Wieści z trasy

Jeszcze w Nikaraguii
Piątek, 18 marca, 2011. Po krótkiej nocy jeszcze bym sobie pospał. Nie dała mi właścicielka restauracji Mirna, oznajmiła, śniadanie czeka na stole. …W towarzystwie córki Marii Eugeni, wnuczka Hugo kończyliśmy wczorajsze nieskończone tematy. Z wielkim krempowaniem zapytali, czy mógłbym pomóc Hugo w otrzymaniu wizy do USA. Nie mogłem nie odmówić. Zobowiązała do tego wieloletnia przyjaźń. …Wyjadę najwyżej później, …po obiedzie.
O 1100 byliśmy w środku Amerykańskiego Konsulatu mieszczącego się z boku ambasady. Nie tak łatwo jakby się wydawało z tą wizą. Pani w okienku poinstruowała mnie, że muszę wpłacić pieniądze na podróż Hugo do banku, a ten z kolei po 24 godzinach da mi numer telefonu na zamówienie wizyty w konsulacie. Trzeba czekać do poniedziałku, żeby o 8:00 zadzwonić i dowiedzieć się jaka jest dalsza droga załatwienia. Hugo musi mieć dwie fotografie z sobą. …Mam w ten sposób nieprzewidziane mini wakacje podczas podróży.

Dalszą dnia poświęciłem pisaniu i uzupełnieniu korespondencji internetowej. Obejżałem wiadomości i trochę sportu w telewizji przed spaniem.
Spało mi się dobrze …do czasu, kiedy około godziny trzeciej w środku nocy jakiś typ otworzył drzwi w samochodzie w celu rabunkowym. Przestraszyłem się nieco. Złapałem puszkę z syreną pneumatyczną, …zawyła strasznie, złodziej mało co się nie przewrócił, …zaskoczyła go taka reakcja nieprzewidzianego kogoś w środku samochodu. …Uciekł szybko jak mógł. Nie byłbym w stanie go dogonić. …Jak to dobrze, że nie dałem się namówić na komfortowe spanie w pokoiku gościnnym, mimo zapewnienia o spokojnej dzielnicy. …Potwierdziło się, że nie ważny jest komfort, ważne w podróży jest bezpieczeństwo całości ekwipunku, którego nie ma się na wymianę.

Kąpiel w ogrodzie z naczyniem w ręku orzeźwiła. …Już w Meksyku słyszałem, że w Nikaragui jest deficyt z wodą. Woda kapie z kranów w porze nocnej. Bardziej zapobiegawczy nałapali jej. U mirny jest jej pod dostatkiem w beczkach plastykowych.
Po śniadaniu Hugo zaprosił mnie na przejażdżkę, nad jezioro Managuła („Lago Xolotlan”). Ładne miejsce wieczorem, kiedy wszystkie światła kolorowe, łącznie z „luna parkiem” tworzą kolorową łunę nad wodną przystanią. …Wypiliśmy po piwie i wróciliśmy okrężną drogą, zwiedzając stolicę Managuę. Ciekawym pomnikiem została katedra („Catedra Vieja de Managua”), która nie rozpadła się po trzęsieniu ziemi.
Po obiedzie, lekkiej dżemce czas na pisanie. Objad, kolacja i boks w TV. Bokser – Chocolitito, ulubieniec Nikaragui wygrał walkę z mniejszym, słabszym ale twardym zawodnikiem meksykańskim. Z zapuchniętymi oczami na ślepo przegrał. Otrzymał od widowni oklaski za tę postawę do końca 12 rundy bez nokałtu.
Jedna z kelnerek, żeby dorobić sobie uprała mi ciuchy za pare dolarów.

Niedzielna wycieczka
Propozycja Hugo wycieczki do Grenady nad jeziorem Nikaragua została przyjęta z radością. …Wyjazd przed 8:00 rano. Zjadłem szybko śniadanie, poszedłem do fryzjera z myślą o jutrzejszym dniu. Fryzjer w zakładzie z blachy, przy głównej drodze. Wejście prosto z szosy do środka. Małe lusterko wisi na scianie, można się z daleka zobaczyć. Ostrzygł mnie krótko, ogolił na leżąco, powyrywał rosnące niepotrzebnie włosy z uszu. Koszt 3.- USD. …Czekam, minęła 11:00 a hugo się nawet nie odezwał. Wziołem się za szykowanie do wysłania korespondencji. …I tak zeszło pół dnia. Doszła 13:00, matka ze wstydem za niego powiedziała, że śpi jeszcze. …Tak to jest w tych ciepłych krajach z odpowiedzialnością za słowa. Poprzedniego dnia wygłupy wieczorowe z kolesiami a nasrępnego dnia odsypianie. Nie ważne dane słowo komuś, sprawa nie jego. …Ale wieczorem z pomocą sąsiada wypełnił formularze na „on line” z konsulatu.
Poniedziałek
Wypełnione formularze, zdjęcia, wpłacone pieniądze. Hugo dzwoni o 8:00 jak procedura wymagała, umówili go do konsula na wtorek z rana. Dzień wypełniliśmy na przejażdżce do Granady, miasta z tradycją historyczną od 1524 roku nad jezioro „Niakaragua” („Lago Cocobolca”). Turystów ciekawi katedra „La Maced”, Centralny park z postojem derożek czkających na zwiedzających, Muzeum Artystyczne pamiętające czasy przed Kolumbem, praca wolontarialna w szkole języka „Spanish School”, gdzie nauka trwa uczeń – nauczyciel.. Później Masaya, gdzie odbywają się festiwale tradycji hiszpańskiej, warsztaty grafiki za 8 godz./30 dolarów., i po okolicach. Jest słońce ale i wiatr, Nici z pływania. Zwiedziliśmy z płatnym wstępem „Turystyczne Centrum Rekreacyjne” („Centro Turistico”). Można zamówić rejs na wyspę lub rejs dookoła jeziora 14 godzinny, można spróbować złapać rekinka.
Wypiliśmy piwo, posiedziałem z 20 minut na słońcu i w drogę. Piękny widok na „kurczaka jezioro” („Lago Pollo”) podziwialiśmy siedząc nad Laguna de Apoyo” położonej 9 km od stolicy. …Wszędzie musimy płacić za wjazd na parking dla turystów, niezalażnie od innych opłat. Nic za darmo, więc tylko turyści sobie pozwalają na zwiedzanie.
Wtorek
O 8:00 już jechaliśmy do konsulatu USA. O 9:00 mamy już numerek. Czekamy 2 godziny. Podchodzimy do okienka. Gość, wważny pan konsul z okienka, od ktorego zależy decyzja wypytuje Hugo na wszystkie sposoby. Mnie nie pyta, mówi od razu, że nie może dać wizy bo prawo zabrania wydawania młodym. (Nie ważne, że: kryminalnie jestem czysty, że pracowałem w Boeingu, czy Honywell, że mam patenty i techniczne artykuły itp.) Nie można wydać wizy i koniec. Odwołać się mogę do senatora w Arizonie. Zrobię to po przyjeździe do domu dla cikawości. Wakacje szkolne Hugo ma z głowy, będzie siedział w domu. A tak się szykował do USA na wycieczkę.
Wróciliśmy smutni tym obiegiem sprawy. Mirna jak zwykle przysłała obiad przez kelnera. Dziś: kurka, sałata, banany pieczone, fasolka, ryż z warzywami i sok z mieszanki owocowej na popicie.
Kończę wysyłać korespondencję, zapłata za pranie, po benzynę i pakowanie się do drogi. Na pożegnanie wyszła cała rodzina na ulicę: prababcia, babcia, mama i syn. Wszyscy mieszkają pod jednym dachem, wszyscy pilnują biznesu, sprzątają, zaopatrują biznes, w nim pracują. Tylko kucharki dochodne jak większe zamówienie. Wszystkie słuchają się Mirny jak nauczycielki, która podała rękę im w biedzie spowodu opuszczenia przez mężów. A dzieci kosztują wychowanie.
Prysznic orzeźwiająca z garnka, golenie i gotowy do wyjazdu
O 16:00 jechałem w stronę Costa Rici. …Aby do granicy. Pogoda słoneczna dopisuje. Wieczorkiem już załatwiałem formalności graniczne: emigracja, policja, celnicy, turystyczne okienko, podatek za drogi, ubezpieczenie, kilkanaście kopi i 3 godziny z głowy. Przy załatwianiu urzędnicy oszukują z pieniędzmi, stale nie mają wydać reszty, zaokrąglają do siebie, trzeba uważac. Zbliżyła się 22:00. Odjechałem. Po drugiej stronie trochę szybciej. Wyrobiłem się przed zamknięciem urzędowania o 24:00.

Costa Rica
Zjechałem na nocleg, jak wszystkie TIRy na specjalny plac, 14 km za granicą. Nie skorzystałem z wygód sanitarnych i popędziłem dalej, …by szybciej do Panamy, by odrobić straty czawsowe.
Od 6:00 wyrabiam ledwo ledwo przy mijaniu się z TIRami po krętej drodze. Jadąc pod górkę zauważyłem jak temperatura wody wzrosła. Zjechałem na kawaqłek płaszczyzny przed sklepem. Okazała się, że nie ma przykrywki wlewowej na chłodnicy. Gdzieś zgubiłem po drodze. Znów pech. Całe szczęście, że niedaleko w dolinie było jakieś małe miasteczko. Działo to się 50 km przed San Jose. Jedna sprzedawczyni przyniosła mi wiadro wody i pomogła w rozładowaniu sprawy. Zatkałem szmatą wlew wody i bardzo wolno, bez gazowania, dojechałem do miasteczka wydawało mi się wystarczająco pomocnego w kupieniu przykrywki. To przeważają japońskie samochody i do amerykańskich nie ma części. …Jeden taksiaż doradził żebym pojechał na złomowisko i poszukał sam. Znów wody dolałe, żeby dojechać wolno do złomowiska. Przyszedł mi z pomocą pierwszy własciciel złomowych samochodów i zadzwonił do swojego kolegi. Tamten do innego i znaleźli przykrywkę w slepie z drugiej ręki. Poczekałem i przywieźli mi nową. Całość kosztowała 5.- dolarów i straconego pół dnia.
Jest już dobrze, wyglądająca nowa to nie stara, że się pod ciśnieniem i wstrząsami odkręciła. …Pognałem dalej. Do granicy się dziś nie wyrobiłem. Jechałem do San Isidro pokonując tysiące zakrętów, mgłę, deszczyk tropikalny, junglową scenerię.
O 18:00 zdecydowałem nie jechać dalej. Nocą jest niebezpiecznie jechać po nieznanej drodze. Dużo samochodów i jezdnia zapadnięta momentami na krawędziach i przeplatana czasami szerokimi szczelinami – skutkiem japońskiego trzęsienia ziemi. Za 5.- dolarów zjadłem obiado-kolację (ryż z ważywami, fasolka, mięsko, sałatka z limoniadą własnej produkcji do popicia, do woli. Skorzystałem z prysznicu, TV całodobowo grającej.
Obudziło mnie słoneczko. Jechałem do granicy z Panamą omijając dziury jak ratery wulkaniczne 20 -30 cm głębokości i obwodu kilkudziesięciu centymetrów. Łatwo wykończyć przednie zawieszenie.

Panama
Na granicy szybko zostałem obsłużony po obu stronach. Inny świat, droga z jednopasmowej wskoczyła w dwupasmową. Od razu „Zabawka” poczuła się lepiej i pognała w stronę stolicy. Betonowa nawierzchnia przyspieszyła tempo podrózy. Ale do czasu, kiedy zobaczyłem migającego światła naa motocyklu. Policjant, nie wiem skąd wyskoczył i dogonił mnie. …Od razu: dokumenty proszę, jeszcze nie sprawdził i już zaczyna pisać mandat. Ale musiałem odczekać chwilę, żeby powiedzieć mu, że nie jestem „gringo” tylko z Europy. Wysłuchał, i nawet dał się sfotografować na motocyklu, jak i urzyczył mi kasku i zrobił mi zdjęcie na pamiątkę jak siedzę na policyjnym motorze. Skończył się na miłej rozmowie. Ale musiałem już uważać na znaki, które są rozmieszczone bardzo rzadko przy drodze. Dlatego rzadko, bo ludzie kradną, więc trzeba się wpatrywać na jezdnię by dostrzec znaki ograniczające szybkość i znak, że w pobliżu jest szkoła – zwolnić szybkość do 40 km/godz.
Tak dobrze i szybko mi się jechał, że przegapiłem zjazd do przyjaciela sprzed lat, Amerykanina, który kupił wiele hektarów ziemi by wybudować park zabaw dla młodzieży. Byłem ciekawy postępu w zwariowanym pomyśle. Bob już miał wybudowany jeden dom, doprowadzoną drogę i szalone plany.
…Może w drodze powrotnej wstąpię.
W znanym mi hotelu „Back Packers”, 35 km przed Panama City zatrzymałem by odpocząć i zrobić plan działania na najbliższe dni.

Trochę liczb:
Przejechałem w USA 633 mile (1,055 km)
w Meksyku 1,627 mil (2,710 km)
w Gwatemali 537 mil ( 880 km)
w Salwadorze 429 mil ( 715 km)
w Hondurasie 103 mile ( 170 km)
w Nikaragui 246 mil ( 410 km)
w Costa Rice 386 mil ( 643 km)
w Panamie 420 mil ( 700 km)
Od startu 4,382 mil (7,303 km)

This entry was posted in Ameryka Południowa 2011. Bookmark the permalink.