Arizońskie spotkanie podróżników

To się nazywa „mieć szczęście”, …spotkać w jednym miejscu dwóch WIELKICH podróżników, Polaków, z ogromną wiedzą i doświadczeniem – to dar od mojej Opatrzności. Takimi są: Andrzej Sochacki z Warszawy mieszkający w USA i Piotr Śliwiński z Krakowa mieszkający w Hiszpanii a miejsce spotkania – Phoenix, Arizona w Stanach.

O Andrzeju słyszałam od dawna z mediów a poznałam go dopiero w tym roku na spotkaniu z młodzieżą warszawską w sali konferencyjnej Ratusza Gminy Targówek, przed kolejną wyprawą – podróżą dookoła Afryki. To był kolejny etap w planach podróżnika – objechać wszystkie kontynenty samochodem, i to samotnie… Takich odważnych jest bardzo mało na świecie.

Trzeba mieć dużo determinacji, by realizować wielki plan, ale marzenia są po to, by je spełniać. Andrzej – dla znajomych Jędrek – jest konsekwentny w działaniu. Podróże są jego życiem. Od 40 lat podróżuje po świecie. Nic go nie zatrzyma. Udowodnił to w kilkakrotnym okrążeniu kuli ziemskiej różnymi środkami transportu (motocykl, jacht, samolot, pociąg czy samochód), zaliczył ponad 160 krajów. Teraz pozostała mu tylko Azja, ostatni etap wielkiego planu. Podróżuje jako syn kombatanta II Wojny Światowej i spotyka się z nimi lub ich już rodzinami na na trasie zostawiając im glejt Muzeum AK z Krakowa w sprawie przekazywania pamiątek i archiwaljów wojennych, bo muzealne gabloty czekają.

Zapytałam Piotra o jego plany. Jest w trakcie jedenastej podróży dookoła świata, realizuje program zwiedzania ciekawych miejsc na zachodnim wybrzeżu USA, w tym obserwację całkowitego zaćmienia słońca w okolicy Narodowego Parku Yellowstone w stanie Wyoming. Swoją kolejną podróż dookoła świata rozpoczął w styczniu tego roku z Marcinem Obałkiem wyruszając polskim 53-letnim traktorem. Dojechali już do Grecji przemierzając przez wiele krajów europejskich. Trudno powiedzieć, kiedy dotrą do Ameryki, bo mają w planach jechać przez Azję i Afrykę, a średnia prędkość starego Ursusa to zaledwie 20 km/godz. Być może do tego czasu zostanie otwarte nowe „Centrum Wagabundy” Andrzeja w Arizona City, na południe od Phoenix, i będzie nową przystanią dla podróżników jak i polskiego traktora.

Natomiast Andrzej przygotowuje się kondycyjnie i logistycznie do okrążenia samochodem Azji – ostatniego kontynentu z cyklu DOOKOŁA ŚWIATA KONTYNENTAMI. Zaczął tę wyprawę w 2008 roku z Bostonu i ma za sobą okrążenie Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej, wokół Europy, Australii i Afryki z której wrócił niedawno. Teraz czeka Azja. W podróż planuje wyruszyć z Polski w marcu 2018 roku. Azjatycką pętlę rozpocznie z Polonozkoy w Turcji i po roku zakończy w tym samym miejscu – w osadzie polskiej (dawny Adampol) niedaleko Istanbułu. Zakłada – jak zwykle – okrążyć Azję samotnie, pod skrzydłami dobrego Anioła Stróża. …Wierzę w niego i życzę mu Good luck!

Patrzyłam na dwóch dorosłych facetów (przedstawicieli dwóch pokoleń), którzy nie bali się wyruszyć w świat. Andrzej przeszło 40 lat podróżuje po świecie w pojedynkę, realizując sukcesywnie kolejne plany podróżnicze. Piotr – poza zrealizowaniem 10 podróży dookoła świata w 10 lat – jest też alpinistą i realizuje razem z Jackiem Jaśniewskim trudny projekt, tj. zdobywają kolejne szczyty zaliczane do „Korony Ziemi”. W ciągu siedmiu lat weszli na 7 najwyższych gór na różnych kontynentach. Pozostały im zaledwie dwa lodowce i myślę, że niedługo znajdą się w nielicznej grupie 22 Polaków, zdobywców „Korony Ziemi”.

Każdy z nich podróżuje inaczej, każdy jest rekordzistą w swoim rodzaju, ale „nadają” na tych samych częstotliwościach. Rozumieją się bez słów, rzucają wyrazami-kodami, przeżywają ponownie swoje podróże, …to pasjonaci. Dzielą się swoimi doświadczeniami, bez zazdrości i zawiści; jak to nie raz bywa w świecie podróży też. Ta niesamowita więź między nimi opiera się na wspólych pasjach, rozumieniu trudów podróżowania po bezdrożach, walce z przeciwnościami losu, pokonywaniu własnych słabości i wyznaczaniu kolejnych celów. Nie ma większej radości, jak spotkanie się podobnych dusz gdzieś daleko w świecie, całkiem przypadkowo. Nie doszło by do tego, gdybyśmy siedzieli w domu.

Godziny mijały, słuchałam, słuchałam, słuchałam. Siedzieliśmy w mieszkaniu Andrzeja, tymczasowego „Centrum Wagabundy” – jego sanktuarium podróżnika, pełnych map, zdjęć, pamiątek z licznych podróży. To niesamowite otoczenie i obecność takich podróżników przeniosło mnie w inny świat.
Zafascynowana słuchałam ich rozmowy na temat podróżniczych planów. Też bym tak chciała, ale wybrałam inny sposób poznawania świata – „po kawałeczku”.
Przypominały mi się szkolne lata, gdy „połykałam” książki podróżnicze, biografie podróżników i przenosiłam się do tych wszystkich cudownych miejsc. Tak zaczęły się moje marzenia o podróżach do miejsc „magicznych”. Życie weryfikuje nasze plany, ale nie ma rzeczy niemożliwych! Trzeba tylko chcieć wyruszyć.

Jaki jest mój „dorobek” podróżniczy? Zaczęłam od Polski wzdłuż i wszerz z plecakiem i dobrym humorem. Potem przyszła Europa, Australia, zaliczyłam też po kilka krajów w Północnej i Południowej Ameryce, Azji i Afryce. Zazdroszczę Andrzejowi i Piotrowi ich wielkich wypraw, ale jest to zazdrość w pozytywnym znaczeniu. Oni realizują swoje marzenia, bo to sens życia. Człowiek bez marzeń jest niespełniony w swym człowieczeństwie…

Teraz jestem na emeryturze i próbuję sił w samotnym podróżowaniu, dosłownie i w przenośni, bez pomocy z boku. Biorę przykład z Jędrka, który powiedział mi, że podróżnik potrzebuje wiecej czasu niż pieniędzy. Więc sama zaplanowałam przygodę w czasie i przestrzeni. Zatrzymałam się w Cancun w Meksyku, szlifuję hiszpański. …Jakie następne plany? Życie pokaże.

Korzystając z możliwości odwiedziłam Jędrka w Phoenix i dzięki niemu spełniłam kolejne marzenie – GRAND CANION!, symbol Arizony – dech zapiera – takich widoków nie zapomina się do końca życia. Marzyłam o tym od dziesiątek lat. …No i przyszła taka pora. Przy okazji na dwie doby zatrzymałam się w Las Vegas, mieście, które nie śpi. I ja nie spałam. Tyle atrakcji, że nie sposób zaspokoić pragnienie nawet w tydzień. Wszytkiego nie sposób zapamiętać, pozostaną w pamięci wybrane tylko miejsca. Muszę tam jeszcze wrócić w przyszłości. Oby życia starczyło.

Po kilku dniach w klimacie suchym i gorącym z temperaturą powyżej 30st.C, wróciłam do Cancun skonana. Tam wieje bryza od morza, więc pogoda do odpoczynku.

Dzień gdy spotkałam dwóch polskich podróżników w Phoenix, zapamiętam na długie lata.

A o moich znajomych będę czytała w internecie pod hasłem: wwww.azpolonia.com w „Centrum Wagabundy” (Andrzeja Sochackiego) i ww.p82.pl (Piotra Śliwińskiego) oraz w www.travelbit.pl (Andrzeja Urbanika). To fantastyczna literatura faktu.

Pozdrawiam wszystkich fanów podróżowania i życzę odwagi w realizowaniu marzeń.

– Grażyna Witkowska z Warszawy
dziennikarka

Cancun, wrzesień, 2017

This entry was posted in Rózne. Bookmark the permalink.