Niespotykany Wagabunda naszych czasów

Podróżników – wagabundów było i jest wielu, ale żaden nie może stanąć przy Andrzeju. Jego ani upały, ani zima, ani polityczne czy społeczne zawirowania, jakie mają miejsce w różnych częściach świata nie odstraszą od podróżowania. Andrzej Sochacki – albo jeszcze trafniej, sławny Wagabunda naszych czasów – jest właśnie taką osobą. Pragnienie podróżowania ma w genach, gdyż już jego dziadek w okresie międzywojennym podróżował dookoła świata. Dziadek dokonał tego wyczynu jeden raz, a Andrzej wiele razy. Nigdy bym w to nie uwierzył, że jest to możliwe. Jak dla mnie, objechać świat chociażby jeden raz, jest nieosiągalnym wyczynem. A On objechał aż osiem razy i mu nie dosyć.

Po spotkaniu się w Phoenix – mieście słonecznej Arizony z Andrzejem i przeglądnięciu licznych albumów, zdjęć i pamiątek, a nawet błogosławieństw od trzech ostatnich papieży – musiałem uwierzyć. Andrzej jest człowiekiem wierzącym i można powiedzieć, że podróżuje z Bogiem. Nie wstydzi się swojej religii i na swoich pojazdach umieszcza emblematy naszej katolickiej wiary. Nie zawsze jest to bezpieczne czy mile widziane, szczególnie wtedy, gdy przejeżdża przez muzułmańskie kraje. Ale jego to nie wzrusza.
W swoim poradniku pisze: „Najlepszym lekarstwem po drodze na zmartwienia jest wiara. Wiara daje nam wewnętrzny spokój i ufność. Modlitwa czy medytacja nigdy mi nieprzeszkodziła, ale uaktywniła mnie duchowo, mówi. Bez wiary człowiek staje sie bezradny i przerażony gdy przyjdzie mu rozwiązywać problemy, których nie brakuje w podróży”.
„Ten kto wierzy nigdy nie jest sam” – słowa papieża Benedykta XVI.

Pierwszą podróż dookoła świata Andrzej Sochacki odbył 40 lat temu samochodem, popularnym VW garbusem. Drugą samolotami, trzecią jachtem i w tej podróży omal nie zginął w rozszalałym sztormie na oceanie. To już powinno go zniechęcić do dalszych eskapad. …Ależ gdzie tam, natura podróżnika-wagabundy nie dała za wygraną. On dalej podróżuje.

Oczywiście, pomiędzy podróżami musiał nabierać sił i pracować, bo jak nam wszystkim wiadomo podróże kosztują, a tzw sponsorzy nie zawsze wywiązują się ze swoich obietnic. Czwarta podróż – żelazną drogą, piata – na motocyklu Harleyu, którą przebył w 1 rok, 3 miesiące i 8 dni przez 35 krajów. Szósta także na Harleyu. Siódma samochodem, a ósma, ta najdłuższa – różnymi markami samochodów po obrzeżach kontynentów, którą kontynuuje od 2008 roku z Bostonu Mass. Ma za sobą objechane: Amerykę (Płółnocną, Centralną i Południową), Europę, Australię i Afrykę.

Jedne podróże były krótsze inne dłuższe. Najkrótsza, to nie lada osiągnięcie, bo przejechał świat w 23 dni volkswagenem „Caddym”. Na swoim koncie ma wiele również pomniejszych wojaży, w tym: – przez przygraniczne stany USA, Alaskę, Kanadę, – dookola Karaibów, a także – po Ameryce Środkowej i Południowej. Oczywiście, nie byłby Polakiem, gdyby nie wojażował dookoła Polski. Zawsze jedzie w świat z obranym sobie celem. Np. podróż dookoła świata motocyklem odbył jako Polak – katolik przez wszystkie świątynie bliżej Boga leżące na jego trasie.

Lata uciekają a on ciągle nieposkromiony. Nic dziwnego, że ci co o nim pisali, nazywali go, Szalonym Wagabundą, w swoim typie „jedynym na kuli ziemskiej”. No bo chyba takiego drugiego nie ma na naszej planecie. Siebie zalicza do podróżników, a nie do turystów. Według jego terminologii turysta podróżuje dla siebie i na ogół robi zdjęcia, zwiedza trochę i nie dzieli się ogólnie swoimi wrażeniami. Jest różnica pomiedzy podróżowaniem a tzw. turystowaniem. U niego turystyka przeradza się w podróżowanie i nabiera nowego sensu. Bo trzeba powiedzieć, że nie podróżuje tylko dla siebie lub dla swojego komfortu czy zdrowia.
Pcha go w dal nie tylko ciekawość, ale przede wszystkim chęć ciągłego zdobywania wiedzy i dzielenia się tym, co sam zobaczył, przeżył i czego nowego doświadczył. Stąd wydaje kilka książek dla tych, co chcą się czegoś nowego nauczyć z jego przeżyć i doświadczeń. Każda podróż jest opisywana i wzbogacana licznymi fotografiami i uwagami.

Ażeby pomóc innym, założył w 1992 roku z własnych funduszy klub – „Centrum Wagabundy” (The Foundation of the Vagabond Center), przeznaczając na to połowę swojego domu. Ci, co lubią podróżować znaleźli odpowiednią bazę do zdobycia koniecznej wiedzy i nabrania sił do dalszych podróży. Bardzo przydatna jest Andrzeja książka pt: „Poradnik Trampingu turysty zmotoryzowanego”, którą napisał z myślą o młodym pokoleniu.
W jego klubowym sanktuarium wagabundy znajduje się masa pamiątek. Na ścianie widnieje duża mapa świata z zaznaczonymi podróżami jak i różne zdjęcia a w nich najświeższe z Afryki, z której wrócił w tym roku po samotnym okrążeniu przez 32 ościenne kraje w ciągu 11 miesięcy.

Z Andrzeja charytatywnej działalności sam mogłem skorzystać. Dzięki właśnie jego gościnności mogłem wraz z kolegą zamieszkać w podróżniczej bazie, zwiedzać Arizonę i wpaść na kilka dni do Meksyku. Nasz unikatowy Wagabunda, obok kilku innych języków zna również hiszpański i okazał się wspaniałym przewodnikiem. Potrafi rozmawiać i nawiązać kontakty z młodymi i starszymi. Taka łatwość w nawiązywaniu kontaktów w samodzielnej podróży jest bezcenną wartością.
Podróżowanie dookoła świata wymaga samozaparcia, wielkiej energii i ofiary. Nie zawsze to jest zrozumiałe dla współmałżonka. Podróżnik – pasjonata nieraz musi stanąć przed tym wielkim problemem, jak pogodzić swoją pasję z życiem rodzinnym?

Andrzej Sochacki promuje podróże dla wszystkich, a już szczególnie dla tych, co są na emeryturze. Zamiast siedzieć w domu, gnuśnieć, wpadać w depresje i nabierać sadła – podróże mogą być swego rodzaju terapią i antidotum na te problemy, które przeżywają starsi ludzie. Kiedyś mogli usprawiedliwiać się pracą, rodziną itp. Na emeryturze mają czas i nie trzeba być bogatym aby podróżować i spełniać swoje marzenia z młodości. Trzeba tylko się przełamać i wyruszyć. W swoim poradniku podaje praktyczne wskazówki jak przygotować się do podróży.

Jest różnica pomiędzy podróżowaniem a tzw. turystowaniem. U Andrzeja turystyka przeradza się w podróżowanie i nabiera nowego sensu. To trzeba powiedzieć i zaznaczyć, że nie podróżuje tylko dla siebie lub dla swojego komfortu czy zdrowia.
Napewno podróże wpływają pozytywnie na jego zdrowie i samopoczucie, chociaż nieraz uległ wypadkowi czy kontuzji. Aż dziw, że tyle w nim pasji, energii i chęci służenia innym, a przecież jest już w wieku emerytalnym. Na świecie coraz mniej rodzi się osób takich jak Andrzej.
Jego motto: „Kochaj Boga nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego”. Pomimo tolerancyjnej postawy i wyrozumiałości wobec różnych ludzkich słabości Andrzej jest jednak wymagającym człowiekiem, nie tylko od siebie ale także od innych. Nie lubi spóźnialstwa. Jego częste powiedzenie: „Zobacz, ludzie nie spóźniają się na samolot, a często spóźniają się na spotkania towarzyskie. Coś w ich głowach nie gra, sami się nie szanują. Spóźnianie świadczy o braku osobistej kultury i szacunku dla innych osób”.

Obecnie nasz sławny Wagabunda przygotowuje się w klimacie arizońskim do następnej podróży, tym razem dookoła Azji. Podróż planuje rozpocząć w przyszłym roku z Polonezkoy w Turcji a ma trwać przeszło rok. Stąd chodzi na treningi i hartuje swoje ciało, aby sprostało przyszłym trudom i niespodziankom. Bliskie osoby odradzają mu tej wyprawy ze wzgledu na extremalnie trudne warunki. Azja to nie Ameryka i nie ma tam takich udogodnień, jakie mamy w Europie czy w USA. Ale on, jeżeli coś już zaplanuje, nie poddaje się łatwo rezygnacji.

Być może już taki jego los, że życie zakończy w jakimś odleglym kraju. Ale czy to ma znaczenie? Wszyscy musimy umrzeć. Na pewno najlepiej w gronie rodzinnym i wśród przyjaciół. Tak kończą życie zwykli ludzie, ale Andrzej Sochacki nie jest zwykłym człowiekiem. Tego typu ludzie kończą swoje życie tam, gdzie pociągnie ich pasja, misja, czy przeznaczenie.
Azja ma być jego ostatnią długą wyprawą. Ale poznając Andrzeja naturę, po tej ostatniej będzie jeszcze inna ostatnia, dopóki nie opadnie z sił. Być może, że spotka się ze swoim przeznaczeniem w jakimś odległym zakątku świata, a w nekrologu przeczytamy, że „Znany polski podróżnik …

Jego podróże to nie tylko przyjemność i ekstaza, ale także cierpienie i udręka. Można powiedzieć w konkluzji, że mają charakter i cechy pielgrzymek. Oczyszczają go z różnych ziemskich przywar i naleciałości, stąd można wierzyć, że wysłużą mu prostą drogę do nieba.
– Franciszek Girjatowicz
Diakon

P.S. Więcej o Andrzeju można przeczytać na bieżąco w internecie: www.azpolonia.com, pod hasłem „Centrum Wagabundy” lub www.travelbit.pl – Andrzeja Urbanika.

Chicago, grudzień 2017

This entry was posted in Rózne. Bookmark the permalink.