Podobny pokój w “casa partyculares”, 100 metrów od wody, kosztuje tu równiez 15 dolarów. Zbliza sie zachód slonca i zaczynaja atakowac malutenkie komary, które kluja nieprzyjemnie. Trzeba szybko wracac w glab ladu, gdzie nie ma tych malych krwiopijców.
Po pieknej przygodzie spalo mi sie twardo do czasu zamówionej pobudki u recepcjonistki. Rano w poniedzialek, o 7:00 musialem byc juz w porcie by wykupic bilet powrotny do Batabano. Stojacego wsród innych, w kolejce pod sciana przed budynkiem portowym rozpoznal kapitan katamaranu. Ten sam, który dowodzil poprzednim kursem. Po wymianie pozdrowien zaproponowal mi kupienie biletu bez kolejki. Skorzystalem z tej oferty i za te same 11 dolarów, siedzac w kabinie pierwszej klasy doplynalem do Batabano. Autobus do Hawany czekal juz na przystanku. Po przyjechaniu na miejski dworzec przy Pl. Rewolucji, zaspokoilem swój glód za peso kubanskie. Nareszcie za peso! Kanapka z szynka kosztuje 5 peso a ananasowy sok 1 peso. (Inne potrawy miejscowi moga kupic w swojej walucie. Nie jest drogo. Za jednego dolara mozna kupic 4 kanapki i picia co niemiara. Tu dopiero turysta czuje sie jak bogaty gosc.) Zeby szybciej znalezc sie w domu zafundowalem sobie “taxi partyculares”. Cena 10 peso. Bylo jeszcze wczesnie, wybralem sie na plac ze sklepikami sklejonymi z falistej blachy. I tu ceny produktów zywnosciowych sa smiesznie male. Duza papaya � 10 peso, pomidory � 2 peso za sztuke, banany � trzy sztuki za jedno peso, grapefruit � 2 peso. Kanapki z szynka � 5 peso, z serem zóltym 4 peso, piceta (kawalek regularnej pizzy) � 2 peso, szklanka lemoniady � 1 peso, szklanka koktailu bananowego � 3 peso szklanka, bulka okragla -1 peso, itp. Syty wrócilem do domu. Z Roberto umówilem sie, ze rano bedzie mi towarzyszyl w drodze na lotnisko.
I znów taksówka za póltora dolara i w kilkanascie minut znalazlem sie w poczekalni lotniskowej. Tu niespodzianka. Nie moge wymienic z powrotem pozostalych peso na dolary. Mimo, ze mam pokwitowanie wymiany sprzed kilku dni, ze chce go dokonac w tym samym okienku i u tej samej pracownicy banku.
-Nie wymieniamy tu peso na dolary � brzmi odpowiedz.
-Zeby nie brac z soba bezwartosciowej waluty wymieniam pieniadze bezposrednio u podroznych, stojacych w kolejce do bankowego okienka. Placac im 27 peso za dolara wymienilem pozostale kilkadziesiat peso. Z pozostala reszta monet udalem sie do odprawy paszportowej.
Zmeczony ale szczesliwy, ze mam te Kube (134 kraj) nareszcie w swoim bagazu wagabundy odlecialem bez problemu, z mysla ze jeszcze tu wróce, do Meksyku po nowe wrazenia. Koniec.
– wagabunda, Jedrek

* * * * Kacik Humoru:
* * Fraszki Jana Sztaudyngera:
Czciciel Zony: Tak bardzo zone szanowal,
Ze az cudze fatygowal.
Czemu sie pochylo trzymam: Umyslnie robie sie pochyly,
Azeby kózki na mnie skoczyly.
Cwiczenie batem: Po dlugich latach cwiczenia
Sumienie w echo sie zmienia!
Cwierkanie wróbla: Nadal jak wróbel cwierkam wesolo,
Choc przeszlo po mnie historii kolo.
Daltonista: To, co na czarna chowal godzine,
Wnet na rózowa wydal dziewczyne.

* * * Porzekadlo polinezyjskie: -Dziewki sznurem, parobki murem,
A czarny knur okrada dwór. �archiwum

HOROSKOP GALIJSKI
WIAZ ( 12 I � 24 I i 15 VII � 25 VII )
Urodziwi i skromni, utalentowani humanistycznie, plastycznie, czasem muzycznie, nie potrafia rozglaszac wszystkim o swoich umiejetnosciach i zaletach. Maja zreczne i sprawne rece, spod których wychodzi wiele pieknych przedmiotów. Nie maja duzych wymagan, godza sie ze skromnymi warunkami zycia, byle tylko miec spokój. Sa zrównowazeni, opanowani i uczciwi. Dlatego zdobywaja uznanie otoczenia i wspólpracowników, a ich szczerosc i otwartosc rozbraja. Mimo iz tak ukladni, lubia dominowac nad swym partnerem, wspólpracownikiem czy przyjacielem. Nie jest to jednak uciazliwe, bo �Wiaz� jest taktowny, nie naklada zadnych ograniczen czy zakazów. Sa wierni i goracy w uczuciach. Stad zwiazki z nimi bywaja udane. Nie ciesza sie dobrym zdrowiem. Czesto choruja, zwaszcza na choroby infekcyjne, ale nie przyznaja sie do slabosci. Mimo tego dozywaja do póznego wieku.
CYPRYS ( 25 I � 3 II i 26 VII � 4 VIII )
Wykazuja wiele samodzielnosci. Nie przepadaja za kosztownymi strojami, nie cenia przyjec, bo wyzej stawiaja wlasny dom i spokojne zycie rodzinne. Nie maja konfliktów z otoczeniem ani w domu, ani w pracy. Umieja lagodzic spory nawet za cene odejscia od swych racji. Aby pozbyc sie zlych i przykrych mysli, uciekaja w swiat marzen i wyobrazni. To jednak bywa przyczyna roztargnienia, które nie zawsze daje sie opanowac. �Bujanie w oblokach� powoduje, ze czesto gubia potrzebne przedmioty, czasem pieniadze i wiecznie czegos szukaja. Kochaja gleboko i wiernie, ale nie umieja okazywac swych uczuc, nie sa wylewni i nie potrafia przejawiac czulosci, zwlaszcza w obecnosci osób postronnych. Sympatie rodziny zyskuja z racji dobrego humoru i pogodnego usposobienia.

* * * * Kalendarzyk; (co? gdzie? kiedy?)
* * Dnia 14 i 15 czerwca (sobota i niedziela) – bawimy sie wszyscy razem z zespolem “Krywan” na “Pikniku Polonijnym” w Bialych Górach za Payson.
* * Dnia 16 sierpnia (sobota) � zebranie kwartalne Centrum Wagabundy. Spotykamy sie na plazy nad Zatoka Kalifornijska � Morzem Corteza, w Puerto Penasco.
Zapraszamy wszystkich na spotkania.

This entry was posted in Gazetka Przystań. Bookmark the permalink.