CZWARTY RAZ W CZWARTY RAZ W CZWARTY RAZ W POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY JĘDREK W PODRÓŻY

06.06.2018 ADAMPOL
SPOTKANIE PRZED AZJĄ
Nie wierzyłam własnym oczom, gdy zobaczyłam biały samochód przed swoją Gospodą. Oblepiony polskimi znakami z każdej strony, samochód miał nalepki z miejsca pochodzenia kierowcy, czyli Warszawa Targówek. Napis 100 lat Niepodległości Polski, 70 – lecie Witolda Pileckiego, Godło Królestwa Polskiego i inne jak : Polskie Związki Motorowe, Fundacja Dzieci Ulicy. Zwróciłam także uwagę na logo Adampola – Polonezköy, które było przyklejone w różnych miejscach na samochodzie. Dech mi zaparło. Uniosła mnie duma.
Ze wzruszenia nie mogłam nic mówić.
Przy drzwiach do mojej kuchni Gospody stał mężczyzna, który był zmęczony podróżą. Mocno opalony, mimo swojego wieku pełen energii do życia, spoglądał na mnie. Miły chłopak, o ciemnych włosach, który stał przy nim, sympatycznie się uśmiechnął do mnie. To był 17 letni syn Bilala.

  • “Przyprowadziłem gościa z Polski.” powiedział, nadal uśmiechając się do mnie.

Usiłując ukryć swoje wzruszenie i emocje przed moimi gośćmi i korzystając z okazji, że go widzę zapytałam:

  • “Co słuchać u Ciebie Buğrahan ? “
  • “Mam staż w Karczmie” odpowiedział.
    Buğrahan mimo, że był w liceum wiedział czego chciał i był zdecydowany.
  • “Chcę wyjechać do Polski ” poinformował mnie.
    Ale ja nadal patrzyłam na mojego gościa. Te oczy i ten twarz! Ile to lat minęło? Jak to było?
    Wreszcie się odezwał.
  • “Byłem tutaj 6 lat temu. Czy jest Tadeusz?”
    -“Tadeusz teraz pracuje. Zaraz skończy prac ę i będzie mógł przyjść. Proszę usiąść – zaproponowałam”
    Kiedy mój gość nieustannie opowiadał mi o sobie i o swojej podróży, i wtedy we mnie zapaliło się światełko w pamięci.
    No, przecież, to był Andrzej Sochacki. Polski podróżnik dookoła świata.
  • “Po raz pierwszy byłem w Polonezköy podczas wyprawy dookoła świata garbuskiem. To było za czasów żelaznej kurtyny w 1979 roku. Zostałem tam skierowanany przez Konsulat Polski w Stambule. Zadziwił mnie jeden fakt. Kiedy po skończonej mszy świętej w polskim kościółku, zacząłem rozmowę z księdzem, odpowiedział mi, że nie rozumie.”
    Zapytałem – Jak to? Mówię przecież po polsku?

On, – Ja nauczyłem się mszy świętej dla Polaków, ale nie po polsku.”
Słuchając Andrzeja, nagle przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie przy kościele.
Właśnie staliśmy przed kościołem i nie zwracając uwagi na mnie rozmawiał z księdzem. Wtrąciłam się do rozmowy, ponieważ byłam bardzo ciekawa skąd i jak trafił z Polski Polak do Turcji. Często byłam świadkiem jak ciocia Zosia gościła u siebie Polaków. Przyjeżdżali na różne sposoby. Samochodami, autobusami, rowerami a nawet autostopem.
Zaczęłam ich podsłuchiwać. Andrzej mówił:

  • “Pamiętam ciocię Zosię, która mi ofiarowała zdjęcie Cmentarza Orląt Polski w Lwowie. Czułem się w jej zagrodzie jak w Polsce. Te same sztachety, garnki i słoje na płotach. To był szok. Znalazłem się w polskiej wsi w Turcji. Nawet cmentarz. Chodząc między grobami miałem wrażenie, że znajduje się w Polsce.”
  • “Następnym razem byłem w Polonezköy w trakcie podróży do okoła świata motocyklem.” – ciągnął dalej swoją opowieść Andrzej.
    -“Mile byłem zaskoczony opieką przez Wójta Polskiej osady Fryderyka Novvickiego. Przedstawił mi swoje urocze dzieci Denisa i Dianę oraz sąsiadów, którzy zajmowali się rozwijaniem turystyki, z którymi do dziś utrzymuje kontakty.” – kontynuował swoje wspomnienia.
  • “Po raz trzeci zajrzałem do Polonezköy podczas swojej wyprawy Patriotycznej przez okrążenie kontynentów po obrzeżach. Nie mógłbym tego polskiego miejsca pominąć gdyż zadomowiło się w moim sercu. Ósma wyprawa, trzeci kontynent, dookoła Europy. Czując w swoim sercu patriotyzm podczas w tej wyprawy, odwiedziłem domek cioci Zosi.” – powiedział zawieszając wzrok na mnie.
  • Dzięki mojemu wujkowi Antoniemu, Andrzej dowiedział się o powstaniu Adampola stworzonego przez żołnierzy walczących u boku księcia Adama Czartoryskiemu.
  • Zadałam pytanie Andrzejowi – Na czym polega jego podróż patriotyczna?
  • A on odpowiedział:
  • “Ty nie znałaś celu mojego podróży. Jako syn kombatanta , odwiedzam na świecie żyjących kombatantów lub ich rodziny. Przekazuję im glejt wydany przez Muzeum Armii Krajowej im. Generała Emila Fieldorfa „Nila” z Krakowa, w sprawie przekazywania archiwaliów wojennych do nowo powstałych gablot. W ten sposób młodzież uczy się nie zakłamanej prawdziwej historii, różniącej się od tej, której nas uczono w szkołach.”
  • “Jestem wzruszony po zwiedzaniu Polskiego Cmentarza w Polonezkoy z Tobą, na którym żołnierskie groby były otoczone troską.” – powiedział i zakończył tymi słowami swoje opowiadanie.
    Patrzyliśmy na siebie ze zrozumieniem. Było już późno. Po całym dniu pełnych wrażeń pożegnaliśmy się do snu.
    Następnego dnia Andrzej, po odpoczynku w mojej Gospodzie, był już gotów do wyjazdu na zaplanowaną podróż dookoła Azji.
    Żegnaliśmy go mówiąc:

Z niecierpliwością będziemy czekać na wiadomości od Ciebie i z podróży. Bądź zdrów i niech Bóg będzie z Tobą.

Posted in Azja 2018 | Comments Off on CZWARTY RAZ W CZWARTY RAZ W CZWARTY RAZ W POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY POLONEZKÖY JĘDREK W PODRÓŻY

Azjatyckich przygód ciąg dalszy

Na zachód, do miejsca startu

Przez Iran (22 kraj)

„Zabawka” z nowym filtrem paliwa łykała szybko kilometry by znaleźć się jak najdalej od skorumpowanego irańskiego portu. Z każdym dniem czułem się szczęśliwszy uwalniając przygodę od kłopotów.

 Im bardziej na północ pogoda zmieniała się szybko w chłodniejszą. Najpierw deszcz, później śnieżek hamował szybkość jazdy, aż do granicy z Turcją. Ja myślałem, że to przelotna pogoda i będzie cieplej. Przeliczyłem się. Rano temperatura na zewnątrz „Zabawki” wskazywała -11st.C, aż mną zatrzęsło, nie miałem chęci na rozgrzewkę. Stawy się zastały. Czem prędzej włączyłem ogrzewanie by zacząć normalnie funkcjonować. W ten sposób zrezygnowałem z odwiedzin Teheranu i innych mi znanych miejsc z poprzednich wypraw.

Na obu granicach samochód był sprawdzany przez celników z psim wąchaniem przedmiotów, jak nigdy w tej podróży. Nawet odkręcali bańki z płynami by sprawdzić ich oryginalność. Masakra jednym słowem. Bałagan pozostawili po sobie bez zarzutu w środku „Zabawki” dając dowód uczciwości wykonywania zadania, jak bezmózgowia. Dzbany. Dodatkowo Iran wprowadził dziki przepis dopłaty wyrównawczej za bak paliwa do wyższej ceny po stronie tureckiej. To bezkarna samowola paliwowej firmy. Bez pokwitowania nie było mowy o załatwianiu następnych czynności z opuszczeniem kraju. Słabo się robi gdy człowiek nie ma wpływu na państwowe lichwiarstwo. Nie ma odwołania. Do kogo? Gdy bak jest prawie pusty to trzeba dopłacić i tak za minimum 20 litrów. Paranoja! Poszkodowany jest każdy kto przekracza granicę.

                        W drodze do Polonezkoy, Turcja (Turklye Cumhurlyeti)

Strata wielu godzin na przejściach granicznych dała się we znaki podczas prószącego śniegu. Po tureckiej stronie było nieco łagodniej z szukaniem dziury w całym ale z dokumentami przeciągali tyle ile im się podobało a ja marznąłem. Rozdygotany z zimna ledwo co wsiadłem do samochodu i odjechałem szybko by przenocować w pierwszym lepszym hotelu i nie rozchorować się. Z myślą, że opuściłem skorumpowaną i lichwiarską Azję zacząłem czuć się lepiej.

…By znaleźć się jak najdalej od zimna i niemiłych azjatyckich wspomnień skierowałem się przy granicy na południe. Jechałem po wspaniałej autostradzie w kierunku Morza Śródziemnego zatrzymując się na krótkie odpoczynki. Pogoda z zimowej zmieniła się szybko w wiosenną, podczas jechania z gór na południe. Temperatura w ciągu dnia wzrosła do +18 st.C. Z optymizmem odpoczynku nad morzem jechałem zadowolony. Gdy widziałem już błękitny kolor wody zaczął deszczyk pokropywać. By to szlak by trafił. …I tak w deszczyku pomału niemalże od granicy syryjskiej jechałem sobie na zachód powoli nad brzegiem czekając na przejaśnienie się nieba.

                        Polonezkoy, zamknięcie azjatyckiej pętli !!!

Jechałem i jechałem i nie doczekałem się słonecznej pogody. Klops z opalania i odpoczynku. Dojechałem aż do Izmiru z myślą dłuższego postoju. A tam deszczyk zamienił się w regularny deszcz. Po objedzie zrezygnowałem z szukania odpowiedniego miejsca na dłuższy postój. Zdecydowałem jechać na północ, do Polonezkoy z myślą załapania się na lepszą pogodę. Z upływem jazdy deszcz zamieniał się we fruwające płatki śniegu aż po białej nawierzchni drogi dobrnąłem do polskiej osady – miejsca startu podróży dookoła Azji. Byłem zmęczony bardzo ale szczęśliwy z zamknięcia pętli. Była godzina 16:00, niedziela 24 lutego, 2019 roku, zimno z prószącym ciągle śniegiem. W ten sposób zakończyłem swoją najdłuższą podróż życia – dookoła świata okrążając wszystkie kontynenty (7). Trwało to 11 lat z Bostonu Mass, USA. Stałem się pierwszym na świecie podróżnikiem, który zdobył Koronę Turystyki Trampingowej. Dzięki ci Boże i matko, za takie ciekawe życie.

Zatrzymałem się w centrum biznesowym adampolskiej Polonii. Szybko zmieniłem sandałki na pantofle i w śniegu po kostki zapukałem do drzwi pensjonatu polskiego wójta – Fredrika Nowickiego. Wójt zaskoczony moim przybyciem przerwał pracę w kuchni i zaopiekował się mną dając mi grube skarpetki i buty. Odetchnąłem. Nareszcie jestem u swoich przyjaciół sprzed lat. Gdy wójt zobaczył „Zabawkę”, choć sfatygowaną, to chciał ją zatrzymać od razu  na zawsze. Tu wspomnę: Pierwszy raz odwiedziłem Polonezkoy 40 lat temu podczas okrążenia ziemi Volkswagenem znanym „Pryszczem” którym opiekuje się obecnie prezes polskich garbusiarzy w Krakowie. Drugi raz odwiedziłem w roku 1999 podczas podróży dookoła świata Harleyem-Davidson, który obecnie ozdabia Automobilklub Polski w Warszawie. Trzeci raz samochodem Volvo 60 podczas okrążenia Europy w 2012 roku, który oddałem na licytację do Owsiaka.

…I tak zatrzymałem się kilka dni czując się jak w polskiej rodzinie. Pokój otrzymałem gościnnie w pensjonacie polonijnej aktywistki – Agnieszki Ryży, u wójta miałem jedzenie w dowolnej ilości. Tylko żyć i nie umierać!

Pewnego dnia na zakończenie pobytu, ku zadowoleniu wszystkich, podzieliłem się z podziękowaniem za opiekę swoją azjatycką przygodą, ze slajdami włącznie, podczas spotkania z Polonią w Domu Kultury.

Nadszedł dzień pożegnania. Przyrzekłem wójtowi Fredrikowi, że po zakończeniu podróży w Warszawie „Zabawkę” przekażę na wieczną ekspozycję do Polonezkoy do miejsca startu i mety. …Ten aż podskoczył z radości ciesząc się, że samochód z emblematami polskimi dołoży większej popularności osadzie polskiej w Turcji. Oto nam wszystkim chodzi by polskość utrzymała się jak najdłużej niezależnie od wsparcia polskiego konsulatu ze Stambułu. Każdy Polak odwiedzający Polonezkoy czuje się jak u siebie w domu a nie na urlopie w nieznanym miejscu. Brawo dla wszystkich z polskiej osady za tak rodzinne podejście do swych rodaków. Do następnego zobaczenia się.

Pozdrawiam z Polonezkoy.                                                                                                                           – Jędrek    

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Azjatyckich przygód ciąg dalszy

HYMN POLAKÓW NA OBCZYŹNIE

Jedna jesteś Polsko, jak Bóg jeden w niebie,

Wszystkie me siły składam Ci w ofierze

Na całe życie, które wziąłem z Ciebie

Cały do Ciebie, Ojczyzno, należę.

Twoich wielkich mężów przykład doskonały,

Twych bohaterów wielbię święte kości.

Wierzę w Twą przeszłość pełną wielkiej chwały

Potęgi, dobra i sprawiedliwości.

Wiem, że nie uciski i chciwe podboje,

Lecz wolność ludów szła pod Twoim znakiem,

Że nie ma dziejów piękniejszych niż Twoje

I większej chluby niźli być Polakiem.

Jestem jak żołnierz na wszystko gotowy

I jak w Ojczyźnie, tak w obcym kraju

Czuwam i strzegę skarbu polskiej mowy,

Polskiego ducha, polskiego zwyczaju.

Z narodem polskim na wieki związany

O każdej chwili to samo z nim czuję,

Do wspólnej wielkiej przyszłości wezwany

Wszystkim Polakom braterstwo ślubuję.

                                                                         – Jan Lechoń

Spisał z „Etosu Adampola”

Andrzej „Jędrek” Sochacki

Polonezkoy, Turcja, marzec, 2019

*           *           *           *           *           *           *           *           *           *           *           *

Tablica przed Domem Kultury w Polonezkoy:

W 1842 roku powstał ADAMPOL – polska wieś na Ziemi Tureckiej, jej twórcami byli: książę Adam Czartoryski – wybitny polski mąż stanu, Michał Czajkowski – Mechmed Sadyk pasza, pisarz, działacz polityczny, późniejszy dowódca kozaków sułtańskich.

(W 160 rocznicę założenia osady wdzięczni ADAMPOLANIE i rodacy z Polski)

opatrzona jest wizerunkami Adama Czartoryskiego (1770–1867) i Michała Czajkowskiego(1804–1886)

Tablice przed kościołem rzymsko-katolickiej parafii pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej:

 Naszemu wieszczowi Adamowi Mickiewiczowi w rocznicę zgonu (1855 – 1933)

                  Tu w polskiej wsi, dawnej zwanej Adampolem, żyli i żyją Polacy

W 150 rocznicę osiedlenia dawniejszym i obecnym mieszkańcom tablicę tę poświęcają rodacy

                                               z kraju (1842 – 1992)                                                                 

Posted in Azja 2018 | Comments Off on HYMN POLAKÓW NA OBCZYŹNIE

Nieco turystyki trampingowej

            Po wjechaniu „Zabawką” do czekającego kontenera w indyjskim porcie Mundra byłem pewny, że zgodnie z terminem, przesyłka znajdzie się w irańskim porcie. Kiedy samochód okrążał wodą Pakistan, przez następnych kilka dni zabawiłem się w turystowanie w myśl turystyki trampingowej. Nadmienię tu w skrócie że: „Turystyka Trampingowa” jest rodzajem dalekiego podróżowania bez pomocy z boku, między innymi biur podróży. Wykupionym lotniczym biletem w Polsce z przesiadkami po drodze poleciałem w ciemno do Bandar Abbas – portu w Iranie.

Z hotelu „Galaxy” taksówką dojechałem do dworca kolejowego oddalonego o kilkadziesiąt  kilometrów by przez kilkanaście godzin Expressem z aklimatyzacją pojechać po torach do Mombaju. To znaczy sypialnym wagonem z wiatrakami zawieszonymi pod sufitem, otwartymi oknami i przedziałami bez ścian w których ilość pasażerów była większa od przeznaczonych miejsc. Zapachy z wiozących przez podróżnych prowiantów mieszających się w powietrzu doprowadzały do nudności. Łóżko na półpiętrze niezbyt wygodne i potrącane przez przesuwających się pasażerów w otwartym korytarzu. Coś w rodzaju ruskiej kuszetki. Zasnąłem po pewnym czasie będąc zmęczony. Obudziły mnie głośne rozmowy tuż przed końcową stacją rozległego dworca w Mombaju gdzie perony są szerokie i kilkusetmetrowej długości będąc jednocześnie sypialnią dla bezdomnych..

 Następnie taxi ze stojących na chodnikach samochodów, po zatłoczonych mombajskich ulicach dotarłem do lotniska by dalej przez Doha w Katarze i Shiras dostać się do Bandar Abbas – irańskiego portu do którego wysłany został mój stalowy przyjaciel podróży. (…Byłem niepewny Iranu gdyż stosunki dyplomatyczne z Polską uległy pogorszeniu i wstrzymane zostały wizy dla Polaków).

            Na mombajskim międzynarodowym lotnisku dziwne przepisy. Pasażerowie mogą korzystać z lotniska cztery godziny przed odlotem. Kto przybył wcześniej zmuszony jest czekać na zewnątrz hali odprawowej pasażerów niezależnie od pogody i stanu  zdrowotnego. Żołnierze rozmieszczeni przy wejściach pilnowali sumiennie rygorów lotniskowych.

W Katarze (Daulat Katar) (21 kraj)

W „Boeingu 747” lecącym do Doha (Ad-Dauha) miła obsługa przez kilka godzin raczyła pasażerów na zawołanie owocowymi napojami wg upodobania. …Nareszcie obiad bez zapachów „perfumowanych” a czerwone wino uzupełniło mój apetyt. Lądowanie olbrzyma łagodne. Na tafli lotniskowej widać rój największych samolotów pod flagą katarską. Od pierwszego momentu czuje się bogactwo kraju. …Jak ta ropa robi ekonomiczne cuda na pustynnych piaskach, pozazdrościć tylko. Korytarzem aklimatyzowanym z samolotu do budynku głównego. Tam wiza tranzytowa na kilka dób automatycznie wpisana w paszporcie. Taxi i do centrum podziwiać czystość i nowoczesność, szerokie ulice, muzeum, główny jarmark i drapacze chmur różnych kształtów, stojących przy nabrzeżu morskim, będącym panoramą miasta i wizytówką Kataru. Jednym słowem odskocznia od biedy.

Podobnie jak w azjatyckich krajach popularny jest przemysł turystyczny a nie prywatne podróżowanie swoim środkiem lokomocji. Autobusy wycieczkowe zwożą turystów w  starszym wieku z całego świata do pierwszego punktu w programie zwiedzania, którym jest znany bazar z kiczami typu made in China, Wietnam itp. Tu, z językiem handlowym angielskim, pozbywa się turysta gotówki kupując pamiątki i odpoczywając „szybko” w rozsianych restauracyjkach i kawiarenkach z naganiaczami. Bankomaty rozmieszczone co kilkadziesiąt metrów wypłacają każdą ilość pieniędzy w rialach katarskich bez problemu. Żałosny widok grup z widocznymi numerkami na ubraniach pędzących, trzymając się za ręce i kołysząc się z nogi na nogę, od brzegu do brzegu stołecznego Marketu by wyrobić się w czasie na czekające autobusy.

Czas ograniczony, trzeba udostępnić parking na następne zarezerwowane tury. W ramach wycieczek jest zwiedzanie centrum miasta z budynkami o ciekawych kształtach, muzeum narodowe i deptak nad wodą do zdjęć z panoramą wieżowców. Nie spiesząc się popijałem chłodny napój patrząc się z podziwem na kondycję emerytów, którzy zwalniali nieco tempo jak wiedzieli, że wyrobili się w czasie do czekającego autobusu.

Z zachodem słońca powoli cichnie życie i ruch uliczny. Biznesiki zamykają działalność, zaczynają działalność nocne lokale. Mając czas do północy odwiedziłem nowoczesne muzeum, zespół kin w obrębie bazaru i po kolacji wróciłem taxi na lotnisko by polecieć do Bandar Abbas z przesiadką na irańskim międzynarodowym lotnisku w Shiraz..

            Nareszcie w Iranie (22 kraj)

Kilka godzin lotu i dwa różne światy. Jeden z udogodnieniami podróżującemu po europejsku, drugi ograniczającym w swobodnym poruszaniu się. Przemysł turystyczny skończył się. Wraz z nim brak informacji turystycznej utrudniał przedostanie się do lotniska krajowego. Brak bankomatów, wymiana dolarów na riale możliwa tylko w pewnych godzinach czynnego okienka, którego trudno znaleźć. W nocy trzeba było czekać na taksówkę by dobrnąć do poczekalni krajowych lotów.

Bez przypadkowej pomocy łatwo przegapić lot. Trudno się dogadać po persku bez angielskiej informacji. Karta kredytowa bezużyteczna w całym kraju, brak gotówki dolarowej uniemożliwia egzystencję. Wyjściem jest opuścić kraj jak najszybciej by uniknąć dodatkowych problemów i …turystowanie z głowy.

Lot do miejsca docelowego z opóźnieniem prawie dwugodzinnym nie przerażał podróżujących bez  podania  powodu. Ludzie są do tego przyzwyczajeni. Gdy zapytałem dlaczego nie ma usprawiedliwienia, w odpowiedzi usłyszałem tylko – to jest Iran, i to wszystko. Tu nikt nikomu się nie tłumaczy. …Kraj dyktatorski.

Długi odbiór „Zabawki

Małym dwu śmigłowym samolotem kołysząc się wśród chmur doleciałem do miasta portowego Bandar Abbas. Nie ma gdzie wymienić dolary, bez możliwości płacenia kartą kredytową podróż daje się we znaki. W ciemno zatrzymałem się w hotelu „Amin” przy ulicy wzdłuż morskiego brzegu by na drugi dzień znaleźć biuro morskiego przewoźnika i zacząć załatwiać sprawy odbioru samochodu.

Kłopoty pojawiły się od początku. Zaginęły oryginały dokumentów transportowych. Trzeba było czekać dwa dni na ich dostarczenie. Nikt się nie przejmował, że bałagan u przewoźnika mnie kosztuje dodatkowo w czasie i wydatkach. Gdy dokumenty się znalazły urzędnik w Shipping Co. naliczył kilkaset dolarów za usługi portowe. Dodatkowo zażądano trzy tysiące dolarów depozytu za możliwe uszkodzenie kontenera w czasie transportu. Bez depozytu następne działanie było niemożliwe. To jest samowola przewoźnika, nie praktykowana na świecie. Żeby nie tracić dodatkowego czasu wyskrobałem podszewki kieszeni i wpłaciłem depozyt by móc załatwić sprawy związane z  odbiorem samochodu. Kilka dni uciekło dodatkowo. Port od hotelu oddalony jest o kilkadziesiąt kilometrów. Komunikacja miejska nie istnieje, bez taksówki nie ma połączenia. Na olbrzymim terenie portowym taksówka również jest nie odzewna.

Znalezienie kontenera przesunęło się w czasie. Czekałem na potwierdzenie wpłaty depozytu. Gdy przyszła pora wyjechania „Zabawką” na zewnątrz portu okazało się, że potrzebna jest kontrola celna. Na dodatek akumulator był rozładowany. Następna dodatkowa strata czasu i pieniędzy za pomoc. W końcówce załatwiania spraw urzędowanie biur skończyło się przed normalnym czasem z powodu celebrowania od następnego dnia 40 tej rocznicy państwa islamskiego i następne cztery dni uciekły.

Zmuszony czekaniem w hotelu wypełniałem dnie zwiedzaniem okolic jak i obserwowanie przebiegu święta narodowego. Ludzie rodzinami spędzali czas nad kamienistym brzegiem zatoki robiąc sobie zdjęcia typu „selfi” (jedyna rozrywka). Na oko wszyscy są zadowoleni, nie podróżując, nie czytając prasy, jedno kino, nie ma teatrów czy miejsc do tańca. Niewiasty cały czas nie pozbywają się hidżabu czy to na ulicy czy w lokalach. Czułem się jakbym był w środowisku zakonnic. Propaganda wciskania dobrobytu otumania ludzi, że kraj daje sobie radę bez pomocy z zewnątrz, uzbraja się w rakiety i co amerykańskie to wróg kraju. W rzeczywistości to przypomina mi się reżim jaki panował w Polsce za czasów komunizmu, kiedy człowiek miał ledwo co potrzebuje a nie to co chce, kiedy nie można było swobodnie podróżować prywatnie z rodziną tam gdzie się chciało. Każdy uważa turystę jak go skubnąć ile się da. To cechuje niedostatek ludzi żyjących pod kontrolą panujących.

Po kilkunastu dniach uzależnionych od biurokracji i lichwiarstwa wyjechałem z portu na ulicę. Turystowanie się skończyło zaczęła się przygoda podróżnicza. Jeden dzień dodatkowo poświęciłem na wizytę u mechanika by wymienić filtr paliwa zabrudzony indyjskim olejem napędowym.

Obrałem azymut na Turcję by jak najszybciej i jak najdalej znaleźć się od lichwiarsko-skorumpowanego miejsca w którym nie było się do kogo odwołać i nie narobić sobie niepotrzebnych dodatkowo kłopotów.

(Może moja przygoda będzie pomocna dla wybierających się w stronę Azji swoim transportem myśląc o przyjemnym urlopie).

Pozdrawiam z Bandar Abbas.                                                                                                                       – Jędrek    

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Nieco turystyki trampingowej

Jeszcze w Indiach

…Ostatniego dnia starego roku odwiedziłem pakistańską ambasadę w sprawie wizy. A może… Odpowiedź oficera do spraw wizowych zabrzmiała: „jeszcze czekamy na list z Islamabadu – Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Turystyki”. Trochę cierpliwości”, do środy i wiza będzie w twoim posiadaniu. Znałem te szczekanie od tygodni, nie miałem wyjścia, czekałem, cierpliwość kończyła się.

N. Delhi, koniec 2018 roku

            Święta Bożonarodzeniowe i noworoczne miałem spędzić z Polakami w Polonezkoy – Turcja z którego wyruszyłem w podróż a nie gdzieś w Indiach. …To jest urok podróżowania w odróżnieniu od turystowania, gdzie podróżnik bez grafiku ma więcej czasu niż pieniędzy i nie jest ograniczony powrotem do pracy. To pociesza.

            Stojąc na parkingu katedralnym i wyjadając suchy prowiant, zapukał do okna „Zabawki” jakiś facet. Zaciekawiła go kierownica po lewej stronie. Podczas rozmowy z żoną i mamą okazało się, że to Hindusi odwiedzający  te miejsce co roku w Boże Narodzenie. Padło zaproszenie do odwiedzin. …Zgoda z mojej strony, coś nowego. Pojechałem za nimi daleko od centrum zatrzymując się przy jego posiadłości. W atmosferze rodzinnej Hindusów: Rishiego, Pelak i mamy Indiry czułem się wspaniale. Nie przeszkadzały inne wyznania, nie istniał religijny antagonizm, otwarte serca, przyjaźń – to co jednoczy ludzi. Czas szybko zleciał do dnia obiecanej wizy pakistańskiej.

            W między czasie odwiedziłem jeszcze raz polską placówkę. Oznajmiono mi, że vice ambasador znający moje bolączki jest na urlopie. …Miła niespodzianka. W zastępstwie generalny konsul – pan Zbigniew Igielski, człowiek z doświadczeniem dyplomatycznym i życiowym zrozumiał moją ideę podróżowania i na poczekaniu wręczył mi potrzebne pisemko do okazania tam gdzie będzie potrzeba. Z serdecznym pożegnaniem, otrzymaniem książki „Polacy w Indii po II wojnie Światowej” i życzeniem powodzenia w dalszej części podróży opuściłem w zadowoleniu placówkę. …Inny człowiek inne podejście, inna reakcja.

                                                Nowy Rok –  2019!

Nadszedł Nowy Rok. W rodzinie moich nowych przyjaciół jakoś cicho. Nikt się nie szykuje wyjść i celebrować święto. Gdy zapytałem Rishiego to usłyszałem, że jesteśmy zaproszeni na obiad do teściowej na drugi dzień.

Żeby uczcić te święto zaakceptowali moją propozycję. Zamówiłem wg ich upodobania: szampan wieloowocowy bezalkoholowy, pizzę Margaritę, torciki pojedyncze i bombonierkę ciasteczek do herbaty z mlekiem i kawy po polsku (gotowane mleko z łyżeczką kawy) przypadłej do gustu mamie Rishiego. O północy życzenia wzajemne, wydzwaniania po rodzince i znajomych przez następną godzinę. I tak w spokoju, bez kotylionów, śpiewu, słuchaliśmy muzyki religijnej z taśmy z filmikiem na ekranie TV. Wszyscy zadowoleni, powoli ucichli i rozeszli się do swoich sypialni. W Nowy Rok bez kaca, bólu głowy śniadanie około południa i …dzień jak co dzień.

O godz. 19:00 pojechaliśmy na obiad. Zjechało się kilkanaście osób, wszyscy z rodziny. Młodzież i dzieci osobno w jednej części salonu, dorośli razem w głównej części na wygodnych fotelach. Przystawki owocowo-warzywne z sosami pikantnymi na początek. Po czasie każdemu z osobna, gdzie kto siedział, na dużym talerzu młodzież roznosiła główne dania po uprzednim zamówieniu (ryż, kluski, fasolka, warzywa, drobne kawałki mięsa do wyboru z różnorodnymi kolorowymi pachnąco-pikantnymi sosikami). Ja nie miałem wyboru, zajadałem się kluskami z kurczakiem i popijałem ciepłym rosołowo podobnym napojem o zapachu kminkowym.  Jak wszyscy skończyli jedzenie po kawałku tortu z pachnącą herbatką, ja z mleczną kawą. …I tak impreza bezalkoholowa zleciała do północy. Przy pożegnaniu otrzymałem prezent (dzwon metalowy i orzeszki na drogę).

                                                Końcówka w Indiach

Nadszedł dzień, ostatni dzień zwrócenia się o pozwolenie na przejazd Pakistanu. Czekałem przed wejściem do konsulatu kilka godzin w chłodnym dniu jakby nie zauważony przez „starego znajomego” pana Grunzela – oficera do spraw wizowych. Poprosiłem o rozmowę z nim ostatni raz. …Nie miał już punktu zaczepnego. Wyksztusił tylko jak przywykł – sprawa w toku, do następnego tygodnia. Sprawa nie zrozumiana dla mnie. Miałem odczucie jakby zaprogramowana małpia złośliwość przemawiała ludzkim głosem.  …Nie wytrzymałem, poprosiłem o zwrot wszystkich złożonych dokumentów. Po 50 dniach zwodzenia, czułem wstręt do oficjała i tejże placówki, zakończyłem sprawę z pakistańską wizą.

            Następnego dnia, uwolniony z obiecanek, byłem już w drodze do portu nad zatoką Kachach w stanie Gujarat (Gudżarat), by wysłać „Zabawkę” do Iranu okrążając Pakistan wodą. Żałuję tylko, że spotkanie z pakistańskim przyjacielem od dziesiątek lat nie doszło do skutku z przyczyn niewyjaśnionych, od nas nie zależnych. Tu w Azji nikt nie tłumaczy się z nieprawidłowych posunięć. Dyktatorskie kraje, kontrolujące ludzi.

Po drodze wstąpiłem do Khajuraho (Kadżuraho) ze słynnymi rzeźbami „Kama Sutra” w stanie Pradesh po 40 letniej przerwie. Urok wioski się nie zmienił, polne drogi, zwierzęta swobodnie wałęsające się jak dawniej. Jedynie dojazd asfaltową szosą i wstęp do sanktuarium świątyń zwalał z nóg. Dla cudzoziemca kilkaset razy droższy, jak w Chinach. (Hindus płaci 40 rupii a turysta zagraniczny 600 rupii! ). Wiele osób odwiedzających rezygnuje ze zwiedzania tych kilkuwiekowych hinduskich świątyń.

                                                Wysyłka „Zabawki”

            Po kilku dniach przepychanek po zatłoczonych drogach, 13 stycznia dobiłem do Mundra – portu z którego „Zabawka” popłynie do Iranu. Zamieszkałem w hotelu „Galaxy” i rozglądałem się za wysyłką. Żeby dobić do „Domu Celnego” na obszarze portowym  trzeba załatwić jednodniową przepustkę, później chodzenia od drzwi do drzwi z „Carnet de Pasages”. Strata kilku godzin i kilkudziesięciu dolarów by w końcu otrzymać pieczątkę „exportu pojazdu” w dokumencie. Urzędnicy zapoznawali się z tym dokumentem. Przeglądali go na okrągło odpychając odpowiedzialność od siebie dalej. W końcu oparło się na naczelniku urzędu. Ten posłuchał się moich rad i podsunął mi dokument do wypełnienia. Szybko załatwiłem sprawę, postawił pieczątkę z parawką. …I o to tylko chodziło. Z podziękowaniem za przysługę szybko opuściłem pokój by się nie rozmyślił. W ten sposób miałem sprawę z głowy.  Wróciłem do hotelu zmęczony. Szukanie odpowiedniej firmy przewozowej przełożyłem na następny dzień.

            Sprawa stała się trudna do załatwienia. Nie trafiłem na odpowiednią firmę wysyłkową typu cargo. Podróżowanie po lądzie nie jest powszechne w Indiach jak i w całej Azji, którą zawładnął masowy przemysł turystyczny samolotami, autobusami, hotelami i wynajętymi przewodnikami. Z chęcią pomocy przyszedł właściciel hotelu mający szerokie kontakty. Na drugi dzień sprawa wysyłkowa ruszyła z miejsca. Dwóch agentów z morskiej firmy wysyłkowej przybyło do hotelu by przedstawić warunki transportu. …No cóż drogo jak na emeryta kieszeń, bez ulgowej  taryfy. Do wzrostu ceny przyłożył się system korupcyjny. Ten sam naczelnik stworzył sztucznie dodatkowy dokument na wzór obiegówki, który pochłonął dodatkowe kilkaset dolarów USD z mojej kieszeni. Nie było się do kogo odwołać.

Po tygodniu „Zabawka” znalazła się w kontenerze. Za następnych kilka dni popłynęła do irańskiego portu. Ja zabrałem się pociągiem do Mombaju by samolotem polecieć do Iranu i odebrać wysyłkę. Czas zleciał szybko gdyż łatwo nawiązuje mi się kontakty i zyskuje przyjaźń świeżych przyjaciół. Wyjeździłem się na motocyklu, byłem zapraszany w odwiedziny nowych przyjaciół i wspólne wyjazdy na plażę czy do ciekawych miejsc. Hindusi są przyjaźnie i mile ustosunkowani do cudzoziemców.

Z Internetu dowiedziałem się, że Iran wstrzymał wydawanie wiz dla Polaków. Sprawa może się skomplikować.

Pozdrowienia z Mundry, Indie.                                                                                                              –  Jędrek

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Jeszcze w Indiach

Azja – Indie (20 kraj) part 2

Obiad z córką maharadży

Kiedy przejeżdżałem, czterdzieści lat a nawet 20 lat temu, przez Indie uszła mojej uwadze wiadomość o ważnym historycznym wydarzeniu. Była jakoś ukrywana w tamtym czasie. Pewnego razu przeglądając wieści ze świata w Internecie doczytałem się o niebywałym geście dobroci podczas II Wojny Światowej. To naszego narodowego wirtuoza Ignacego Paderewskiego przyjaciel z Indii – Maharadża Nawangaru Jam Saheb Digvija Sinhji przygarnął około tysiąca kilkunastoletnich polskich sierot z Rosji z Armii Andersa do swojego księstwa Nawangaru w stanie Gujarat (Gudżarat). Odwiedziłem to miejsce by oddać hołd rodzinie maharadży. W willi książęcej Jamnagaru (Dżamnagaru)  zastałem córkę, wnuczkę i prawnuczkę owego maharadży. Syn przebywał w tym czasie w szpitalu mombajskim po wylewie.

Cieszę się zawsze kiedy mogę osobiście spotkać miejsce polskości w moim podróżowaniu po świecie. Spóźniłem się kilka dni na celebrowanie 100-lecia Niepodległości Polski z przybyłą grupką żyjących jeszcze dzieci wyrwanych z Rosji 76 lat temu. Sam jadę przez Azję z pokaźnym napisem na samochodzie „100 LAT NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI”.

Brak dokładnego adresu zmusił mnie do odszukania miejsca w kilkumilionowym mieście sposobem „pytka”. Mojego ojca powiedzenie: „za przewodnika weź koniec języka” sprawdziło się i tym razem. Spodziewałem się jakiejś zabudowy w stylu zamku a podjechałem pod starą bramę potężnej willowej posiadłości, córki maharadży, księżniczki Jamnagaru. Młoda osoba przedstawiła się jako wnuczka maharadży (córka księżniczki). Z Harshą umówiłem się na telefon. Zadzwoniła, powiedziała, że jestem zaproszony na obiad i co przygotować: ryż, jarzyny, kurczak – jest O.K.?

Na drugi dzień byłem gościem. Dowiedziałem się o życiu polskiej młodzieży wziętej w opiekę przez hinduskiego dobroczyńcę. Księżna Hershad, dziś 74 letnia schorowana kobieta, opowiadała o swoich rówieśnikach z którymi się zaprzyjaźniła, jednym ciągiem jakby chciała się wygadać. A o jedzeniu lodów z polskimi koleżankami powtarzała do znudzenia robiąc mi apetyt. Dwie służące dostawiały na zmianę różne przystawki. Kawa z rumem, lody, ciastka i owoce były kończącym akcentem biesiady.

Po objedzie w towarzystwie Harshy zwiedziłem część posiadłości, którą opiekuje się wuj. Prowadzą hodowlę około stu krów mlecznych trzech różnych ras różniących się mlekiem zawartością tłuszczu, konsystencji i koloru. Dojenie odbywa się tradycyjnie przez dojarzy. W odgrodzonym miejscu widać kozy, owce, kury. Zapach obory rozchodził się wokół posiadłości. Niby w  mieście a czułem się jak na wsi.

Kolację zaszczycił obecnością zaprzyjaźniony starszy dziennikarz, który pokazał mi rodzinne zdjęcia maharadży. Zaciekawiony moją podróżą przeprowadził wywiad na tle „Zabawki” do miejskiej gazety i dwóch stacji TV. Przy kawie dowiedziałem się więcej o książęcej rodzinie z którą znał się od dziesiątek lat. Przyjaciel rozgadał się do późnych godzin wieczornych, kilka razy żegnał się i siadał z powrotem by się wygadać z przybyłym tak inaczej podróżnikiem z Polski.  

…Po śniadaniu zaopatrzony w prowiant na drogę polskim zwyczajem i z zaproszeniem w ponowne odwiedziny wyruszyłem w stronę New Delhi.

New Delhi

Jechało mi się szybciej po wyremontowanej autostradzie mijając po bokach przydrożną biedę ludzi i wałęsające się zwierzęta – jak za dawnych czasów. Miejscami okoliczny smród docierał do pojazdów. Bez dłuższych postojów na zwiedzanie dotarłem bez błądzenia do ambasady R.P w New Delhi. Już trzeci raz odwiedziłem te miejsce. Chciałem podzielić się przygodą jak zwykle i zorientować się w sprawie zatrzymania, znalezienia parkingu dla „Zabawki”, czy uzyskania niezobowiązującego oświadczenia, że wracam do kraju w kończącej się azjatyckiej podróży, które by ułatwiło mi otrzymanie wizy pakistańskiej.

Pod nieobecność ambasadora przywitany zostałem kawą przez zastępcę ze słowami słucham pana (nie w czym mogę pomóc). Miło się rozmawiało, choć chaotycznie ale nic z tych rzeczy o których wspomniałem. Nie był zainteresowany przedstawionymi listami popierającymi moją podróż między innymi z MSZ, Ministerstwa Kombatantów czy PZM i Automobilklubu Polski. Niestety, to było smutne i żałosne dla mnie odczucie. A na dodatek „vice” odradzał mi podróż przez Pakistan. Innej drogi nie podsunął. …A ja przecież musiałem wrócić do kraju drogą w takiej beznadziejnej sytuacji.

Mój ojciec by powiedział po swojemu, zostaw tych „panków” w spokoju, rób po swojemu. Ojciec był świadkiem 40 lat temu w polskim konsulacie w Nowym Jorku kiedy konsul Maksymilian Służewski nie poparł mojej podróży polskim samochodem „Fiatem 125p” dookoła świata po skupiskach polskich. Musiałem podróż odbyć innym pojazdem – Volkswagenem garbusem – popularnym „Pryszczem”, który ozdabia dziś zloty volkswageniarzy tak w Polsce jak i w Europie. Wtedy ojciec również odradził mi czapkowanie dla sprawy polskiej przed, w jego odczuciu, nie Polakami. Propagowanie polskiego produktu po świecie dla konsula było nie ważne. A przecież wszystkie swoje podróże pokrywam z własnej kieszeni i cieszę się jak ktoś bierze w tym udział. Podróżnicy to nie turyści czy handlarze, oni jadą z wyznaczonym celem. Mijają czasy kiedy placówka polska dokładała się do szerzenia polskości w świecie i była przystanią dla podróżników. Obecnie odczuwa się, że pracownicy cieszą się z pracy dyplomatycznej dla swojej egzystencji. …Zostałem sam na pastwę losu jak nieraz w swych podróżach. Leciały tygodnie a ja wciąż czekałem na pakistańską wizę. No cóż, zmieniłem miejsce zamieszkania. Z parkingu ulicznego i w „Parku Nehru” niedaleko polskiej dyplomatycznej placówki zatrzymałem się przypadkiem w „Geust Hause” przy misji katolickiej (nie polskiej) by mieć dach nad głową i miejsce do użycia laptopa. Musiałem opracować strategię by wrócić szczęśliwie do kraju przed upływem ważności dokumentów na samochód.

Niezapomniane spotkania

W między czasie czekania na pakistańską wizę poznałem przypadkowo, dzięki „Zabawce” z polskimi emblematami, działaczy Polskiego Związku Bokserskiego, którzy przylecieli z zawodniczkami na mistrzostwa świata odbywające się w New Delhi. Tak zaprzyjaźniłem się z Mietkiem, Sławkiem, Andrzejem i Jurkiem  spędzając kilka dni razem na zawodach, obiadach, basenie, wycieczkach i pożegnalnej imprezie. Jestem im wdzięczny, gdyż w młodości trenowałem trzy lata boks i lubię ten sport, który nie raz przydał mi się w podróżowaniu po świecie. Niezapomniana noc pożegnalna nowych bokserskich mistrzyń świata trwała do rana. Przekąsek, trunków i słodkości nie zabrakło. Kelnerzy roznosili na tacy szybko aż do przesady gdy zauważyli puste miejsca na stolikach w hotelowym ogrodzie. …Ckni mi się za nimi.

Wolny czas wykorzystywałem też na uczestniczeniu w różnych imprezach kulturalnych. …I tak zabijałem nudę biorąc udział w zorganizowanych wycieczkach w stolicy i do dalszych miast miejskim transportem oszczędzając Zabawkę”, która ucierpiała w kolizjach po zatłoczonych drogach gdzie prawidła jazdy nie istnieją. Tu nadmienię, że jak chcesz się sprawdzić w roli kierowcy to wybierz się do Indii na test. Słabostki wyjdą przy pierwszym miejskim rondzie.

…New Delhi jak całe Indie jest kopalnią zabytków, kultur, obyczajów, bogactwa i strasznej nędzy – nie dających się zwiedzić za jednym razem. To kraj największych kontrastów na świecie. Sugeruję zobaczyć między innymi: „The Louts Temple”, „Gandhi Smiriti”, „Numayun’s Tomb”, „Taj Mahal”, „Parliament House”, „Lakshmi Narayan Temple”.

    W pamięci zostało wystąpienie w sławnym miejscu kultury i sztuki New Delhi – „India Habittat Centre” – wspaniałej polskiej operowej wokalistki – Katarzyny Chęsy z Torunia. Jestem jak inni pod wrażeniem jej głosu i wykonanych utworów. Wymienię choć kilka: Ave Maria – F. Szuberta, „Dziękuję Mamo” i „Człowieczy los” – Anny German, „Mów do mnie jeszcze..” – M.Karłowicza, Tańczące Eurydyki” – K. Gartner i wiele pięknych polskich kolęd wypełniło niezapomniane spotkanie. Bez mikrofonu rozbrzmiewał głos po końce sali wypełnionej gośćmi po brzegi. Podobnie wyglądały poprzednie występy naszej polskiej perły głosu na Sri Lance kilka dni przed. Brawo Katarzyna za tak wspaniały wieczór i azjatyckie tourne.

Szkoda, że Indie znajdują się daleko od Polski i istnieje biurokracja i korupctwo na granicach. Turystów zmotoryzowanych nie brakuje w Europie, którzy czekają na łagodniejsze warunki przekraczania azjatyckich granic. Gdy zapytałem z ciekawości na granicy celnika, którym jest mój samochód w tym roku z europejską rejestracją. Odpowiedź zaszokowała mnie – drugi. To dowód jak azjatyckie kraje stawiają na samolotowy przemysł turystyczny hamując prywatne podróżowanie po lądzie. Jadąc przez Indie jak i przez azjatyckie kraje nie zauważa się przydrożnych parkingów na postoje czy sklepików z zaopatrzeniem na stacjach benzynowych. Autostrady są wypełnione transportowymi samochodami lub autobusami, które jadą sobie w wolnym stylu stwarzając korki i kłopot w wyprzedzaniu.

Zbliżyły się Bożonarodzeniowe Święta a ja ciągle czekałem na otrzymanie pakistańskiej wizy mieszkając w środku New Delhi w hoteliku przy Katedrze „Sacred Heart of Jezus” zbudowanej w 1935 roku. Miałem tam okazję porównać z polską tradycją świętowanie. Brak mi było „pasterki”. Makieta stajenki z żłobkiem, królami i zwierzętami w skali 1:1 znajduje przed frontem Katedry na placu okrążonym wysokimi kwiatami w doniczkach. Oświetlona jest do późnych godzin nocnych, budynek katedry ozdobiony od góry do dołu sznurami kolorowych lampek, na frontowej ścianie do północy migały kolorowe światełka dla tłumów różnych religii lubiących podziwiać uroczystości naszego religijnego świętowania.

Wieczorami do północy w dzień przedświąteczny z boku katedry odbywało się ogólne śpiewanie przez odwiedzających z akompańjamentem muzycznym. W Boże Narodzenie Masza o 11:30 i cały dzień katedra otwarta dla zwiedzających w zorganizowanym szlaku pilnowanym przez rząd policjantów . W drugi dzień świąt odbyła się Masza św. wieczorem i to wszystko.

…Przed Nowym Rokiem odwiedziłem jeszcze raz pakistańską ambasadę w sprawie wizy. Myślałem, może… Odpowiedź oficera do spraw wizowych zabrzmiała: „jeszcze czekamy na list z Islamabadu – Ministerstwa Turystyki”. Trochę cierpliwości do środy i wiza będzie w twoim posiadaniu. Znałem te szczekanie od tygodni, nie miałem wyjścia, czekałem.

Do Siego Roku! z Indii, 20 kraju mojej podróży.                                                                                Jędrek   

Nieco statystyki:

Dni w podróży: 211 (w Indiach – 75, w New Delhi – 41)

Ilość przejechanych krajów: 20

Trasa: „Zabawką” po lądzie:Europa: 1.POLSKA (Warszawa, Kraków), 2.SŁOWACJA, 3.WĘGRY,

         4.SERBIA, 5.BUŁGARIA. 6.TURCJA Polonezkoy, 7.GRUZJA Batumi, Tbilisi, 8.ROSJA Wołgograd,

         Samara, Omsk,Tomsk, Irkuck, Czita, Chabarowsk, Władywostok.  Promem do: 9.KOREI PŁD, jazda

         z Donghae do  Pusan. Cargo do: 10.SINGAPURU. (W międzyczasie turystowanie przez:

         11.TAIWAN Taipei, 12.FILIPINY Manila, 13.BRUNEI, 14..INDONEZJA, Florence, Komodo, Do

         Singapuru – spotkanie z „Zabawką). Dalej po lądzie: 15.MALEZJA Kuala Lumpur, 16.TAJLANDIA

          Bangkok, 17.KAMBODŻA Phnum Penh. Powrót do Tajlandii, 18.MIANMA (BIRMA) Naypyitaw, 19.

          BANGLADESZ Dakha, 20.INDIE Kalkuta, Madras, Mombay, N.Delhi,  

Przejechanych od startu: razem – 30 000 km – w tym  innym transportem:3200 km.

Co z samochodem? Turcja: – zmiana hamulców i łożyska w przednim lewym kole. Rosja: – zgubienie

          kołpaka i skrzywienie felgi, – zmiana oleju. Malezja: – wymiana wszystkich żarówek po prawej stronie,

          wymiana mechanizmów  hamowania w tylnych kołach. Tajlandia: – zgubienie kołpaka.

          Kambodża: – Mototaxi przytarł prawy bok, – kapeć prawe tylne, – zmiana klocków w tyle,

          przetoczenie tarcz i wymiana łożyska w lewym kole. Tajlandia: Po drodze – komplet nowych

          opon. Bangladesz: – ciężarowy samochód wgniótł prawy przedni błotnik na zakręcie, Indie: po drodze

          – transportowy samochód zgniótł prawy bok z tyłu i zostawił rysy, szkolny autobus zgniótł prawe

          lusterko, osobowy samochód  zgniótł prawą oprawę lusterka, Moto-riksza wgniotła tylne drzwi,             

Wypadków: 0

Potrąceń: 1  pies (Indie)

Chorób: 0                                        

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Azja – Indie (20 kraj) part 2

Życzenia Świąteczne

WSZYSTKIM MIŁOŚNIKOM DALEKICH PODRÓŻY ZASYŁAM Z AZJI   

      WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA

                    I DOSIEGO 2019 ROKU!

                                                 – wagabunda Andrzej Jędrek Sochacki

  Indie, New Delhi, grudzień 2018 rok

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Życzenia Świąteczne

Azja – Indie (20 kraj) part 1

Pod górę po piaszczystej drodze przygranicznej z Mianma dotarłem do indyjskiego budynku. Odprawa paszportowa i celna z użyciem Carnet de Passages w błyskawicznym tempie. Nie spodziewałem się tego. Zmiana kierunku ruchu na lewostronny.

Jechałem tego dnia do oporu by jak najdalej być od poprzednich kłopotów i zmartwień. Mój dzienny limit czasowy jazdy jest do 17:00, później szukam bezpiecznego miejsca na nocleg. Tego dnia miła niespodzianka. Kiedy pytałem o bezpieczne miejsce jednego żołnierza przy bramce koszarowej. Ten zadzwonił do szefa i przedstawił sprawę. Wezwany zostałem do telefonu i po rozmowie z komendantem stałem się jego gościem. …Do późnych godzin zszedł czas w kantynie wśród dowódców. Wróciłem do gościnnego pokoju w towarzystwie żołnierza oświecającego drogę latarką. Rano kucharz przyniósł kawę i śniadanie.

Jeszcze śpiący opuściłem koszary o 8-mej. W planie miałem drogę do Kalkuty przez Dakha w Bangladesz. Zrezygnowałem z okrążenia kraju ze względu na zbliżającą się jesień i kiepskie w tym rejonie drogi. Na skróty w deszczu i błocie po osie, po wybojach powoli jechałem w stronę granicy z Bangladesz do Agartala. Po drodze zatrzymałem się w małym motelu by wieczór spędzić na hinduskim festiwalu „Durga Puja” trwającym cały tydzień. To była kulturowo religijna ekstrawaganza. W świetle kolorowych artystycznie wykonanych, w różnych miejscach miasta  makiet, wśród mrowia ludzi chodzącego po jezdni jak po chodniku, wśród straganów z rozmaitymi produktami i bibelotami festiwalowymi od części motorowych po kulinarne przystawki zszedł mi czas do północy.

Powoli dotarłem do granicy. Odprawa sprawna bez pytania o Carnet de passages. Pobranie pieniędzy z ATM i dalej po lepszych drogach w stronę Dakha. Miasto zmieniło folklor jazdy pedałowymi rikszami na motoriksze. Ciasno wszędzie, na ulicach jak i na chodniku. Ludzie biedni ale uśmiechnięci, jedzą palcami ryż okraszony jakimś pachnącym sosikiem. Woda i czasami mleczna herbatka na popicie. Trzeba pamiętać, że je się tylko prawą ręką.

 Po drodze przeprawa promem po rozlewisku rzeki Patoria i spędzenie nocy w hoteliku ostatniego miasta przedgranicznego. Na indyjskiej granicy sprawnie, nawet wręczono mi śniadanie na drogę (dwa jajka, placek mączny i butelkę wody do popicia). Uzupełniłem jedzenie po drodze herbatką i daktylami.

Przejechałem przez Kalkutę nigdzie nie skręcając. W przeszłości odwiedziłem ją dwa razy. Dotarłem do autostrady północ – południe „NH-66” (NH National Higway – państwowa autostrada) by udać się na cypelek kraju w stronę Sri Lanki. Nie spiesząc się jechałem czasami w tłoku ciężarowych samochodów, wałęsających się krów, psów, kóz i ludzi po jezdni. Czasami autostrada przechodziła w wąską ulicę i nie było rady na przyspieszenie. „Zabawka” od czasu do czasu była potrącana w tłoku gdzie przestrzeń pomiędzy pojazdami jest na wielkość lusterek bocznych. Nie było sposobu na zatrzymanie się, na wezwanie policji, nawet nie było miejsca z boku na otworzenie drzwi by wysiąść. Taki tłok jest niewyobrażalny w normalnych drogowych warunkach. Brak linii na jezdniach powoduje, że rzędów samochodów jest trzy razy więcej niż powinno być w bezpiecznym trafiku. Ludzie jadą pod prąd, pchają się stale być pierwszym, szybszym. Włosy się jeżą, skóra cierpnie. Mijanka jest na milimetry w szybkości i w świecących reflektorach. Kierowcy nie znają ustępstw, kto szybszy ten lepszy i bezpieczniejszy. W przepychankach liczy się psychika i ryzyko. Nie zwalniam, zatrzymuję się po prostu przy poboczu i jadę dalej. Jednym słowem cyrk na jezdni w dzień jak i w nocy. Do takiego chaosu na jezdni trzeba się przyzwyczaić i podjąć ryzyko jazdy, nie wolno się bać, bo nie wyjedzie się z domu. Moją dewizą podróżowania jest odpoczynek po kilku godzinach jazdy a szczególnie po zachodzie słońca.

 Indie są krajem, wydaje się przeludnionym, drugim co do wielkości na świecie w populacji. Za 10-14 lat przegonią Chiny i co wtedy będzie? Dziś na to nie ma jeszcze konkretnej odpowiedzi. Jedni mówią o zmniejszeniu przyrostu naturalnego, inni o stworzeniu dodatkowych miejsc pracy na terenach mniej ludnych przez obcy kapitał.

Jechałem nie zatrzymując się dłużej po drodze, odpuszczałem sobie dłuższe postoje. Za Chennai (dawny Madras) zjechałem z autostrady w okolicy Poducherry w stronę Auroville. Żeby korzystnie wyglądać wstąpiłem do fryzjera. Kolejka. Wybrałem starszego fachowca, młodszy obsługiwał rówieśników. Stary fason: brzytwa i pasek do ostrzenia, nożyczki, podwójne golenie, krem, woda kolońska, masaż skóry, puder – wszystko za 1.5 dolara. Wyszedłem wyglądając z pięć lat młodszy.  

W Auroville

            Od wielu lat marzeniem moim było poznanie tego miejsca. Czekałem do czasu tej kontynentalnej wyprawy. Słyszałem, od pewnego mnicha, o tym miejscu 20 lat temu podczas motocyklowego rajdu dookoła świata jadąc przez Indie z Kalkuty do New Delhi, później czytałem w Internecie ale zawsze brakowało mamony na osobny wypad w ten rejon. Teraz nie popuściłem. Jestem od kilku dni w samym centrum AUROVILLE. Inny świat, cisza i spokój dookoła, nikt się nie ugania za chlebem, nie widzę dzieci żebrzących i bawiących się przy jezdni lub na ulicach, wałęsających się i śpiących gdziekolwiek zwierząt.

W tym roku przypadło wielkie święto, celebrowane jest 50-lecie tego międzynarodowego uniwersalnego projektu założonego w 1958 roku przez Francuzkę na 2,500 hektarach nazwanego Miejscem Matki ze świątynią – „Matrimandir”. Miejsce te skupia ludzi z 32 krajów niezależnie od wyznania czy rasy. Każdy się czuje nie dyskryminowany, każdy może znaleźć dla siebie miejsce do pracy i zamieszkania na stałe. Miejsce ciągle się rozwija i rozrasta urbanistycznie.

            Na otwartym obszarze wybudowano domy mieszkalne, hotelowe, wystawowe, uczelnie, muzea, restauracje, sklepy itp,  zasadzono tysiące drzew, doprowadzono wodę i skanalizowano teren. Ja czułem się jak w nowoczesnej wsi. Jedynym mankamentem jest znalezienie tego miejsca na mapie jak i dojechanie do niego po słabo oznakowanych drogach i ulicach. Miejscowi mieli także kłopot ze wskazaniem prawdziwej drogi. Trzeba było pobłądzić trochę by podziwiać te unikalne miejsce wspierane przez 35 krajów UNESCO plus 23 indyjskie stany.

Według mojej oceny nie każdy nadaje się do osiedlenia tam na stałe. Mimo wielu udogodnień nie jest to miejsce dla mieszczuchów, lub dla ludzi towarzyskich. Trzeba rozumieć życie wiejskie bez komfortu miejskiego. Ulice przypominające drogi polne, nie oświetlone, brak systematycznej komunikacji, miejsca rozrywki publicznej są daleko jedne od drugich, brak ciepłej wody w hostelach, drogo w sklepach jak i w restauracjach, które są okupowane przez odwiedzających w zorganizowanych grupach turystów. Bez przewodnika ani rusz.

Bez swojego środka lokomocji życie jest tam nie ciekawe a szczególnie po zachodzie słońca. Myślę, że to miejsce jest przereklamowane, napędzające turystów. Pomimo ciągłych międzynarodowych nakładów rozwija się powoli. Ale warto skręcić z drogi, żeby zobaczyć życie sztucznie odizolowane od faktycznej indyjskiej biedy obywateli ciągnącej się dookoła stworzonej kolonii przyszłości – Auroville.

Mombaj

Ah! ten Mombaj, kiedyś nazywano go Bombajem który był biznesową stolicą Indii, oknem na świat. Tak jest do tej pory. Nigdy nie miałem okazji zawadzić o te ciekawe miasto. Dzięki poznaniu się przypadkowo po drodze z biznesmenem z Mombaju w Mianma pobyt był atrakcyjny jak i relaksowy. Batth, tu urodzony, okazał się wspaniałym przewodnikiem po tej wielomilionowej metropolii. Zwiedziłem kilka ciekawych miejsc, między innymi: meczet muzułmańskich pielgrzymek wybudowany na wodzie kilkaset metrów od brzegu, Bramę Indyjską, Stary i nowy hotel „Taj Majal”, miejsca święte buddyjskie i kultury chińskiej, restauracje, plaże z masażystami jak i nowoczesne palenie zwłok.

Obecnie rodzina przywozi zmarłego do dużej hali, do piedestału spalenia zwłok jak dawniej. W czasie odprawiania modlitwy pogrzebowej pracownicy biorą zwłoki i przenoszą do pieca krematoryjnego by po kilkudziesięciu minutach zwrócić urnę z popiłem spalonych zwłok termicznie i postawić na sarkofagu. Po modłach rodzina zabiera urnę z sobą do domu. Cała ceremonia trwa około godziny.

Zwróciłem uwagą na brak ryksz nawet motorowych. Transport miejski zastąpiony jest przez małe taksówki pięcioosobowe firmy Suzuki, które pomalowane w kolorze żółto-czarnym kręcą się po mieście jak mrówki po kopcu. Tradycyjne ryksze można spotkać jeszcze na przedmieściu Mombaju.

…Po zwierzeniu się o posiadaniu sztucznego biodra Batth zaprosił mnie na wycieczkę do miejsca fabrykującego endoprotezy którego jest reprezentantem. Jechałem z myślą, że zobaczę nowoczesną produkcję wyrobów ortopedycznych na wysokim poziomie. A tu rozczarowanie. W starych budynkach prawie ręczna manufaktura z przed 50 lat robi hałas dookoła. Kilku pracowników obsługuje przedpotopowe maszyny by w końcówce zapakować, w pudełka z piękną etykietką, wyroby trafiające do potrzebujących zamienić swoje biodro na protezę. Mając pojęcie o warsztacie mechaniczno produkcyjnym jestem pełen podziwu dla umiejętności mechanicznych pracowników, nazywanych w Polsce „złotą rączką”. Z obejrzenia gotowej endoprotezy nigdy bym nie przypuszczał, że tworzona może być prawie ręko-dzielnym sposobem, …a jednak, działa wyśmienicie.

Pozdrawiam z Mombaju                                                                                                               – Jędrek

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Azja – Indie (20 kraj) part 1

Wspomnienia z MIANMA (Birma)

Nieco oderwanych wrażeń z pobytu tak innego

Mianma był 18 krajem z wielu przez który musiałem przejechać żeby zakończyć podróż dookoła Azji rozpoczętą w Polonezkoy, Turcja. W polskiej osadzie, niedaleko Istambułu,  założonej przez księcia Adama Czartoryskiego w XIX wieku. Opiszę nieco przygodę kilkudniowego pobytu w jednym z tych krajów.

Nie było innej drogi z Tajlandii by dostać się do Indii. Mając w posiadaniu  wizę do Mianma, to było nie wszystko. Na granicy usłyszałem, że muszę mieć „permit” (przepustkę) na poruszanie się po kraju. A to kosztowało 800 USD i czekania trzy tygodnie. Na dodatek musiałem jechać z asystą „turystyczną”, tzn. agentem podróży spotkanym na granicy co załatwiał pozwolenie na przejazd i facetem z ministerstwa, departamentu turystycznego. Gdy zapytałem dlaczego aż dwóch mam wieźć? Padła natychmiastowa riposta – nie musisz, możesz wysłać kontenerem samochód do kraju bez problemu, inni tak robili. Pomożemy ci nawet w Rangun załatwić transport.

OK. Zakotwiczyłem się w przygranicznym hoteliku po stronie Tajlandii i czekałem na dzień wyruszenia dalej. Czas zleciał mi na zwiedzaniu okolic, pisaniu i gimnastyce. …W małej  osobowej toyocie dwóch byków siedziało po turecku na moim łóżku pukając głowami w sufit na wybojach jadąc po sfatygowanej starej drodze.

Musiałem znosić nieproszone towarzystwo trzy dni za 800 USD! wpłacone z góry. Przeładowany samochód ucierpiał, po kiepskiej dziurawej drodze wysiadły amortyzatory. Jak zapytałem kto będzie naprawiał to patrzyli się jeden na drugiego i ani słowa. Problem został na mojej głowie. Ale cóż nie było rady, na te układy.

…Obstawa po drodze stołowała się w hotelowych restauracjach kończąc posiłek piwkiem, czasami nie jednym, oczywiście za moje wpłacone im pieniądze.  Była to dla nich życiowa uczta by sobie pozwolić na zachcianki. Normalnie to restauracją ich jest uliczna, przy straganowa speluna. Wykorzystali jazdę jak mogli gdyż taka okazja trafia im się bardzo rzadko w życiu, może raz lub kilka razy w roku. Tu nadmienię jeden przypadek. …Gdy przekraczałem granicę indyjską zapytałem celników z ciekawości, którym pojazdem jest mój samochód w tym roku przejeżdżający przez granicę z rejestracją europejską. Odpowiedź nie do wiary: …drugi. To było potwierdzenie na rozwijającą się turystykę lądową. Bzdety propagandowe w masowych środkach przekazu to jedno mydlenie oczu w kraju i na zewnątrz w świecie. Prawda podróżowania lądowego jest żałosna. Azja to nie Europa, to życie pod pręgierzem klasy panującej. Biurokrację i korupcję czuć na porządku dziennym. Szaremu człowiekowi pozostało żyć i się cieszyć, że ma co zjeść. Tak piękne wrażenia z podróżowania odbiera jakiś głupi przepis zależny od tego co jest na górze w hierarchii dominującej kraju.

Po dojechaniu do hotelu przy granicy indyjskiej okazało się, że wszyscy się znają, od recepcjonisty do komendanta granicznego. Po zgłoszeniu, że dojechałem cało, w kopercie od jednego z nich wylądowała gotówka dla komendanta położona na stole, jakby nigdy nic. Tylko spojrzał spod oka. Od razu złagodniał i sprawę przyspieszył od ręki.

Towarzysze podróży po skończonej misji wrócili do domu. Odetchnąłem, zatrzymałem się w tym hotelu

            Gdy w nocy ukradziono mi dokumenty z samochodu na parkingu strzeżonym kamerami poszedłem na policję złożyć raport. Tam jeden drugiego krył, bawili się ze mną. Stwierdzili, że dokumenty muszą się znaleźć nawet za kilka dni. …Nie potrafili napisać raportu, musiałem im podyktować. Na drugi dzień podjechała pod hotel policja. Prawie rozkazem usłyszałem żebym opuścił kraj, wszystko jest załatwione a dalej to mogę pokazać raport z policji i kopie „Carnet de Passage” zrobione wcześniej. Laicko to wyglądało. Uparłem się i powiedziałem, że nie ruszę się dalej bez dokumentów.

Pewnej deszczowej nocy spałem twardo w samochodzie, nie chciałem spać już w hotelu. …Dokumenty zostały wrzucone do środka przez uchyloną szybę, nawet nie słyszałem kiedy. …Tchórze,  pomyślałem. Dałem sobie spokój z tą ”mafią”, bez pożegnania wyjechałem i przejechałam granicę. Tam znali moją sprawę i odprawili szybko bez sprawdzania. Widoczny z daleka napis „India” ucieszył mnie.

Kto lubi przyrodę, dzikość to Mianma jest tym miejscem. Ludzie uśmiechnięci mimo biedy, uprzejmi na swój sposób, tempo myślący. Lubią powtarzać po kilka razy jakiś problem do załatwienia by go przyswoić sobie. Spotkałem się z tym powtarzaniem często po drodze w Azji i Afryce.

Jadąc przez kraj czuło się nie zniszczoną naturę po obu stronach drogi. Pola, krzewy, drzewa wszystko nie pielęgnowane. Mosty od 100 lat nie remontowane aż strach je przejeżdżać, dzwonią wszystkie części metalowe i śruby poodkręcane czy skorodowane. Doły na poboczach, doły na jezdni robią drogę niebezpieczną do jazdy, szczególnie w nocy. Szosa wąska, brak mijanek, samochody mijając się muszą zjeżdżać na pobocze lub zatrzymywać się bezpiecznie.

 Mało jest widocznych hoteli czy typu „Guest Hause”. Ruch turystyczny niewidoczny, widać autobusy wiozących ludzi- turystów. Przemysł turystyczny jak w całej Azji autobusami kwitnie lecz  prywatnie bardzo znikomo. Wycieczki zorganizowane przez biura podróży ze wspaniałymi i kuszącymi reklamami korzystają z transportu samolotowego, autobusowego i przewodników prowadzących do miejsc zatrzymania się z naganiaczami wykupienia kiczy pamiątkowych, typu „made In China, Wietnam itp. Zwiedzanie pozostawiają na drugi plan.

Na ogół ludzie mili, uśmiechnięci chętni do rozmowy, tylko brak języka jest barierą, czuło się jakby coś chcieli przekazać, wygadać się. Handlują czym mogą, najwięcej to owocami, które rosną bez żadnego kultywowania.

Dużo miejsc jest dziewiczych, nie zmienionych, nie odnowionych po kolonizatorze, zarośniętych. Dużo świątyń do zwiedzania i innych miejsc ciekawych, mniej znanych biurom podróży, odległych od siebie jest nie znanych. Podczas eskortowej jazdy moi mili kompani podróży  dali się namówić na zajechanie z zaplanowanej marszruty do świątyń daleko od szlaku turystycznego. Zrobiłem kilka zdjęć na pamiątkę tych nieodrestaurowanych miejsc religijnych.

Mianma jest krajem dla ludzi lubiących naturę. Wszędzie zielono, miejscami jeszcze dziko. Ciężko osiedlić się na stałe cudzoziemcowi lubiącemu spokój nawet po ożenku z tubylką. Poznałem przypadek gdzie będąc w związku małżeńskim z Mianmijką Hindus nie może zamieszkać na zawsze razem żoną w Mianmii zachowując swoje obywatelstwo. Są razem przez jakiś czas raz u niej, raz u niego. I tak zleciało im kilkadziesiąt lat razem.

…Ogólnie kraj zamknięty od wewnątrz i zewnątrz dla swobodnego podróżowania a szczególnie cudzoziemców. Na granicach województw są punkty kontrolne przejeżdżających samochodów. Kraj otwarty na wycieczki zorganizowane lub z tubylcem za kierownicą w swoim samochodzie. Ci mają zielone światło. Myślę, że bardzo rzadko zdarza się podróżować po Mainmi własnym samochodem bez dodatkowych komplikacji.

Podróżnikom wybierającym się w te rejony Azji własnym samochodem życzę, trzymając kciuki,  – Good Luck!.

-Jędrek                                                                                                                                                                                                                    centrumwagabundy@yahoo.com

Grudzień, 2018

Posted in Azja 2018 | Comments Off on Wspomnienia z MIANMA (Birma)

Quiz o już starszawym Jędrku

Poznajmy Go lepiej
1. Miejsce urodzenia: Targówek warszawski
2. Kiedy? Nie pamiętam, dawno to było
3. Znak zodiaku: Lew
4. Stan cywilny: wolny
5. Wiek: niestety, po 70-tce
6. Szczęśliwa liczba: „13”
7. Latorośl: córki Anna i Joanna, syn Cezar
8. Najmilsze wspomnienie: balanga po otrzymaniu magistra
9. Samochód: Corvette i „Limo”
10. Motocykl: Harley Davidson
11. Hobby i zainteresowania: podróże w nieznane i muzyka
12. Z kim podróżujesz? W pojedynkę
13. Dlaczego? Drogo i długo
14. Kłamiesz? Nie kłamię
15. Kogo się lękasz? Głupiego
16. Kiedy przebaczasz? Pierwszy błąd
17. Znajomi: ciekawi i słowni
18. Przyjaciele: niestereotypowi
19. Upodobania muzyczne: klasyka, jazz
20. Muzyczny instrument: pianino, organki „Picollo”
21. Ulubione książki: futurologiczne
22. Mój ulubiony refren: „Przyjdzie walec i …”
23. Kuchnia: wegetariańska
24. Ulubione danie: tatar
25. Ze słodyczy: czekolada i napoleonki
26. Z alkoholi: czysta zwykła
27. Zawsze bym zjadł: pyzy
28. Kolację z: nieznajomą poetką
29. Najbardziej lubię: odpoczywać na plaży
30. Uwielbiam wspominać: przygody
31. Ulubione kolory: biały i niebieski
32. Ulubione zwierzęta: pies i gołąb
33. Trzy stany skupienia: słońce, piasek, woda
34. Nie znoszę: krytykantów
35. Najbardziej poważam: ludzi słownych
36. Seksowna dziewczyna: z nogami po szyję
37. Bohater dnia codziennego: ten co go przeżył bez pracy
38. Dziewczyna marzeń: wiecznie młoda
39. Ulubiona aktorka: Małgorzata Foremska
40. Ulubiony aktor: Tom Cruise
41. Ulubiony muzyk: Yanni
42. Ulubiony piosenkarz: Elvis Presley
43. Pisarz: Stanisław Lem
44. Ulubione powiedzenie: szukam pracy
45. Nigdy nie umiałbym: odmówić pomocy
46. Gdy patrzę w lustro: poprawia mi się humor
47. Ulubiony sport: lekkoatletyka i UFC
48. Wielką fortunę przeznaczyłbym: dla utalentowanych bez szczęścia
49. Nigdy nie miałbym ochoty: zazdrościć czegokolwiek
50. Najpiękniejsze miejsce na ziemi: Rio de Janerio
51. Gdzie twój dom? Cały świat
52. Moja dewiza życiowa: nie zmieniać się
53. Nie lubię: zostawiać na jutro
54. Odwaga: rzucić pracodawcę na okres podróży
55. Ważne chwile: te małe, niepowtarzalne
56. Lubię: dzielić się doświadczeniem
57. W wolnych chwilach: czekam na nie
58. Koniec z podróżami? Nie myślę o tym
59. Na emeryturze: to, na co nie miałem czasu przed
60. Jak z sukcesami? Wielkich nie miałem
61. Porażki: na sportowo
62. Nie znoszę: chamstwa i zazdrości
63. Brzydzę się: oblizywać palce
64. Imponujący ludzie: co udzielają się społecznie
65. Nigdy nie odważyłbym się: okraść znajomego
66. Najchętniej zmieniłbym w swoim środowisku: ignorantów
67. Jestem: niepoprawnym optymistą
68. Siebie określam: niecierpliwy
69. Marzenie: czuć się ciągle młodym
70. Gdybym urodził się ponownie? Żyłbym podobnie, tylko szybciej
71. Wizja świata: grupka rządzących, reszta poddani
72. Szczęście: spotkać odpowiednią osobę na drodze życia
73. Lubię podróże: każde
74. Następna wyprawa: dookoła świata cruzerem przez wszystkie oceany
75. Marzenie: dożyć w kondycji do 120 lat!
zebrała Laura
Mombaj, Indie, 2018

Posted in Rózne | Comments Off on Quiz o już starszawym Jędrku