Wieści z trasy

WENEZUELA (b)
Zwyczaje, …obyczaje

Po kilku dniach pobytu w Caracas odczułem, że to jest inne miasto, obce miasto niż te, które znałem z poprzednich odwiedzin. Ulice brudne, zaśmiecone, stare konstrukcje nie remontowane, brak oznakowań ulic zmusza kierowcę jeździć na azymut. Co dzień prawie jakaś ulica jest nieprzejezdna z powodu organizowanych lokalnych manifestacji. Króluje bezład i nieporządek. Ludzie nawet w dzień boją się spacerować, używają taxi przy każdej potrzebie poruszania się. Widoczny ruch uliczny jest w godzinach przerwy objadowej. …Im byłem dłużej tym byłem więcej wstrząśnięty tą sytuacją.

Jadąc od granicy brazylijskiej spotykałem coraz większą ilość patroli drogowych. Zatrzymywali mnie czasami kilka razy dziennie, żeby pogadać a nie sprawdzić dokumenty. Zrobiło to na mnie wrażenie bezpieczeństwa w podróżowaniu. Ale szybko zmieniłem zdanie, kiedy widziałem na własne oczy jak wojak wsadził rękę do kieszeni zatrzymanego i wyciągnął gotówkę, być może jedyną, …w celu rabunkowym. Nie było mowy o odzyskaniu, groźba maszynowym automatem wyciszyła sytuację. Pozostał tylko cichy płacz.
Powiedziałem to Justynie. Ona na to: że kilka lat temu padła ofiarą rabunku i bandytyzmu w biały dzień. Jakiś drań otworzył drzwi w samochodzie i zarządał okupu, dorwał torebkę wiszącą na szyi i ciągnął. Justyna nie dała za wygrane i złapała torebkę, nie chciała puścić. …Huk usłyszała i nic już nie pamięta. Znalazła się w szpitalu. Szczęście wielkie, kula utkwiła gdzieś w brzuchu nie dziurawiąc organów. …Zrozumiała jest dla mnie jej lekka nerwowość i brak cierpliwości.
Otworzyło mi to oczy. …Jadąc modliłem się, żeby mnie taka sytuacja nie spotkała, gdyż pozbycie mnie czegokolwiek byłoby stratą w podróży nie do nadrobienia. …Czujnie jechałem w Brazylii po zamordowaniu polskich podróżników w dżunglii amazońskiej. Ale to było na terenach dżunglii gdzie prawo nie dosięga. …A tu na ruchliwych drogach piekło w biały dzień pogarsza się z roku na rok.

Wyjechałem z Caracas.

…Udałem się do La vela de Coro by pochodzić dla rozluźnienia po karaibskiej plaży przed dłuższym odcinkiem do Maracaibo, do którego zajechałem szczęśliwie wieczorem. …Piękną autostradą z mostu ponad zwężeniem jeziora-zatoki Maracaibo dobiłem do granicy miasta. …Nie było czasu na szukanie ekonomicznego hotelu typu „Hospedaje”. Na dodatek słabo oświetlone ulice skróciły czas rozglądania się za noclegiem.
Zatrzymałem się w hotelu „La Fe”, …aby do następnego dnia. …Kolację zaliczyłem w pobliskim Barze – Pizza widocznym z hotelu. Właściciel baru Senior Miuller, kiedy zobaczył „Zabawkę” zaprosił od ręki znanego dziennikarza na przeprowadzenie wywiadu do prasy, …pomógł mi wynająć prywatną kwaterę na następny dzień i zdobył też kontakt do jedynej polskiej rodziny mieszkającej w Maracaibo.
…Z rana, kiedy poszedłem na śniadanie, pokazał mi już wydrukowany artykuł w największej dziennej gazecie „Panorama”. Ucieszony był, że zdjęcie w dzienniku było zrobione na tle firmowego napisu „Cherki – Pizza”. …Na prośbę Miullera parkowałem „Zabawkę” przed pizzeryją. …Przez najbliższych parę dni serwowano mi gratis różne rodzaje pizzy do wyboru. …Pizza „Hawayana” była nie do pobicia. Gdy jadłem sok z ananasów ciekł po palcach.

…Spotkałem się z Polką Ewą na moment, gdyż nie mogła sobie pozwolić na dłuższą przerwę. Ekspresowo wymieniliśmy kilka zdań. …Mieszka od kilkudziesięciu lat w Wenezuelii a w Maracaibo kilkanaście, od czasu pracy męża w Filharmonii jako skrzypek, jej zawód z Polski – tancerka a tu ekonomistka w hotelowym biurze.
Pani Ewa dopowiedziała mi o panującym bezprawiu. Sama kilka lat temu straciła samochód w biały dzień, jak przez uchylone okno zobaczyła koło głowy pistolet i ryk słów: wynoś się, bo koniec. …Wysiadła w szoku pośpiesznie, bandyta odjechał, …do dziś czeka na odszkodowanie. Wytłumaczyła mi fakt z policją. Że ona jest do pilnowania nie porządku publicznego a prezydenta, który potrzebuje w utrzymaniu się przy władzy.

…Innym głośnym zdarzeniem było zatrzymanie na głównej autostradzie, przez kilku uzbrojonych bandytów w przebraniu policjantów, autobusu jadącego z Maracaibo do Caracas. Dla posłuszeństawa pasażerów zabito dwóch mężczyzn, wszystkim odebrano bagaże, kosztowności, komórkowe telefony i pieniądze. …Zgwałcono kilka niewiast i odjechano. Ślad po nich zaginął. …Została tylko wzmianka prasowa.

Ewa prosiła mnie, żebym nie jechał tą północną drogą przy Morzu Karaibskim, bo mogę stracić wszystko i życie też. Sama nie wychodzi z domu, do pracy dojeżdża taksówką. Zakupy robi jej służąca, sprawy załatwia w towarzystwie znajomego kierowcy. Z mężem wychodzą na spacery w większym towarzystwie znajomych.
…Włosy od tego momentu zaczęły mi się jeżyć na głowie. Czułem jakby ich przybyło więcej ze strachu.

…Pewnego dnia znajomi właściciela Pizzy wzięli mnie na przejażdżkę po mieście. Zwiedziłem odrestaurowany kościół Św. Cecyli, pasaż w miejskim parku, Rzymską Katedrę z jej bogatym wnętrzem, brzeg jeziora z placami i miejscami rozrywkowymi i antyczną część Maracaibo z jej barową atmosferą. Zchodzeni wstąpiliśmy na piwo do jednego baru „Ho-Ho”. …Od wejścia rozweselała muzyka latinoska. Ludzie śpiewali razem z grającymi, niczym „praska mordownia” tylko w lepszym wydaniu. Żeby zaoszczędzić czas na oczyszczanie stołów z pustych butelek, kelnerki podstawiały pod stoły kolorowe skrzynki na odkładanie butelek. Dobry zwyczaj. Turystowanie miejskie pozostanie w pamięci.

Nadszedł dzień wyjazdu z Maracaibo. Musiałem się pożegnać, pogadać, wypić zimne piwo, przyjąć owoce na drogę i obiecać, że tam wrócę. …Oczywiście, jest to w moich marzeniach. Myślę, że ludzie zrozumieją dyktatorską władzę i zmienią kraj w stronę przodujących krajów a nie upadających podobnych do Kuby i Północnej Korei.
Jadąc do Wenezueli byłem przekonany, że jak wszystkie kraje łacińskie podwyższają standard życia to. Wenezuela też, będąc jednym z krajów gdzie czuło się bogactwo. Dziś turyzm i podróżowanie w tym kraju wycofuje się w szybkim tempie widząc i czuć groźbę rozboju na każdym kroku bez jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. …Taka sytuacja musi się zmienić, żeby życie toczyło się w normalnym tempie.

…Przy brzegu Zatoki Wenezuelańskiej (Golfo de Venezuela) pojechałem jednak, mimo ostrzeżeń, na północ przez San Rafael, Sinamaica do Paraguaipoa leżącej na granicy z Kolumbią. W połowie drogi dotankowałem najtańszej w świecie benzyny. Jechałem ostrożnie i czujnie po negatywnym nastawieniu do tej części kontynentu. Przed granicą kilkukilometrowy odcinek drogi dał się we znaki. Dół był dołem pokryty. …Ale dobrnąłem pod graniczny budenek w zapomnieniu o strachu, bez awarii. Odprawa emigracyjna i celna w przyjacielskiej atmosferze wśród ludzi rozumiejących sytuację wprowadziła mnie w dobry nastrój.

Pozdrawiam z ostatniego kraju w mojej pętli po Ameryce Południowej.
– Jędrek

Kilka cyferek:
Ilość dni pobytu – 11
Przejechany dystans w Wenezueli – 1,533 mile (około 2,550 km)
Od Cartageny wokół kontynentu – 16,892 mile (około 28,153 km)
Wydane na benzynę – kilkanaście dolarów USD (1 litr kosztuje 1.35 centa USD)
Złapana 1X guma
Jeden wywiad prasowy
W tym czasie: 1.- USD = 4.4 Boliwara (na ulicy 1.- USD = 7,5 Boliwara)

This entry was posted in Ameryka Południowa 2011. Bookmark the permalink.